Nie zawsze poszczono czterdzieści dni. W pierwszych wiekach post obejmował tylko Wielki Piątek i Wielką Sobotę, później post trwał tydzień, a dopiero od IV wieku, na pamiątkę czterdziestodniowego postu Jezusa na pustyni oraz czterdziestu lat wędrowania Izraelitów po ucieczce z Egiptu, został przedłużony do czterdziestu dni.
W czasie postu chleb smarowało się powidłami lub maczano go w oliwie. Podawano śledzie bez śmietany, kawa również była bez śmietany i bez cukru, za to z palonych żołędzi. Piło się herbatę lipową, zamiast deserów podawano mało słodkie ciastka zwane "wiekuistymi", gdyż można je było jeść w pół roku po upieczeniu.
Kiedy więc post dobiegał końca, tradycją w Wielki Piątek wieczorem lub w Wielką Sobotę rano był tzw. pogrzeb żuru i śledzia, będący symboliczną zemstą na uprzykrzonym postnym jedzeniu. Śledzie wieszano na drzewach, natomiast garnki z żurem tłuczono lub zakopywano. W okolicach Krakowa zakopywano także garnki z popiołem.
W dawnych czasach (jeszcze na przełomie XVIII i XIX w.) uważano, że podczas tak wielkiego święta, jakim jest Wielkanoc godzi się jeść tylko pokarm pobłogosławiony , poświęcony w kościele. Wierzono także, że pokarm taki nie zaszkodzi największym nawet łakomczuchom i żarłokom. Przed takimi konsekwencjami chronić miała woda święcona i modlitwa nad jedzeniem. Do dzisiaj zachował się zwyczaj święcenia potraw, dawnymi wiekami święcono także ogień - którym rozpalano piece wygaszone w Wielki Piątek.
Obecnie zarówno w miastach, jak i na wsi zanosi się do kościoła jedynie małe koszyczki z jajkiem, kawałkiem chleba i solą, koniecznie z barankiem – symbolizującym Chrystusa Zmartwychwstałego. Jest to praktyka powszechna niemal w całej Polsce. Wyjątek stanowiły niegdyś niektóre wsie na Pomorzu, gdzie nie występował zwyczaj święcenia jadła i na Śląsku, gdzie nie dzielono się jajkiem przed śniadaniem wielkanocnym. Tam zwyczaj święconki upowszechnił się dopiero w latach 70-tych XX wieku.
W Radomskiem z dawnych zwyczajów zachowało się do dzisiaj iłżeckie barabanienie. O północy mężczyźni bijąc w bębny budzą mieszkańców i zapraszają na rezurekcję.
Tradycją, która przetrwała wielki niemal bez zmian jest dyngus - czyli polewanie wodą w wielkanocny poniedziałek. Co prawda dziś oblane panny nie rewanżują się kawalerom pisankami (oznaczało to, że są "po słowie" i niedługo we wsi będzie ślub), ale pomijając chuligańskie wybryki - śmigus to wyraz sympatii. Poza tym warto pamiętać, że tego, kto zostanie oblany czeka szczęście i przychylność losu.