W 2013 roku ogłoszono trzy przetargi na sprzedaż majątku Fabryki Łączników. Ostatni raz wartość zakładu została ustalona na poziomie ponad 22 mln zł. Nikt nie chciał kupić upadłego przedsiębiorstwa. Na początku września 2014 roku ogłoszono kolejne, czwarte już postępowanie przetargowe. Tym razem cena wynosi 18 mln 100 tys. zł.
PIENIĄDZE NIE DLA PRACOWNIKÓW
- Oferty można składać do 26 września. Natomiast sam przetarg zostanie rozstrzygnięty 2 października. Dotychczas udało nam się przeprowadzić 12 mniejszych postępowań przetargowych, dzięki którym zostały sprzedane niektóre maszyny oraz złom znajdujący się na terenie zakładu. Pozyskane w ten sposób pieniądze zostały przeznaczone na bieżące utrzymanie. To, że fabryka ogłosiła upadłość nie oznacza, że nic się tam nie dzieje. Na miejscu pracują ludzie, którzy ochraniają cały obiekt. Oprócz tego zostały zatrudnione osoby, które mają do zarchiwizowania 15 tys. akt osobowych. Musimy także płacić rachunki za wodę i energię - tłumaczy syndyk Regina Płochocka.
Po ogłoszeniu upadłości zakładu większość zatrudnionych tam osób domagało się zapłaty zaległych wynagrodzeń. Czy po sprzedaży majątku przedsiębiorstwa te pieniądze trafią do byłych pracowników?
- Fundusz Świadczeń Gwarantowanych wypłacił tym osobom zaległe wynagrodzenia oraz odszkodowania. Łącznie przeznaczono na to 6 mln zł. Problem jednak polega na tym, że wciąż nie wypłacono tym pracownikom zaległych nagród oraz innych dodatków, które im się należały. Chodzi w sumie o 2,5 mln zł. Niestety, ale Fundusz Świadczeń Gwarantowanych nie może pokryć tych zobowiązań. Jeśli uda nam się sprzedać majątek Fabryki Łączników, to zgodnie z prawem, pieniądze w pierwszej kolejności trafią do wierzycieli, w tym Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, Urzędu Skarbowego oraz Urzędu Miejskiego. Zadłużenie Fabryki Łączników jest naprawdę bardzo duże - wyjaśnia Regina Płochocka.
ZASIŁKI SIĘ KOŃCZĄ
Fabryka Łączników w Radomiu była przez wiele lat jednym z największych zakładów w Polsce, produkującym łączniki żeliwne. W 2010 roku Skarb Państwa sprywatyzował zakład. Sprzedaż tłumaczono kłopotami finansowymi przedsiębiorstwa. Nowy inwestor po roku przeniósł siedzibę firmy do Siedlec i ogłosił upadłość. Pracę w krótkim czasie straciło około 400 osób. Dla większości osób oznaczało to życiowy dramat. Duża część załogi pracowała w Fabryce Łączników po kilkanaście lat. Na ogół bez zatrudnienia pozostały osoby w wieku od 50 do 60 lat, które miały ogromne problemy z przekwalifikowaniem się. Jak po wielu miesiącach od zamknięcia zakładu radzą sobie byli pracownicy "Łączników"?
- Jest nam ciężko. Większości skończyły się zasiłki dla bezrobotnych, a pracy wciąż nie ma. Niektórzy znaleźli zatrudnienie - są parkingowymi za małe pieniądze. Jak ktoś jest w wieku 55 lat to trudno mu się odnaleźć w nowej sytuacji, nie mówiąc już o przekwalifikowaniu. Prawdą jest to, że dostaliśmy część pieniędzy z Funduszu Świadczeń Gwarantowanych. Wypłacono nam jednak tylko te wynagrodzenia, które zostały wygenerowane przed okresem upadłości. Za pracę po ogłoszeniu bankructwa nikt nam jeszcze nie zapłacił. Piszemy różne listy i petycje do adwokatów, sądów i polityków, ale na razie nie przynosi to rezultatów - informuje Janusz Skrzypek, były pracownik "Fabryki Łączników".