Legenda " O orle srebrnopiórym i radomskim grodzie"
Dawno, dawno temu, w czasach kiedy ziemie nasze porastały puszcze olbrzymie, a błękitne rzeki szeroko rozlewały swe wody, pośród niezliczonych mokradeł i trzęsawisk istniała niewielka, bo zaledwie dziesięć dymów licząca osada. Od wschodu i zachody bór ją osłaniał, od północy skała wysoka przed wichrem chroniła.
W pobliżu osady płynęła rzeka, która teraz jedynie wąskim pasemkiem wody znaczyła swój bieg, a i on lada dzień mógł wyschnąć. Jakoś od kilku miesięcy mieszkańcy osady z trwogą spoglądali na stronę bezchmurnego nieba, skąd rozpalona tarcza słońca słała żar na ziemie. Dzień po dniu wysychały jeziora, bagna zmieniały się w cuchnącą skorupę, umierała rzeka. Toteż myśliwi zmuszeni byli coraz dalej i głębiej w bór ruszać, skąd bardzo często z pustymi rękami powracali. Dziki zwierz bowiem z braku wody opuścił swoje legowiska.
Tego dnia, w którym rozpoczyna się nasza opowieść, zmęczony wielogodzinną wędrówką młody myśliwy zmierzał do osady. Niewesoły to był powrót, gdyż od wielu dni szczęście go opuściło i ledwie lichego zająca upolował. Nie spieszno mu zatem było, toteż idąc rozglądał się za miejscem, gdzie mógłby strudzonym nogom dać odpoczynek.
Głośny łopot skrzydeł i krzyk ptaka kazał mu spojrzeć w górę. Jeden z orłów, mający w okolicy gniazdo, wzbił się wysoko w górę, aby po chwili, jak kamień runąć w dół. W parę chwil później olbrzymi ptak uniósł się ponownie w powietrze z upolowaną zwierzyną.
- Bażant! – myśliwy z zazdrością spojrzał w stronę krążącego ptaka. – Gdybym tak miał skrzydła?
Ptak tymczasem zatoczył łuk ponad skałami, aż sięgnął miejsca, gdzie stał myśliwy i usiadł u jego stóp. Tu ku wielkiemu zdumieniu młodzieńca orzeł odezwał się:
- W niedługim czasie nadejdą dni wielkiej suszy. Wyschną jeziora i strumienie, zginą zielone lasy. Nastanie głód. Ten skromny dar, który ci dzisiaj przynoszę, zabierz do osady i podziel sprawiedliwie. Jutro zaś o świcie, gdy usiądziesz na moich skrzydłach, zaniosę cię do krainy dalekiej i pięknej. Tam, jeśli rady posłuchasz, odkryjesz ziemię bogatą, gdzie ni cierpień, ni głodu nie zaznasz i wraz z innymi żyć będziesz szczęśliwie.
Odleciał orzeł, myśliwy zaś podniósł upolowanego ptaka i do wioski pospieszył. Rano ledwie pierwsza zorza niebo rozjaśniła, ruszył w umówione miejsce, a gdy orzeł przyleciał, wsiadł na grzbiet srebrnopiórego i wzbił się wysoko w górę.
Dwa dni i dwie noce niósł orzeł młodego myśliwego. Trzeciego dnia pośród zielonych lasów i łagodnych wzniesień ukazała się ich oczom piękna dolina z płynącą środkiem rzeką. Jej lewy brzeg ginął niemal zupełnie w ogromnych rozlewisku wód, dalej, aż po krańce horyzontu, rozciągała się bezkresna puszcza. Tu orzeł odezwał się:
- Oto widzisz przed nami krainę, o której Ci opowiadałem. Przed wielu laty tereny te zasiedlili ludzie
z rodu Radomira, dzieląc rzekę, jezioro i las z pięknymi wiłami, które je zamieszkiwały. Niestety, pewnego dnia ludzie postanowili pozbyć się ich sąsiedztwa i przepędzić piękne sąsiadki. Ów brak gościnności spowodował, że na wiele lat, za karę w wieczny sen zapadli. Od tamtej też pory nikt ich do życia wrócić nie zdołał i tylko ten, kto potrafi słowa zaklęcia ukryte w szumie drzew, szmerze strumienia, śpiewie ptaków odczytać, zdejmie czar z zaklętych! – zakończył orzeł.
Podziękował myśliwy za dobre rady, pożegnał orła i ku brzegowi rzeki ruszył, gdzie wśród gęstych krzewów, zręby dawnej osady majaczyły.
- Jakże mam was odczarować, jak odgadnąć tajemnicze zaklęcie? – myślał, wędrując pośród uśpionych chat. – Czyż jestem w stanie zrozumieć szum trzcin, mowę traw?
Długo stał myśliwy pośród uśpionej osady, aż nadszedł wieczór i czarodziejski śpiew wił daleko poniósł się po kniei. Wtórował im szmer strumyka, szum trzcin, tchnienie wiatru.
Słuchał myśliwy śpiewu, a słysząc cudne dźwięki, o cichych pełnych zadumy lasach i jeziorach, wrócił nagle myślami do stron ojczystych, gdzie wyschnięte strumienie i spalona ziemia rodzić przestała.
- O, jakże rad dom tutaj bym znalazł! – westchnął udręczony.
Ledwie skończył, gdy drżenie przedziwne brzegiem rzeki przebiegło, zaszumiały krzewy i gwar wesoły dobiegł z uśpionych chat. Czar prysł!
W ślad za nim wysoko na niebie pojawiły się szare punkciki. Rosły szybko, aż zmieniły się w szybujące po niebie orły. To lecieli wszyscy mieszkańcy jego osady. Uściskom i słowom radości nie było teraz końca, a gdy wieczorem zasiedli wspólnie przy ognisku, rzekł Radomir:
- Skoro od dzisiaj przyjdzie nam wspólny los dzielić, na wzgórzu, które w pobliżu widać gród nowy zbudujemy, a słowa rad dom, które do życia nas wróciły, niech jego nazwą będą. Słowa te od tej pory niech zawsze świadczą o gościnności tej ziemi, a my i nasi potomkowie miejsce to niechaj Radom zowią.
Minęły wieki i choć rozlewisko otaczające wzgórze dawno wyschło, nadana nazwa pozostała. W miejscu skromnej osady z czasem duże miasto powstało i – jak chciał Radomir - tak w przeszłości, jak i dzisiaj, słynie z gościnności, a jego mieszkańcy radzi w dom zapraszają. W jego herbie trzy wieże z murem obronnym stoją, a w nim brama otwarta z dużym „R” raz jeszcze przypomina, że rada gości przyjmie.
Legend radomskich można słuchać w każdy poniedziałek i wtorek o godz. 20.30 w Radiu Rekord.
Źródło : Zenon Gierała "Baśnie i legendy ziemi radomskiej"