Zakaz ma dotyczyć sklepów wielkopowierzchniowych, a wnioskodawcy motywują to troską o rodzinę, a także o ekonomię małych sklepów, które będą mogły być otwarte, jeśli za ladą stanie właściciel. Czy taki pomysł sprawdziłby się w Radomiu? Przeciwnicy pomysłu twierdzą, że może on doprowadzić do zwolnień w supermarketach oraz do hamowania i tak nie najlepiej rozwijającej się gospodarki.
- Ja uważam, że to świetny pomysł. To pozwoliłoby ożywić deptak i centrum miasta. Proszę zauważyć, jak zapełniają się kawiarnie i małe punkty gastronomiczne, w takie dni jak na przykład Boże Ciało, kiedy obowiązuje zakaz handlu. Ludzie chcą wychodzić, posiedzieć, a niekoniecznie spędzać czas w supermarkecie. Kraje na Zachodzie, takie jak Niemcy, Austria od dawna mają takie regulacje i dobrze prosperują. Czy my jesteśmy głupsi od nich? Czy u nas cała gospodarka się zawali, jeśli w niedziele zamknie się markety? - mówi Cezary Rolnik, prezes zarządu radomskiego PSS „Społem". - Przeciwko wolnym od handlu niedzielom optuje między innymi Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji. Tylko proszę zobaczyć kto za nimi stoi (POHiD jest związkiem pracodawców, zrzeszającym firmy detaliczne i dystrybucyjne. Jej członkowie to m.in.: Auchan Polska, Carreefour Polska, Lidl Polska, Selgros Polska, Żabka Polska - przypis red.). Twierdzą, że to doprowadzi do zmniejszenia zatrudnienia. A przecież mogliby tych ludzi, którzy pracują na kasach w niedzielę, przenieść do normalnej pracy w tygodniu. Więcej otwartych kas oznacza mniejsze kolejki i odciążenie dla tych osób, które pracują. To by było z korzyścią dla wszystkich. Myślę, że wystarczyłoby pół roku i wszyscy przyzwyczailiby się do wolnych niedziel. Nie chodzi o aspekty religijne, po prostu nauczylibyśmy się inaczej spędzać wolny czas – dodaje.
- Nie wiem, czy w Radomiu taki zakaz wiele by zmienił. Kto chce zrobić zakupy w galerii, to zrobi je w piątek czy w poniedziałek, niekoniecznie w niedzielę. Dlatego nie wiem, czy małym przedsiębiorcom opłacałoby się otwierać sklepy w wolne dni, czy przełożyłoby się to na sprzedaż. Istnieje również ryzyko, że mniejsza ilość godzin pracy w supermarketach doprowadziłaby do zmniejszenia wynagrodzeń lub nawet zwalniania ludzi – mówi Krzysztof Pszczoła, przedsiębiorca z ulicy Focha - Ważniejsze dla mnie jest edukowanie społeczeństwa i przekonywanie go, że warto kupować produkty lokalne, u lokalnych przedsiębiorców. Bogacenie się miejscowych przedsiębiorców, to bogacenie się społeczeństwa w danym mieście, ponieważ zyski nie są transferowane za granicę – dodaje.