ŻYCZĘ WSZYSTKIEGO, CO DOBRE
W sens sprawczy pisania publicystycznych tekstów wątpiłem (na piśmie!) wielokrotnie, więc Państwo wiedzą, że z rubryką rozstaję się bez żalu. Owszem, z Państwem żal się rozstawać, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy sobie pokonwersowali kiedyś na tematy różne, np. na jakiejś kulturalnej miejskiej imprezie. Jeśli zobaczycie tęgawego faceta z ponurą miną, proszę się nie zrażać i podejść. Ponoć zyskuję przy bliższym poznaniu.
Owszem, mogę dziś nieskromnie przyznać, że niektóre z tych sześciuset felietonów miały sens rozweselający. Ale też, proszę pamiętać, koncept nie powietrze... A i z wiekiem coraz mniejszą mam chęć na dowcipy.
Zestarzeć się jako zły felietonista – też wstyd, o czym przekonuję się, czytając dziś w ogólnopolskich pismach teksty ludzi, których kiedyś uważałem za geniuszy pióra. No, niestety.
Przed nami Wielkanoc, więc pozostaje mi życzyć Państwu wszystkiego, co dobre. Przede wszystkim życzę udanych świąt – żeby to dla Państwa był czas duchowego restartu, odnowy.
Ostatnimi czasy wielu, zwłaszcza młodych ludzi, opowiada mi, że polskich świąt w ogóle nie znosi. Zdążyłem też przeczytać kilka wywiadów, w których np. rodzimi artyści narzekają, że święta są okropne, bo wtedy zbierają się w jednym miejscu nienawidzący się członkowie rodziny i wszyscy udają, że jest dobrze i wspaniale.
Nie rozumiem i współczuję. Ale to chyba się na konkretną rodzinę trzeba skarżyć, a nie na święta.
Niedawno do jednego z emigracyjnych czasopism wydawanych w Wielkiej Brytanii pewna pani wysłała długi list, w którym opisała świąteczne wspomnienia z dzieciństwa. Oto fragmencik: „W Wielką Niedzielę budził nas odgłos bijących dzwonów w kościele, więc szybko wstawaliśmy, ubieraliśmy się i szliśmy do kościoła na rezurekcję. Po mszy zasiadaliśmy do świątecznego śniadania. Najpierw dziadek, jako głowa rodziny, dzielił jajko i podając każdemu, składał życzenia. Potem babcia podawała nam po kawałku wędlin i chleba z poświęconego koszyczka, całowała nas w czoło i robiąc znak krzyża na czole, błogosławiła. A po śniadaniu dziadek zabierał wszystkie wnuczęta do ogrodu i dawał zadanie, by znaleźć zajączka, czyli małą niespodziankę dla każdego...”.
Znamienne, że taki tekst napisała emigrantka dla emigrantów. Pewnie się na obczyźnie trochę inaczej świat postrzega, pewnie się za czymś innym niż w kraju tęskni. Z tego listu wyziera nie tylko nostalgia. Jest w nim również afirmacja świata, w którym panowały hierarchia, bezpieczeństwo, miłość – wynikające z wyznawania jakichś wartości. Z wiary, że wartości w ogóle istnieją.
Chyba nie tylko ja mam wrażenie, że te wartości są dzisiaj wymazywane. Albo zamieniane – na wydmuszki.
Więc pożegnam się z Państwem jak na filologa klasycznego przystało – fragmentem tekstu anonimowego poety z V wieku:
„Bóg zakrólował, klaskajcie ludy!
Życie przemogło śmierć, krzyż i piekło,
Kyrie eleison!”