Od ilu lat pan biega?
- Biegowym bakcylem zaraziłem się w szkole średniej. Nie byłem żadnym wybitnym zawodnikiem – ot, tylko czołówką wojewódzką. Ale wtedy zakochałem się w bieganiu i cały czas do niego wracałem. A regularnie biegam od 17 lat. Początkowo, kiedy jeszcze interesowały mnie rekordy życiowe, biegałem nawet sześć razy tygodniowo. Wtedy przebiegałem nawet 3 tys. km rocznie. Nie jest to może zbyt wiele, ale dla biegacza amatora to chyba typowy przebieg, kiedy chce się walczyć o dobre wyniki. Teraz już mam mniejszą aktywność, ale staram się przynajmniej cztery razy w tygodniu wyjść pobiegać.
A ile przebiegł pan maratonów?
- Mam na koncie 113 maratonów i pięć ultramaratonów. Ale patrząc na to z dystansu, dziś inaczej rozłożyłbym swoje starty, bo w początkowym okresie startowałem dużo, aż za dużo. W ciągu roku potrafiłem przebiec 10-11 maratonów.
Jakie ma pan rekordy życiowe?
- Nie są to zbyt imponujące wyniki. W najlepszym maratonie uzyskałem 3 godziny 30 minut i 50 sekund. Było to w roku 2002, czyli miałem wtedy 53 lata; jak na moją kategorię wiekową był to wynik całkiem przyzwoity. Przy okazji mojego setnego maratonu postanowiłem zrobić sobie takie małe podsumowanie startów i wtedy okazało się, że pierwsze 25 maratonów przebiegłem poniżej czterech godzin. Natomiast jeżeli chodzi o rekord w półmaratonie, to jest to 1 godzina 32 minuty i kilkanaście sekund; wynik osiągnięty na trudnej trasie w okolicach Chęcin. A na „dyszkę” na atestowanej trasie mam niewiele ponad 40 minut, a na nieatestowanej dwa razy udało mi się złamać tę granicę.
Liczył pan kiedyś swoje medale?
- Już ich nie liczę. Mam ich kilkaset, pewnie ok. 400. Zajmują całą ścianę. Ale w tej chwili już wolniej przybywają, bo coraz rzadziej startuję. Jest tego maksymalnie dziesięć biegów w ciągu roku.
Jako stowarzyszenie Biegiem Radom! jeździcie na zagraniczne maratony. Skąd taki pomysł?
- Na całym świecie jest popularna turystyka maratońska, czyli zwiedzanie i realizacja swojej pasji biegowej. Ja przeniosłem to na radomski grunt. Wyjazdy zagraniczne mamy zapisane w statucie stowarzyszenia i od kilku lat staramy się organizować dwa takie wypady w ciągu roku. Jeździ nas całkiem sporo i trzeba przyznać, że to bardzo fajne imprezy. Ostatnio byliśmy w Amsterdamie, a teraz szykujemy się na wyjazd do Berlina.
Od kiedy pan organizuje biegi?
- Już w szkole średniej mój nauczyciel wf-u stwierdził, że lepszy ze mnie organizator niż biegacz. W czwartej klasie pomagałem mu załatwiać sprawy logistyczne. Natomiast w Radomiu zacząłem działać w 2002 roku. Wtedy to reaktywowaliśmy Bieg o Puchar Rektora i po dwóch latach mieliśmy już 100 uczestników, co wtedy było dla nas wielkim osiągnięciem. Teraz na nasze biegi przychodzi więcej osób i parę razy udało nam się złamać barierę 1000 startujących. Ale jeszcze większą radość daje widok trenujących radomian. Bo w słoneczne dni na ulicach naszego miasta widać wiele osób, które aktywnie spędzają czas, a to dla nas jeszcze ważniejsze.
O czym jeszcze pan marzy?
- Nie mam jakichś sprecyzowanych marzeń. Na pewno chciałbym startować w kategorii wiekowej M-70, a do tego brakuje mi jeszcze dwóch lat. Chciałbym dalej jeździć w miłym gronie na zagraniczne maratony. Startowałem na pięciu kontynentach; brakuje tylko Antarktydy i Australii, ale to już sobie chyba odpuszczę.