Do niedawna największy miejski przewoźnik borykał się głównie z problemem dewastacji wnętrz autobusów (urywano kasowniki lub mazano farbami w sprayu siedzenia i inne elementy). Od pewnego czasu chuligani niszczą pojazdy z zewnątrz, rzucając w nie kamieniami lub butelkami!
- We wtorek na ulicy Starokrakowskiej w przednią szybę przegubowego MAN-a nieznany sprawca rzucił butelką. Szyba jest klejona, więc nie rozsypała się w drobny mak, ale wymaga wymiany. Koszt wstawienia nowej to około 1500 złotych brutto - informuje Krzysztof Kowal, dyrektor do spraw techniczno-eksploatacyjnych Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji w Radomiu.
Do chuligańskich ataków na autobusy dochodzi regularnie. - Praktycznie nie ma miesiąca, w którym byśmy nie odnotowali tego typu zdarzenia. Bywa, że za jednym razem zostaje wybitych kilka szyb w pojeździe. Całe szczęście do tej pory nikt nie odniósł obrażeń, kończyło się tylko na chwili strachu - mówi Krzysztof Kowal.
Czasami szyby są wybijane przez chuliganów podróżujących autobusem. Największą taką dewastację odnotowano w zeszłym roku. - W jelczu wybito aż dziewięć szyb. Tłukła je między innymi młoda dziewczyna, która jechała autobusem razem z kolegami. W tym przypadku policja zatrzymała wszystkich sprawców dewastacji. Dziewczyna tłumaczyła, że zrobiło się jej duszno i dlatego zaczęli wybijać szyby - wspomina Krzysztof Kowal.
W porównaniu do ubiegłych lat przewoźnik zauważył znaczny spadek liczby dewastacji kasowników czy foteli.
- Bodajże dwa lata temu ktoś rozpalił ognisko na tylnych siedzeniach neoplana. Całe szczęście kierowca w porę poczuł dym i zdołał ugasić ogień podręczną gaśnicą. Znikome szkody zauważamy w pojazdach posiadających monitoring. Chuligani najwidoczniej obawiają się, że zostaną uwiecznieni przez kamery - mówi Kowal.
Dlatego przewoźnik zaznaczył w ostatnim przetargu, że fabrycznie nowe pojazdy muszą być wyposażone w monitoring i zamierza montować kamery także w starszych autobusach. Urządzenia, które do niedawna obserwowały wnętrza wozów obsługujących linie podmiejskie, trafiły do pojazdów kursujących na liniach miejskich.
- W zeszłym roku na naprawy skutków dewastacji autobusów wydaliśmy 80 tysięcy złotych. Z naszych dotychczasowych podsumowań wynika, że w tym roku kwota ta będzie niższa o około 20-30 tysięcy złotych. Niestety, problemem jest wykrywalność sprawców. Większość z nich oddala się przed przyjazdem policji czy Straży Miejskiej. Obecnie dziewięćdziesiąt procent dochodzeń zostało umorzonych z powodu braku wykrycia sprawców - wylicza Krzysztof Kowal.