Trochę już mogliśmy poobserwować zachowanie nowo wybranych radnych. W ciągu miesiąca odbyły się trzy sesje rady miejskiej. I choć pierwsza dawała jeszcze nadzieję współpracy ponad podziałami dla dobra miasta, to kolejne od tej współpracy stanowczo nas oddalały. Na pierwszej sesji radni i prezydent głównie dopełniali formalności. Składali ślubowanie i wybrali nową przewodniczącą rady. Wtedy jeszcze naiwny wyborca mógł mieć nadzieję, że mimo iż większość w radzie ma opcja przeciwna prezydentowi, to jakoś się dogadają. Zwłaszcza po deklaracji Radosława Witkowskiego, że chce stworzyć pakt dla Radomia. Sam prezydent na swoim profilu pisał wtedy z optymizmem: „Dzisiaj zamiast pogłębiać to, co może nas dzielić, deklaruję, że każdego dnia będę szukał tego, co może nas połączyć. Bo miejscem na ideologiczne spory i wielką politykę jest Warszawa. My tutaj w Radomiu musimy wspólnie zadbać o przyszłość naszego miasta. (…) Cieszę się również, że nowa przewodnicząca Rady Miejskiej zadeklarowała chęć współpracy ze mną i wszystkimi radnymi”.
Na kolejnej sesji pojawił się już pierwszy zgrzyt, gdy przewodniczącymi wszystkich komisji rady zostali radni PiS-u. Wolne stanowisko zostało tylko w jednej - skarg, wniosków i petycji. To miało być deklaracją, że chęć współpracy jest. Tylko czy na pewno? – Nie tak, jak to ma miejsce w całej Polsce, gdzie KO i PSL odrzucają kandydatów z PiS na jakiekolwiek stanowiska - chcemy współpracować z Koalicją Obywatelską, nie zgłaszamy kandydata na przewodniczącego tej komisji – oznajmił Dariusz Wójcik.
I to chyba wywołało kolejną wojnę, która od wymarzonej współpracy radnych oddalała. Tego typu zachowanie dosyć dobitnie nazwał Konrad Frysztak, który dolał oliwy do ognia twierdząc: - Jest to wasz nowy program: +500 dla każdego radnego PiS.
Nadzieja na porozumienie nikła z każdą chwilą. Wyborcy, w tym duża grupa osobiście, mogli się o tym przekonać na ostatniej, trzeciej sesji rady miejskiej. - Proszę pana, czy tu jest zawsze taki cyrk? – pytali operatora TV Dami. Bo nowi radni odgrywali znane sprzed roku widowisko, kiedy to rajcy poprzedniej kadencji chcieli pokazać prezydentowi, kto tu rządzi i próbowali mu uwalić budżet. Tym razem radni nie wyrazili zgody na wypuszczenie przez miasto obligacji. - Z terrorystami się nie negocjuje – padły następne mocne słowa.
A media przytaczały kolejne wypowiedzi polityków, którzy tuż po wyborach mówili jasno, że będą dążyć do referendum, aby nieodpowiedzialnego prezydenta ze stanowiska usunąć. Inni w referendum chcą zmienić radę. Gdzie się zatem podziała deklarowana współpraca dla dobra miasta? Chyba możemy o niej wszyscy zapomnieć. Przecież o współpracy trudno mówić bez podziału stanowisk, a to każdemu politykowi przychodzi ciężko.
Jedno w tym wszystkim pozostaje pewne. W przyszłym roku czekają nas kolejne wybory. Tym razem Parlamentarne i do Europarlamentu. Znając życie pewnie część z obecnych radnych będzie chciała w nich wystartować i powalczyć o głosy radomian. Wtedy ja przypomnę dla kogo ważniejsza była wojenka partyjna niż współdziałanie dla dobra miasta. I oby wreszcie radomianie wybrali swoich przedstawicieli mądrze!