Sezon wypalania traw rozpoczęty. Od ubiegłej soboty radomscy strażacy wyjeżdżali do pożarów spowodowanych wypalaniem traw blisko 200 razy. Jednego dnia takich zgłoszeń było aż 45!
- Gaszenie tego rodzaju pożarów jest bardzo trudne i żmudne. Często musimy bronić przed ogniem zabudowań, bo ktoś postanowił wypalić trawę przy domu lub stodole. W Radomiu płoną zarówno łąki na Południu i Józefowie, jak również osiedlowe trawniki. Po zimie wszelkiego rodzaju trawy są bardzo suche i o pożar wcale nie jest trudno. W tego rodzaju akcjach gaśniczych udział bierze wiele jednostek. To pociąga za sobą określone koszty, a co najważniejsze - w tym czasie, zamiast pomagać w innym miejscu, musimy gasić płonące łąki - powiedział rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Radomiu Łukasz Szymański.
O dużym szczęściu mogą mówić mieszkańcy z podradomskiej wsi Maków Nowy. Tam w kilku miejscach nieznani sprawcy wypalali suche trawy. Ślady, które pozostały wskazują, że ogień był zaledwie 10 metrów od gospodarstwa rolnego! Niestety, cały czas na wsi funkcjonuje przekonanie, że wypalanie traw to doskonały sposób na użyźnienie gleby. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna.
- W czasie wypalania łąk temperatura może sięgać nawet 150-200 stopni Celsjusza. Przy takich temperaturach dochodzi do zaburzenia mikroflory gleby. Ziemia staje się wyjałowiona. Oprócz tego często giną zwierzęta i owady, które są pożyteczne dla środowiska. Pragnę podkreślić, że zgodnie z przepisami Unii Europejskiej, jeśli danemu rolnikowi udowodni się wypalanie traw, to mogą mu zostać obniżone o 3 % dopłaty bezpośrednie przysługujące dla danego gospodarstwa - oświadczył Henryk Wójcicki z Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Miejskiego w Radomiu.
- Jako Straż Pożarna apelujemy o niewypalanie traw. Od lat prowadzimy specjalne kampanie informacyjne, które mają na celu uświadomienie ludziom, jak niebezpieczny i szkodliwy jest to proceder. Podpalanie traw blisko zabudowań i lasów może skończyć się tragedią - zakończył Łukasz Szymański.