Pomeczowe wypowiedzi - TUTAJ
Zapis relacji live - TUTAJ
Po ostatnich słabszych występach z AZS Częstochowa czy Cuprum Lubin można było mieć lekkie obawy co do dyspozycji radomian. Na szczęście, Czarni przed własną publicznością pokazali ogromną waleczność i determinację i jak najbardziej zasłużenie zdobyli w starciu ze Skrą jeden punkt. Przy odrobinie szczęścia mogli pokusić się nawet o zwycięstwo.
Początek meczu zupełnie jednak tego nie zwiastował. Już w pierwszych fragmentach odsłony otwarcia gospodarze stracili w jednym ustawieniu pięć punktów (4:8). Spory w tym udział dobrych zagrywek Andrzeja Wrony. W dalszej części tego seta mistrzowie Polski kontrolowali przebieg boiskowych wydarzeń i bez większych problemów wygrali do 17.
Podopieczni trenera Roberta Prygla nie zamierzali się jednak poddawać. Podjęli rękawice i walczyli z faworyzowanym przeciwnikiem. Po dobrym ataku Bartłomieja Bołądzia i bloku na Mariuszu Wlazłym, radomianie prowadzili 8:4. Na drugiej przerwie technicznej utrzymali czteropunktową przewagę. Potem jednak trzy oczka z rzędu zdobyli bełchatowianie (16:15). Po autowym ataku Bołądzia było 20:19 co zapowiadało ciekawą końcówkę. Przy stanie 24:21 atakował Nicolas Marechal i sędziowie pokazali, że piłka wylądowała poza placem gry. Trener Miguel Falasca poprosił jednak o challenge, który wykazał, że przyjmujący Skry trafił jednak w radomski blok. Chwilę później zatrzymany został Bołądź, ale w kolejnej akcji się już nie pomylił i miejscowi doprowadzili do remisu 1:1.
Trzecia partia rozpoczęła się od walki punkt za punkt, a najwyższe prowadzenie jednego lub drugiego zespołu wynosiło maksymalnie dwa oczka. Zmieniło się to dopiero w końcówce. Przy stanie 19:19 zagrywkę popsuł Wlazły, potem Marechal został zablokowany, a chwilę później asem serwisowym popisał się Bołądź. Atakujący Czarnych miał w tej sytuacji sporo szczęścia, bowiem piłka po jego zagrywce przetoczyła się po taśmie na drugą stronę i było 22:19. Tej przewagi Czarni nie zmarnowali. Kibice, którzy po brzegi wypełnili tego wieczoru halę MOSiR-u na stojąco obserwowali ostatnie akcje seta i po ataku Wojciecha Żalińskiego mogli unieść ręce w geście triumfu, bowiem gospodarze objęli prowadzenie w meczu (25:22).
Radomianie mieli więc szansę na sprawienie sensacji, za którą niewątpliwie można byłoby uznać zwycięstwo "wojskowych" w czterech setach. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Od samego początku podrażniona Skra dyktowała warunki w tej partii i doprowadziła do tie-breaka.
Decydująca odsłona rozpoczęła się od wyrównanej walki. Bełchatowianie rozegrali trzy akcje, które można było oklaskiwać na stojąco. Kombinacyjne rozwiązania zastosowane przez rozgrywającego Nicolasa Uriarte i ataki Facundo Conte mogły robić wrażenie. Po drugiej stronie siatki odpowiedział Lukas Kampa, który "wyczyścił" siatkę Dirkowi Westphalowi, a ten bez problemów umieścił piłkę w pomarańczowym polu. Drużyny zmieniały strony przy stanie 7:8. Niestety potem trzy oczka z rzędu zdobyli bełchatowianie. Tej straty radomianie odrobić już nie zdołali, ale i tak punkt zdobyty w starciu z mistrzem Polski mogą uznać za sukces.
Cerrad Czarni Radom - PGE Skra Bełchatów 2:3 (17:25, 25:23, 25:22, 18:25, 9:15)
Cerrad Czarni: Bołądź, Pliński, Żaliński, Westphal, Kampa, Ratajczak, Kowalski (L) oraz Wachnik, Oivanen, Grobelny, Kędzierski
PGE Skra: Wlazły, Kłos, Conte, Wrona, Uriarte, Marechal, Piechocki (L) oraz Brdovic, Muzaj