Tylko od początku tego roku Ekopatrol interweniował już blisko 120 razy. W minionym tygodniu pod opiekę Straży Miejskiej trafiła sowa, poszkodowana najprawdopodobniej w wypadku komunikacyjnym.
- Sowa miała złamane skrzydło i trafiła do lecznicy. Tam została opatrzona, a następnie przewieziona do ptasiego azylu w warszawskim ZOO. Tam pracownicy ocenią po jakimś czasie, czy może wrócić do naturalnego środowiska, czy pozostanie w azylu – wyjaśnił Piotr Stępień, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Radomiu.
Podobne procedury obowiązują w przypadku innych dzikich zwierząt odławianych przez Ekopatrol.
- Najwięcej jest oczywiście psów i kotów, chorych, agresywnych czy poszkodowanych w wypadkach. Zdarzało nam się jednak interwencje z takimi zwierzętami jak sarny, dziki, rozmaite ptaki, bobry, borsuki, żółw, węże, stado wilków, łoś – przyznaje Piotr Stępień.
Rzecznik Straży Miejskiej podkreśla, że wszelkie przypadki dotyczące zwierząt można zgłaszać do Ekopatrolu, dzwoniąc pod numer Straży Miejskiej – 986. Odłowione zwierzęta znajdą się pod fachową opieką i jeżeli tylko ich stan zdrowia na to pozwoli, zostaną uratowane i przekazane odpowiednim placówkom lub wypuszczone na wolność.
LUDZIE SĄ OKRUTNI
Wiele interwencji Ekopatrolu dotyczy okrucieństwa wobec zwierząt.
- Zdarzyło nam się ratować psy przywiązane do drzew w lesie lub do znaków drogowych, pozostawione przy przystankach. Wiele osób w okrutny sposób próbuje również pozbyć się miotu szczeniąt np. zamykając w kartonie i wyrzucając do kontenera na śmieci. Jest to zupełnie niepotrzebne, bowiem tzw. ślepy miot można zawieźć do schroniska, gdzie niechciane szczenięta zostaną uśpione, a nie będą ginąć w okrutny sposób – wyjaśnił Piotr Stępień.
Strażnicy Miejscy ratują również zwierzęta, które zostały opuszczone przez właścicieli.
- Zdarza nam się wchodzić do mieszkań lub na posesje i ratować wygłodzone i zaniedbane zwierzęta, których właściciele zmarli, trafili do szpitala lub więzienia, wyjechali na dłużej lub zostawili pupila pod opieką nieodpowiedzialnej osoby, która nie wywiązała się z danego obowiązku. Mieliśmy taki przypadek przy ul. Okulickiego, gdzie zmarła samotna, starsza kobieta, a za domem na łańcuch został pies. Wiemy, że przeżył tylko dlatego, że pił deszczówkę. Otrzymaliśmy zgłoszenie i zwierzę udało się uratować – powiedział Piotr Stępień.
KRWIOŻERCZY ŻÓŁW I UTUCZONA KACZKA
Funkcjonariusze wspominają nietypowe interwencje z jakimi mieli do czynienia w ostatnich latach.
- Ratowaliśmy np. łabędzia, który przymarzł do tafli wody i nie mógł się wydostać. Pomagaliśmy również bocianowi z połamanym dziobem. Mieliśmy również zgłoszenie o żółwiu czerwonolicym, którego ktoś wypuścił z prywatnej hodowli, a on zjadał nasze błotne żółwie. Mieliśmy również przypadek, że na prywatnej posesji mężczyzna hodował łabędzia i dziką kaczkę. Tak utuczył te zwierzęta, że miały problem z lataniem – powiedział Piotr Stępień. - Mieliśmy również zgłoszenie od pana, któremu kot wszedł wysoko na drzewo. Prosił, abyśmy pomogli zejść zwierzęciu. Staraliśmy się straży. Po godzinie zadzwonił ten sam mężczyzna i poinformował nas, że na drzewie siedzi teraz jego 15-letni syn i nie może zejść. Chłopak wszedł ratować kota, który i tak sam zszedł z drzewa. Konieczna była interwencja strażackiej drabiny – dodał Piotr Stępień.