Zdaniem marszałek Ewy Kopacz, która w weekend spotkała się z byłymi pracownikami Łączników, pomoc dla wszystkich pokrzywdzonych musi być prowadzona wielotorowo.
- Przed nami trudny okres. Większość z byłych pracowników nie otrzymała pensji za dwa i pół miesiąca pracy. Wiadomo, że zaległe wynagrodzenia mogłyby zostać uregulowane po sprzedaży majątku fabryki, ale z tym jest ciężko. Jako parlamentarzyści ziemi radomskiej musimy się zaangażować w pomoc tym ludziom. Będę starała się, aby część pieniędzy została im wypłacona z Funduszu Świadczeń Gwarantowanych. Oprócz tego w sprawie pomocy dla pracowników Fabryki Łączników spotkam się w najbliższym czasie z prezes Państwowej Inspekcji Pracy. Radom to ciągle miasto, w którym bezrobocie jest na wysokim poziomie. Musimy znaleźć nowych inwestorów, którzy ożywią lokalny rynek pracy. I w ten proces również się zaangażuję - powiedziała marszałek Ewa Kopacz.
Na deklarację marszałek Sejmu pracownicy Łączników patrzą z nadzieją. Pomoc finansowa będzie im tym bardziej potrzebna, że już wkrótce większości załogi kończą się zasiłki dla bezrobotnych.
- Dotychczasowe ustalenia są dla nas satysfakcjonujące. Ważne, aby wreszcie zostały nam wypłacone pieniądze, które nam się po prostu należą. Mamy nadzieję, że Państwowa Inspekcja Pracy wyjaśni również wszelkie nieprawidłowości, które były w naszym zakładzie - stwierdził Janusz Skrzypek, były pracownik Łączników.
- Wreszcie pojawiła się nadzieja, że odzyskamy nasze pieniądze. Oczywiście nie popadamy w euforię, ale jest szansa na zakończenie sporu. Możliwe, że naszą sprawą ponownie zajmie się Ministerstwo Skarbu Państwa oraz Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej - dodał Stanisław Szymczyk.
Przypomnijmy, że Fabryka Łączników była jednym z największych producentów łączników żeliwnych w Polsce. W 2010 roku Skarb Państwa sprywatyzował fabrykę. Sprzedaż tłumaczono fatalną sytuacją finansową zakładu. Po roku prywatny inwestor przeniósł siedzibę firmy do Siedlec i ogłosił upadłość. Pracę straciło około 400 osób.