Malczew. Trzy domy obok siebie. Jeden bez ogrzewania, bo sąsiedzi porąbali komin siekierą. Dwa oddzielone od drogi dojazdowej płotem sąsiada, tego z porąbanym kominem. Od roku trwa konflikt. Niszczone jest mienie, padają groźby, również pozbawienia życia. - Nie mamy podstaw, do postawienia komukolwiek zarzutów – mówi policja.
– Nie czujemy się bezpieczni, policja nas nie broni – mówi Aneta Sułek, właścicielka domu ze zniszczonym kominem i pokazuje film z monitoringu. Mąż wjeżdża na posesję. Sąsiad przerywa pracę na swoim podwórku, podchodzi do bramy. Wymiana zdań, której nie słychać. Łopata idzie w górę. – Widzi to pani, zamachnął się na niego – zatrzymuje film Sułek. – To tylko jedna z wielu sytuacji. Postawiliśmy ten płot, bo co chwila działy się takie rzeczy. Wchodzili na naszą działkę i robili co chcieli – przekonuje.
Płot, tej jesieni Sułkowie postawili wzdłuż swojego podwórka. Betonowe ogrodzenie oddzieliło ich od niechcianego towarzystwa. Jednocześnie zamknęło sąsiadom wjazd na ich posesje, wjazd, który był tu od 50 lat. Był fizycznie, ale nie na papierze.
Siekiera
- Nie uwierzyłabym gdyby mi ktoś opowiadał, ale na własne oczy widziałam co się tam dzieje. Gdybym się nie uchyliła dostałabym w głowę kamieniem – wspomina znajoma Sułków, którzy wiedzieli, że sami sobie nie poradzą przy stawianiu płotu, więc poprosili o pomoc. Drugiego listopada przyjechały koleżanki z pracy Anety, nauczycielki z jednej z radomskich szkół. Wezwane do pomocy jednogłośnie twierdzą, że ich zdaniem dzieci sąsiadów były posyłane, żeby przeszkadzać. Jak twierdzą świadkowie, w stronę stawiających płot latały obelgi, przekleństwa, groźby i kamienie. Wieczorem włączyli się i dorośli sąsiedzi.
- Najbardziej jesteśmy oburzone postawą policji. Przy policjancie sąsiadka wyzywała nas i groziła. Pytamy czy to słyszał, a policjant mówi, że nie, bo furtka skrzypiała. W ten sposób oni dostają sygnał, że są bezkarni – skarżą się nauczycielki.
Apogeum wydarzeń było ok godz. 20. – Wieczorem usłyszeliśmy walenie w dom. Sąsiad wpadł w jakiś szał, biegał z siekierą, przeklinał. Przyjechała policja. Policjanci nie wiedzieli co z nim zrobić, naradzali się. W końcu go zabrali – mówi Sułek. Zanim policja powstrzymała sąsiada, zdążył uszkodzić przewód kominowy, do którego ma swobodny dostęp, bo jest po stronie jego posesji. Kiedy wyszedł po dwóch dniach kontynuował dzieło zniszczenia.
To było drugie uszkodzenie przewodu. Rok wcześniej zostały wyjęte drzwiczki rewizyjne. - Na mieszkanie poszedł dym, gdyby nie czujniki czadu być może byśmy już nie żyli, bo to było nocą - mówi Sułek.
- Proszę zwrócić uwagę, że sąsiad co zapowiada, to robi. Groził, że rozbiorą płot. Rozbierali. Mówił, że rozwali komin. Zrobił to. Zapowiadał, że i ich rozwali. Czy na spełnienie tej groźby też czekamy? - Pyta poirytowana Magdalena, jedna z nauczycielek.
Początek
Aneta Sułek i jej mąż, Filip kupili dom w dzielnicy Malczew w 2011 r. Długo szukali, w końcu trafił się ten, po okazyjnej cenie. Przez pierwsze cztery lata relacje między sąsiadami układały się dobrze.
– Nasze dzieci razem się bawiły, ich dzieci były u nas często całymi dniami – mówi Aneta Sułek.
– Było normalnie, spotykaliśmy się na kawę, pilnowałam im kotka kiedy wyjeżdżali – mówi sąsiadka, Nina Kowalska. Między sąsiadami zaczęło się zmieniać ponad rok temu. Każda ze stron podaje inne powody.
– Mąż zaczął zamykać bramę, uznaliśmy, że za dużo te dzieci są u nas. Ale już wcześniej były drobne złośliwości – mówi Sułek.
– Zaczęło się psuć gdy chcieliśmy uregulować sprawę drogi – przedstawia swój punkt widzenia Kowalska.
Droga
Droga do dwóch posesji państwa Kowalskich i Wojciechowskich od zawsze prowadziła przez działkę sąsiadów, dziś należącą do Sułków. 50 lat temu wszystkie te grunty należały do jednej rodziny.
- Ludzie jeździli przez swoje podwórka, to nie był kłopot. Tak też było z poprzednią właścicielką. Kiedy sprzedawała dom prosiłam: „ureguluj sprawę drogi, nie wiadomo na kogo trafi”, ale ona tego nie zrobiła i teraz mamy – mówi Kowalska. Jednak nie było problemu, dopóki Kowalscy nie starali się o pozwolenie na budowę garażu. Pozwolenia nie dostali z powodu braku dojazdu.
– Od razu poszliśmy do sąsiadów z propozycją odkupienia części gruntu, ale nie udało się dogadać. To złożyliśmy do sądu sprawę o zasiedzenie służebności drogi koniecznej – przedstawia swój punkt widzenia Kowalska.
- Po pierwsze chcieli kupić za 7 zł. za metr, po drugie nie zgodzili się na naszą propozycję ile tej drogi sprzedamy. Potem powiedzieli, że im się należy i już, i złożyli sprawę w sądzie – o tym samym mówi Sułek.
Prawo
W 2002 roku zmieniła się ustawa o zagospodarowaniu przestrzennym. - Działka musi mieć dostęp do mediów i drogi publicznej – informuje dyr. Wydziału Architektury w Urzędzie Miejskim, Grażyna Chmielewska-Jakubiak. – Jest wiele nieuregulowanych spraw, nie tylko w gminach wokół Radomia, ale nawet w samym centrum miasta. Kiedyś nie zwracano na to uwagi – dodaje dyr. wydziału.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami Kowalscy będą mogli wybudować garaż, jeśli będą mieli prawo do drogi. Tymczasem nie tylko nie mają prawa do drogi, ale też utracili całkowicie wjazd na swoją posesję, bo Sułkowie na skutek narastającego konfliktu postawili wspomniany betonowy płot. Teraz zarówno Kowalscy jak i Wojciechowscy, żeby dostać się na swoją działkę, przechodzą przez posesje sąsiadów z drugiej strony. Nie wiadomo gdzie mają wystawiać śmieci, ani którędy ma wejść inkasent sprawdzający stan liczników.
- To nieprawda, że im odcięliśmy dostęp do drogi publicznej. Mają drogę - mówi Sułek i wskazuje ulicę kilkaset metrów dalej. Ta okazuje się ścieżką przez łąkę. W MZDiK dowiedzieliśmy się, że miasto w najbliższym czasie nie ma planów utwardzenia tej „ulicy”.
Musieliśmy
- Nie mieliśmy innego wyjścia, proszę mi wierzyć. Tu chodzi o bezpieczeństwo. Ja się boję o siebie, o swoje dzieci. One nie mogą spokojnie bawić się na podwórku. Pani sobie wyobraża, latem, kiedy bawiły się w piaskownicy od sąsiadów został wrzucony wielki betonowy kloc – denerwuje się Aneta Sułek i przytacza argument za argumentem. Dzieci sąsiadów porysowały im kamieniami samochód. Albo stają przed samochodem, kiedy mąż jedzie do pracy i czekają nie wiadomo na co. Kiedy mąż wraca z pracy sąsiadka atakuje go miską z wodą. Skarży się, że sąsiedzi pięć razy dewastowali płot. Rozbierali, potem niszczyli płyty, albo kopali w nowo stawiane słupki.
Umorzenia
- Policja prowadziła i prowadzi wiele spraw. Nagrywaliśmy telefonem co się udało. W końcu założyliśmy monitoring, ale to ich nie powstrzymuje, bo postępowania są umarzane – skarży się Aneta Sułek i podaje przykład. – Jeden z policjantów z II komisariatu, prowadził sprawę zniszczenia płotu bardzo rzetelnie przez kilka miesięcy. W końcu papiery trafiły do wykroczeń, a tam było umorzenie po trzech dniach – Sułek jest rozżalona. W toku są postępowania i w sądzie i na policji. – Ale my nie czujemy się bezpiecznie, nie czujemy się bronieni przez policję. Nasi sąsiedzi robią co chcą, a nawet mandatu nie dostaną, upomnienia. A potem umorzenie – mówi właścicielka posesji.
- Co oni mają zrobić? Dzieci są zawożone do babci, bo dom bez ogrzewania i z zimną wodą. Nawet gdy są w domu, to nie są bezpieczne na własnym podwórku. Co oni mają zrobić? – Powtarza pytanie jedna z nauczycielek. – Policja ich nie broni, w sądzie się ciągnie. Jak mają żyć? - pyta retorycznie.
Policja
Justyna Leszczyńska z Komendy Miejskiej Policji potwierdza, że funkcjonariusze wielokrotnie byli wzywani w sprawie konfliktu sąsiedzkiego między trzema rodzinami mieszkającymi w dzielnicy Malczew. W ostatnich dwóch miesiącach kilkanaście razy. - Niejednokrotnie podczas kłótni sąsiedzkich interweniował także dzielnicowy, z którym zresztą uczestnicy sporu są w stałym kontakcie. Policjant pouczał o odpowiednim zachowaniu – mówi Leszczyńska i zapewnia, że policjanci reagują na każdą niepokojącą sytuację i sprawdzają wszystkie informacje, a zgromadzony materiał dowodowy, jak dotąd, nie pozwolił na przedstawienie komukolwiek zarzutów.
- Strony konfliktu powinny przede wszystkim uregulować kwestie działkowe na drodze cywilnoprawnej, ponieważ każda sytuacja dotycząca przechodzenia przez sporną drogę wywołuje negatywne zachowania sąsiadów wobec siebie – radzi Justyna Leszczyńska z Komendy Miejskiej Policji.
Sprawa w sądzie o zasiedzenie służebności drogi koniecznej jest w toku.
Nazwiska bohaterów zostały zmienione.