- Zachowanie oskarżonych nie przeszło w fazę usiłowania podania środka farmakologicznego, a było jedynie przygotowaniem do tego przestępstwa, a to nie jest karalne. Dlatego sądowi nie pozostawało nic innego jak tylko uniewinnienie oskarżonych, bo ich działanie nie przeszło w fazę, którą można by uznać za usiłowanie przestępstwa, co mogłoby podlegać odpowiedzialności karnej - uzasadniał wyrok sędzia Jerzy Kosiela.
Oskarżycielem posiłkowym w sprawie był syn opozycjonistki Janusz Walentynowicz. Nie był usatysfakcjonowany wyrokiem. - Jestem zły, ale nie na sędziego, lecz na system prawny w naszym kraju. System, w którym są miliony interpretacji przepisów i wszystkie są zgodne z prawem. Esbecy, czy milicja robili jakieś próby, ale przecie to nie były ćwiczenia, to czemuś miało służyć. Ale jeśli to nie jest karalne, to co miał zrobić sędzia? - mówił Janusz Walentynowicz po ogłoszeniu wyroku.
Do próby otrucia Anny Walentynowicz miało dojść w 1981 r. kiedy to opozycjonistka przyjechała do Radomia na spotkanie z robotnikami. Na ławie oskarżonych było trzech funkcjonariuszy SB, Tadeusz G. Marek K. i Wiesław S. Ci, we współpracy z osobą z bliskiego otoczenia Walentynowicz współpracującą ze służbami pod pseudonimem TW "Karol" mieli doprowadzić do podania działaczce środka farmakologicznego. Jednak do tego nie doszło, bo Anna Walentynowicz skróciła pobyt.
Oskarżonym postawiono zarzuty dwóch przestępstw. Pierwsze dotyczyło przekroczenia uprawnień oraz narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia. Drugie to działanie w zorganizowanej grupie przestępczej w celu popełnienia powyższego przestępstwa. Oba zostały zakwalifikowane jako zbrodnia komunistyczna i zbrodnia przeciwko ludzkości. - W związku z tym, że oskarżeni nie popełnili przestępstwa w punkcie pierwszym, to też odpada kwalifikacja z drugiego zarzutu, że działali w grupie przestępczej, bo skoro nie ma przestępstwa, które miało być przedmiotem tej grupy, to też nie może być mowy o działaniu w zorganizowanej grupie przestępczej. Dlatego z tego zarzutu również sąd oskarżonych uniewinnia - mówił sędzia.
- Nie czuję satysfakcji, to nie w tych kategoriach należy o tym mówić. Czuję się zmęczony. Tyle czasu sąd musiał zajmować się sprawą, która, w mojej ocenie, w ogóle nie powinna być rozpatrywana - mówił po ogłoszeniu wyroku jeden z oskarżonych, Tadeusz G.
O rozpoczęciu procesu - czytaj TUTAJ.
Oskarżenie w tej sprawie wniósł Instytut Pamięci Narodowej opierając się o dokumenty Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Sprawa przez Sąd Okręgowy w Radomiu po raz pierwszy była rozpatrywana w 2011 r. Jednak wówczas została umorzona z powodu przedawnienia, bo zarzucane oskarżonym czyny były traktowane jako zbrodnie komunistyczne (więcej o tym pisaliśmy TUTAJ). To postanowienie uchylił Sąd Apelacyjny w Lublinie wskazując na kwestie wykładni pojęcia zbrodni przeciwko ludzkości, a te nie ulegają przedawnieniu. Ponowne rozpatrywanie sprawy przez sąd w Radomiu rozpoczęło się w grudniu 2015 r.
Kolejne odsłony procesu - czytaj TUTAJ, TUTAJ, a także TUTAJ.
Wyrok nie jest prawomocny.
Najświeższe wiadomości z Radomia i regionu znajdziesz na profilu CoZaDzien.pl na Facebooku - TUTAJ.