Wiła i Solemir
Działo się to bardzo dawno temu, w czasach, gdy ziemie nasze porastały olbrzymie puszcze, a nad brzegami Wisły, pośród wielu przeróżnych dobrych i złych duchów, żyły-piękne syreny. Lud zamieszkujący dzisiejsze okolice Solca nazywał je wiłami. Wraz z wiosną, gdy ostatnie promienie zachodzącego słońca gasły na horyzoncie, a: zmierzch ledwie ziemi sięgać zaczynał, opuszczały wiły swe wodne królestwo, by na brzegu Wisły porzucić rybią łuskę i w postaci przepięknych panien wodnych bawić się wesoło aż do rana. A gdy zmęczone zabawą nad brzegiem rzeki usiadły i śpiewać; zaczęły, łagodniały fale matki-Wisły, zamierał bór w niemym podziwie, a serca ludzkie wielka tkliwość ogarniała. „Nasze wiły czarodziejki!" —szeptano wówczas, słuchając śpiewu pięknych panien.
Wraz z tonami cudownej pieśni ludzie zapominali o swarach i urazach wzajemnych; o kłótni i niedostatkach, o ciężkim codziennym trudzie. W owe ciche nadwiślańskie wieczory śpiew wił wnosił odrobinę spokoju i szczęścia w skołatane dusze ludzkie. "Pewnego razu o czarodziejskim śpiewie wił ich nieziemskiej piękności dowiedział się książę Solemir. Zaraz też z licznym, orszakiem do Solca zajechał i o wiły pytać zaczął. Wskazali mieszkańcy brzeg, na który panny wodne zwykle wychodziły i tu zachodu słońca czekać księciu przykazali. Ukryty wśród trzcin i tataraku Solemir zaczął wnet długie chwile liczyć, aż jednostajny szum-puszczy i szmer płynącej obok rzeki do snu go ukołysał. O świcie obudziły go pierwsze promienie wschodzącego słońca i wesołe śpiewanie ptaków. Tak książę noc przespał i rankiem zły do obozu powrócił. Na pytania druhów słowem nie odpowiedział, kazał jeno tarczę ostro nabitą ćwiekami podać i nocy czekał. Wieczorem ukryty jak dnia poprzedniego w szuwarach ostrą tarczę pod plecy podłożył i tak wsparty nocy czekał. Zgasły promienie słońca, noc z boru powoli zaczynała wyglądać i tylko srebrna poświata rzeki brzeg lekko rozjaśniała, gdy nagle toń wody zmarszczyła się gwałtownie i na brzegu smukłe pojawiły się panny. W jednej chwili zrzuciły rybie okrycie i w lekkich muślinowych sukniach pięknie tańczyć zaczęły. Patrzył książę oczarowany, a gdy pierwsze słowa pieśni usłyszał, niepomny tego, co czyni, cicho poprzez szuwary ruszył i najbliżej leżące rybie łuski pochwycił. A stał obok dąb stary, olbrzymi, szczelinami niczym zmarszczkami głębokimi poredlony. Tam książę Solemir rybią powłokę schował. Tymczasem beztroskie wiły dalej wesoło pląsały, czas płynął szybko, a gdy blady świt rozjaśnił wschodnią stronę nieba, panny ku rybiej odzieży pobiegły i w głębinie Wisły zniknęły. Jedna wszakże na brzegu została i głośno rozpaczać zaczęła:
—Już ranek, już świt, moje siostry daleko! O ja nieszczęśliwa, jakże teraz do nich powrócę?
Słyszał książę żałosne wołanie, lecz oczarowany pięknością wiły zapragnął na zawsze z nią pozostać. Toteż gdy wyszedł z ukrycia i zbliżył się do miejsca, w którym siedziała, pocieszać tylko zaczął:
—Nie rozpaczaj piękna pani! Dzień nowe życie zwiastuje, a słońce radość. Jeśli zaś zechcesz od dzisiaj na twoje rozkazy będę!
Spojrzała zapłakana panna, a widząc urodziwego młodzieńca drobne ręce ku niemu wyciągnęła i zawołała:
—O, panie, wiła jestem, domem moim wodne królestwo rzeki, do niego chcę powrócić, a tymczasem okrycie moje zaginęło. Ratuj mnie!
—W nocy strój zwierz dziki do puszczy mógł ponieść i teraz daremnie go szukać —rzecze książę. —By jednak żal twój i smutek ukoić, pozostanę wraz z tobą, a na wzgórzu, które tu niedaleko widzisz pałac piękny postawię, zbocza jego w rajskie zamienię ogrody, abyś żyjąc tam zapomnieć mogła o siostrach i nieszczęściu, jakie cię spotkało. Zalała się piękna wiła łzami, a tymczasem Solemir nie zwlekając do obozu ruszył i rozkazy wydawać począł. Ruszyli wnet z całego księstwa mistrzowie. Niewiele niedziel minęło, a pałac piękny na wzgórzu stanął, ogrodami przepysznymi otoczony. Czegóż tam nie było! Ani pióro tego nie opisze, ani słowa nie opowiedzą! Lud prosty, który z dołu na owe cudeńka spoglądał szeptał z podziwem:
—Raj! Istny raj na soleckim wzgórzu powstał! Wprowadził książę piękną wiłę do pałacu, drogocennymi świecidełkami zabawia, ona jednak smutna z okien pałacowych ku Wiśle spogląda, łzy rzewne leje i do sióstr tęsknie wzdycha. Tymczasem brzeg pusty stoi, wystraszone wiły odpłynęły daleko, a wraz z nimi ich pieśni radosne. I oto w księstwie Solemira źle się dziać zaczęło. Ciche i smutne stoją nadwiślańskie osady, śpiew wił nie koi duszy ludu, a ciągły smutek ich pani poddanym się udziela. Patrzy na to strapiony książę, a nie znajdując na to żadnej rady, pociechy w polowaniu szuka, coraz częściej i dalej na łowy wyrusza. I oto pewnego razu, gdy wraz z drużyną daleko w las się zapędził, owładnięta tęsknotą piękna wiła opuściła pałac i poprzez rajskie ogrody zeszła nad brzeg Wisły. Usiadła na brzegu, w miejscu gdzie przed laty wesoło tańczyła. Tymczasem zbliżał się wieczór. Ostatnie promienie słońca biegły tuż ponad ziemią oświetlając wilgotne wnęki, do których daremnie w południe zaglądały. I oto jeden z nich przemknął się niesfornie między wiotką trzciną, zaiskrzył odbity w wodzie i padł u stóp starego dębu, a stąd wyżej gdzie ciemna rozpadlina widniała. Błysnęła nagle złotem wilgotna szczelina, zajaśniała tysiącem gwiazd i do stóp wiły padła. Spojrzała wiła i z okrzykiem radości do drzewa podbiegła. Nie minęło też czasu wiele, gdy woda Wisły plusnęła i piękna nimfa okryta rybią łuską zniknęła w jej głębinie. Tymczasem zbliżała się noc i książę powracał do pałacu. Niewiele już drogi pozostało, gdy nagle gdzieś znad brzegów Wisły rozległ się śpiew radosny. Cudowne brzmienie pieśni rozchodziło się drżącymi tonami coraz dalej i dalej. Ucichły głosy ptaków, zamarł bór, stawali ludzie na progu chat słuchając cudownego śpiewania.
—To wiła! Wiła nasza śpiewa! —rozległ się okrzyk radości. I oto w miarę jak pieśń rosła i piękniała serca ludu zaczęły bić na nowo. Słuchał książę słów pieśni, a wiła wciąż śpiewała. O księciu Solemirze, który podstępnie do pałacu ją zabrał, o pięknej górze Raj, o dniach pełnych tęsknoty...! I oto książę po raz pierwszy zrozumiał, że serca ani oszukać ani złotem kupić nie można! Od tamtej chwili nieraz jeszcze śpiewu wiły słuchał, nigdy jednak nie próbował zatrzymać jej na zawsze. A gdy minęły stulecia i pałac rozpadł się w gruzy, a piękne ogrody zarosły, z dawnej historii pozostała tylko nazwa wzgórza. Kto dzisiaj w Solcu będzie i o Raj zapyta, rychło mu drogę wskażą. Pozostała także pieśń pięknej wiły. Śpiewa ją dzisiaj o zmierzchu prastara Wisła napełniając serca nadwiślańskiego ludu nadzieją i wiarą w przyszłość.
https://www.cozadzien.pl/legendy-radomskie/legendy-radomskie-studnie/70306
Źródło: Zenon Gierała "Baśnie i legendy ziemi radomskiej".
Legend radomskich można słuchać w każdy poniedziałek i wtorek o godz. 20.30 w Radiu Rekord.