[9:00] 35 stopni na zewnątrz, w naszym Jumpim ok. 40stu!!! Na pewno zrzucimy parę kilogramów. =)
Prysznic na stacji i wioooo!
[10:00] Przemierzamy kręte drogi śródziemnomorskiego wybrzeża. Widoki są oszołamiające, a czasami nawet przerażające. Niestety nie możemy się nigdzie zatrzymać by zrobić zdjęcia. Droga jest wąska, kręta i położona kilkadziesiąt metrów nad skalistym wybrzeżem. Nawet Szymon nie ryzykuje robienia zdjęć w trakcie jazdy.
[12:20] Po wielu karkołomnych zakrętach docieramy do Malagi! Musimy się orzeźwić, więc wskakujemy do morza. Woda jest faktycznie rześka. Rzucanie się pod kilkumetrowe fale sprawia nam ogromną frajdę. Czujemy się jak kilkuletnie dzieciaki. Spędziliśmy na plaży godzinę i z żalem musimy ruszać dalej (tym razem Almeria). Trzeba dodać, że był to dopiero drugi raz podczas całej naszej podróży, kiedy mieliśmy możliwość znużenia naszych zasiedziałych już tyłków. Ten wyjazd to, wbrew pozorom, na prawdę ciężka praca.
[14:00] Ciąg dalszy bardzo zawiłej drogi: góra, dół, lewy ostry, prawy ostry, zwężenie drogi, itp. itd....
[16:00] Mijamy kolejną plażę, która jest całkowicie inna od tej w Maladze (gorący piasek i duże fale). Woda jest znacznie bardziej przejrzysta, plaża złożona jest z malutkich kamyków, a 4 metry od brzegu tracę grunt pod nogami. Widzę, że Szymon szybko płynie w kierunku lądu. REKIN!!! - myślę. ... Okazało się, że poparzyła go Meduza. Na szyi i barku ma napuchnięte bąble, które po grymasie na jego twarzy, raczej nie swędzą. Nie ma mowy o dalszej kąpieli. W wehikuły wsiadamy i w otchłań trasy ponownie wpadamy.
[21:00] Wylądowaliśmy w Almerii, a internetu szukanie rozpoczyna nasze zwiedzanie. Musimy na bieżąco uzupełniać blog. Internet znaleźliśmy szybko, tylko znalezienie miejsc parkingowych pochłonęło 40 minut!!! Nie wiemy jak Ci ludzie tu funkcjonują.
[23:00] Jesteśmy wykończeni, ale postaramy się zrobić jeszcze kilka nocnych fotek.
...
[gallery id=89]
[8:40] Budzimy się na parkingu kameralnej stacji, gdzieś na uboczu autostrady. Nie ma samochodów i w ogóle nie ma niczego, oprócz nas i ekspedienta ze stacji oczywiście.=) Do Valencii zostało nam jeszcze ok.400 kilometrów, więc komu w drogę ... temu kula w nogę! =D Żartowałem! Start odbył się bez problemowo.
[14:00] Jedziemy autostradą w głąb lądu, nie ma tu nic ciekawego, więc ponownie odbijamy na wybrzeże.
[15:00] Pamiętacie naszą nawigację. Tak moi drodzy, ponownie postanowiła utrudnić nam życie. I znowu: góra, dół, lewy ostry, prawy ostry - tylko w jeszcze trudniejszym stopniu niż ostatnio. Nasz wigvaN ledwo mieści się w zakrętach, aż w końcu stało się. 30 stopniowy zjazd w dół i ślepa uliczka oczywiście. Moje małe auto ogarnie to bez problemu, ale Szymon ujeżdża 3 tony owinięte w blachę. Śmierć w oczach! Jak stąd wyjechać. Po udanej nawrotce nabieramy rozpędu i wjeżdżamy pod górę. Tym razem to ja służę za taran. Poinformuję Szymona klaksonem w razie nadjeżdżającego z naprzeciwka samochodu. Jeszcze 200, jeszcze 100, jeszcze 10 ... Ufff! Great success! Jak to mówił Borat. =)
[15:40] Wykończeni trudami podróży postanawiamy nawiedzić pobliską plażę. Są senioritas, jest piasek, mega fale i mnóstwo glonów :P o wyjściu z wody wyglądamy jak Potwory z Bagien. =) Kojarzycie tego zielonego ludka z filmu.
[18:30] Welcome in McDonald everybody.
Internet za free, jedzenia jednak za darmo nie dają. =)
Szybka akcja, krótka piłka. Zwijamy manatki i ruszamy dalej.
[22:00] Jesteśmy w Walencji u mega sympatycznych młodych ludzi - dziękujemy Agacie i Arturowi. Z okna widzimy tor F1, czyli lokalny port. Dzięki ich szczodrobliwości robimy pranie i będziemy mieli normalne spanie.