Organizator, czyli Związek Kynologiczny w Polsce Oddział w Radomiu przed wydarzeniem zgłosił do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii, że planuje zorganizować wystawę. Inspektorat zaakceptował wystawę stawiając warunki. Wśród nich jest na przykład zorganizowanie wystawy na terenie ogrodzonym, oraz zadbanie o odpowiednią opiekę weterynaryjną, czyli obecność weterynarza. Wejście i wyjście z wystawy, jak zapewniają organizatorzy było tylko jedno, od strony ul. Zbrowskiego.
- Jednym z obowiązków weterynarza jest sprawdzanie przy wejściu czy psy, które są wprowadzane, lub przywożone na wystawę mają aktualne szczepienia. To dotyczy zarówno psów wystawowych, jak i tych, które są przyprowadzane z oglądającymi – mówi Justyna Pietrzykowska, sekretarz ZKwP o/ Radom. Sekretarz informuje, że psów, które nie są zgłoszone do wystawy zwykle jest bardzo niewiele.
- Przyszłam na wystawę około 11:30 – relacjonuje poszkodowana. - Byłam w towarzystwie koleżanki, która była z psem. Pies nie brał udziału w wystawie. Przy wejściu nikt nie zainteresował się, czy dokumenty psa są w porządku. Skasowano nas tylko za wstęp. - Niedługo potem długowłosy owczarek niemiecki ugryzł kobietę. „Wiedziałem, że ona ugryzie”, powiedział człowiek, który trzymał psa do drugiego mężczyzny. Między mężczyznami była jeszcze krótka wymiana zdań, z której wynikało, że pies został przyprowadzony, żeby sprawdzić, czy może już brać udział w wystawie. Po czym mężczyzna razem z psem uciekł.
Rana poszkodowanej została opatrzona przez pomoc medyczną, którą w końcu udało się znaleźć. Zastrzyk przeciwtężcowy przyjęła po zgłoszeniu się na pogotowie. Następnego dnia po pokąsaniu dostała pierwszy zastrzyk przeciwko wściekliźnie, ponieważ nie udało się ustalić, czy pies, który zaatakował był szczepiony.
- Wszystkie obowiązki weterynarza były spełnione. Wszystkie psy, które wchodziły na teren wystawy były sprawdzone przy wejściu – zapewnia Michał Klocek, weterynarz który sprawował opiekę weterynaryjną w czasie wydarzenia. Jednak zdaniem poszkodowanej przy wejściu stały jedynie dwie młode panie sprzedające bilety a na wystawę można było wejść zarówno od strony Zbrowskiego jak i Struga a wyjść również od strony ul. 11 listopada.
Ochrona nie miała krótkofalówek, więc "ochroniarze" miedzy sobą nie mogli się porozumiewać, co mogłoby ułatwić schwytanie uciekającego mężczyzny. - Dotąd to nie było potrzebne - mówi Justyna Pietrzykowska, zaznaczając, że jako Związek organizują wystawy od około 20 lat. Doświadczenia poprzednich lat są takie, że przy wejściu zdarzały się raczej awantury z powodu nie wpuszczonych psów w związku z brakiem zaświadczenia o szczepieniu. Tym razem wygląda na to, że kontrola była zbyt mała.
- My jako zarząd Związku Kynologicznego chcemy dołożyć wszelkich starań, żeby znaleźć właściciela psa. Będziemy przeglądać zapis z monitoringu. Wiemy, w którym miejscu i o której godzinie doszło do zdarzenia. Oczywiście zadajemy sobie pytanie, czy mogliśmy zrobić więcej - mówiła Justyna Pietrzykowska w poniedziałek o godz. 12, czyli ponad 24 godziny po zdarzeniu.
Organizatorzy nie mają pewności czy pies był zarejestrowany jako wystawowy, czy też wprowadzony z oglądającym. Kobieta pokąsana twierdzi, że pies był na tzw. "ringówce" czyli specjalnej smyczy, na której są wystawiane psy na ring, gdzie są oceniane. Jeśli tak było to co przeszkadza organizatorom znaleźć psa w systemie wśród zarejestrowanych?