Bp Marek Solarczyk, ordynariusz diecezji radomskiej: - Prezenty na ogół kojarzą się z dzieciństwem, więc przyznaję, że już nie pamiętam tych wyjątkowych. Myślę jednak, że najpiękniejszym prezentem dla każdego z nas jest obecność innych. Pamiętam pierwszą Wigilię, kiedy mojej mamy już z nami nie było... Dopiero wtedy człowiek docenia to, że zawsze była. To jest tak naprawdę ten prezent, który się nigdy nie nudzi, za którym człowiek zawsze tęskni – obecność bliskich. No i jest przecież tajemnica Bożego narodzenia... Mówimy, że te święta są tak ciepłe, tak serdeczne, właśnie dlatego, że Pan Bóg staje przy nas i mówi: „Jestem dla ciebie prezentem. Już jestem”. Warto z tego korzystać, docenić. To ten prezent, który zawsze wnosi w nasze życie radość.
Adam Struzik, marszałek woj. mazowieckiego: - Najbardziej zapamiętałem chyba kanarka. Otóż dyrektorzy instytucji kultury obdarowali mnie kiedyś kanarkiem, więc przez kilka lat ja i moja rodzina mieliśmy zajęcie, hodując ptaszka. Ale żeby nie było tak prosto, to któregoś z następnych lat usłyszałem, że dostanę większego ptaka. Nie ukrywam – zapowiedź wywołała przerażenie, mojej żony zwłaszcza, bo myślała, że to będzie papuga. To był bocian, ale na szczęście z drewna. Jak się okazało, grał w filmie „Chłopi”, a dyrektorzy instytucji kultury gdzieś go odkryli i przywieźli. Pamiętam, że jak się go toczyło, to machał skrzydłami... Moja żona odetchnęła z ulgą, a bocian powędrował do Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu.
Jerzy Zawodnik, wiceprezydent Radomia: - Prezentem, który najbardziej zapamiętałem, były moje pierwsze klocki lego. Miałem wtedy sześć, może siedem lat. I ta paczuszka była naprawdę malutka... Pamiętam nawet, że to był zestaw policji. I przez kolejny rok ten malutki zestaw nauczyłem się układać na 10 czy więcej różnych sposobów. Do dzisiaj to wspominam.
Rafał Rajkowski, wicemarszałek woj. mazowieckiego: - Mój drugi syn urodził się pod koniec grudnia, więc powiem tak – to był największy i najbardziej radosny prezent, jaki kiedykolwiek w życiu mogłem dostać.
Prof. dr hab. Sławomir Bukowski, rektor Uniwersytetu Technologiczno-Humanistycznego: - Oj, dostałem trochę tych prezentów... Ostatnio podarowano mi rakietę tenisową, więc mam kolejną. Ale ta jest znakomita i nie mogę się doczekać, kiedy znajdę czas, żeby się znaleźć na korcie. Najlepiej na odkrytym. Od koleżanki z kolei dostałem kiedyś „Morfinę” Szczepana Twardocha. I tak się rozkochałem w jego książkach, że przeczytałem już wszystkie.
Ilona Jaroszek, dyrektor Muzeum Wsi Radomskiej: - Święta zawsze kojarzą się z prezentami... Co roku coś dostaję i cieszy mnie zawsze nawet najdrobniejsza rzecz. Myślę, że w ogóle dawanie prezentów jest bardzo miłym uczuciem, podobnie jak przyjmowanie, zwłaszcza jeśli są od osób najbliższych. Daje to wiele satysfakcji i radości. Myślę, że to dawanie i otrzymywanie dobra to jest ten najlepszy prezent...
Leszek Ruszczyk, dyrektor Muzeum im. Jacka Malczewskiego: - Przed laty 13 grudnia urodziła nam się córka. I to był jak dotąd najlepszy, najwspanialszy prezent. Coś, co zmieniło całe moje, nasze z żoną, życie.
Włodzimierz Pujanek, dyrektor Mazowieckiego Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia”: - Dużo ich było, a ten najbardziej zapamiętany... Na pewno pierwszy rower! Na którym zresztą uczyłem się jeździć. Potem był komputer, to już byłem starszy... Natomiast w życiu zawodowym najlepszym prezentem, jak mogłem otrzymać była przebudowa dawnej elektrowni na Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej. Pracuję tu i dla mnie to jest naprawdę coś wspaniałego.
Adam Duszyk, prezes zarządu miejskiego Polskiego Stronnictwa Ludowego w Radomiu: - Kiedyś, jako mały chłopak marzyłem o prawdziwych, profesjonalnych nartach biegowych. Mieszkaliśmy wtedy we Włodawie i mój tata, chcąc spełnić to moje marzenie, pojechał do Krakowa, żeby kupić mi takie narty. Kupił je, ale była taka śnieżyca, że dojechał tylko do Chełma. Dalej nie było już żadnego połączenia i tata szedł piechotą z tymi prezentami 40 km. Bardzo się wtedy martwiliśmy o niego. I bardziej już czekałem na tatę niż na prezent. Ale prezent też był rewelacyjny – zielone biegówki Polsportu, które służyły mi później przez lata.