A dowiedzieć się o tym mogli ci, którzy w poniedziałkowe popołudnie przyszli do Miejskiej Biblioteki Publicznej, by posłuchać o restauracji Wierzbickiego przy ul. Lubelskiej 51 (obecnie Żeromskiego 51), zobaczyć przygotowany przez młodzież I LO im. Mikołaja Kopernika film, którego inspiracja stał się restaurator i spotkać się z prawnuczką sławnego kupca, Katarzyną Nowicką. Mimo fatalnej pogody żądnych anegdot z radomskiego międzywojnia zebrał się całkiem spory tłumek. Niestety, czekało ich rozczarowanie – Katarzyna Nowicka, która w podróż do Radomia z Żor wybrała się o ósmej rano i miała dotrzeć na godz. 13, o szóstej po południu tkwiła nadal w pociągu w okolicach Skarżyska-Kamiennej. Mogła więc tylko przez telefon pozdrowić zebranych i przyjąć gromkie brawa.
Nie tylko zrazy...
Opowieść o Stanisławie Wierzbickim (1865-1937) wzięła na swoje barki Ewa Kutyła, nauczycielka w I LO i przewodniczka po Radomiu. Uzupełniając słowa skanami archiwalnych fotografii i dokumentów. - Ta słynna restauracja to były zaledwie dwie salki na zapleczu sklepu kolonialnego, mieszczące – tu zdania są podzielone: albo siedem, albo dziewięć czteroosobowych stolików. Ale Wierzbicki nigdy nie myślał o powiększeniu lokalu; uważał, że to wystarczy – mówiła Ewa Kutyła. – Nie zachowała się żadna karta dań, menu; co się u Wierzbickiego jadało wiemy tylko ze wspomnień gości. Poza często przywoływanymi zrazami zawijanymi z kaszą gryczaną można tu było zjeść flaczki aromatyczne z pulpetami, bigos tak wonny, że myśliwi czuli go z daleka, francuskie ostrygi, ślimaczki czy mule.
Wierzbicki do Radomia przyjechał w 1893 roku, by wstąpić w związek małżeński z Jadwigą Niedźwiedzką. Z wykształcenia ogrodnik, ponoć ukończył także Warszawską Szkołę Handlową. W Radomiu założył najpierw skład win i sklep kolonialny, a restaurację otworzył niejako przy okazji.
Niewiele pamiątek
Pamiątek zachowało się niewiele – zaproszenie na ślub, część korespondencji handlowej, ulotka o winach, uwagi o parzeniu herbaty, kondolencje, które Jadwiga otrzymała po śmierci męża. Rodzina Stanisława Wierzbickiego do dzisiaj przechowuje jego parasol, porcelanowe figurki i drewniane skrzyneczki na drobiazgi z domu Wierzbickich, a także platerowane sztućce z literą „W”. Ewa Kutyła jedną taką łyżeczkę przyniosła, więc każdy mógł obejrzeć, dotknąć. I pomyśleć, że może to ten sztuciec posłużył prezydentowi Ignacemu Mościckiemu do mieszania herbaty. Do której Wierzbicki nie pozwolił mu włożyć cytryny.
Zebrali nie tylko słuchali o najsłynniejszej radomskiej restauracji – podzielili się także anegdotami znanymi z opowieści starszych krewnych i znajomych. Jak choćby tą z czasów okupacji, kiedy restaurację prowadziła żona Stanisława. – To była Wigilia. Do restauracji przyszedł Niemiec i zażądał mięsnego obiadu. Nic takiego nie było, bo przecież Wigilia, to post. Skoro jednak władza każe... Pani Jadwiga, niewiele myśląc, kazała przygotować dla okupanta danie... z mięsnych resztek z poprzedniego dnia – opowiadała jedna z kobiet. – Zjadł i podobno bardzo sobie chwalił.
Ewa Kutyła zapowiada, że to dopiero pierwsza odsłona odkrywania Stanisława Wierzbickiego. – W przyszłym roku przypada setna rocznica urodzin restauratora. Chcemy przypomnieć tę wspaniałą postać – mówiła.
Stanisław Wierzbicki - najbardziej znane anegdoty
W 1915 r. Cesarz Wilhelm II, po zjedzeniu obiadu u Wierzbickiego, zaproponował mu stanowisko ochmistrza na swoim dworze. Wierzbicki odmówił.
Kapitan Charles de Gaulle, późniejszy prezydent Francji, zachwycał się przyrządzonymi w Radomiu zrazami zawijanymi z kaszą gryczaną.
Prezydentowi Ignacemu Mościckiemu Wierzbicki nie
pozwolił włożyć plasterka cytryny do herbaty - byłaby to bowiem
profanacja menu.
W lokalu przy Żeromskiego 51 bywali aktorzy, pisarze i politycy. W księdze pamiątkowej widniał m.in. wpis Wojciecha Kossaka: "Mistrzowi rondla - mistrz pędzla".
Iwona Kaczmarska , RED, fot. M.S.