Od kiedy gra pan w piłkę?
- W Brazylii każdy chłopiec marzy o zawodowej grze w piłkę. Ze mną nie było inaczej. Wychowałem się w niewielkim mieście, ale pochodziło z niego wielu dobrych zawodników, którzy grają na całym świecie. Jednak ja treningi rozpocząłem dopiero w wieku 13 lat. Wszystko za sprawą mojego ojca, który również trochę grał w piłkę i to on mnie zachęcił do futbolu. Po dwóch latach treningu znajomy taty znalazł mi klub i wyjechałem z domu, ale byłem jeszcze za młody i bardzo tęskniłem, dlatego szybko wróciłem do rodziców. Na szczęście po jakimś czasie dostałem kolejną propozycję i tym razem moja kariera rozpoczęła się na dobre.
Najświeższe wiadomości sportowe z Radomia i regionu znajdziesz na profilu Sport.Cozadzien.pl na Facebooku - TUTAJ
Z Brazylii trafił pan do Pogoni Szczecin.
- Wtedy właścicielem klubu był pan Ptak i Pogoń przebywała na obozie w Brazylii. W tym zespole grał Edi Andradina, który pochodził z mojego miasta i to on zachęcił mnie do przyjazdu do Polski. Trafiłem do Pogoni, ale nie grałem w lidze, tylko brałem udział w turniejach towarzyskich. Graliśmy wtedy w Turcji, Niemczech. A ja się dobrze pokazałem, na tle chociażby Fenerbahce Stambuł. Ponoć miałem wtedy oferty z Borussii Dortmund czy Olimpique Marsylii. Ale po dziś dzień nie wiem, czemu nic z tego nie wyszło. Po tych turniejach wróciłem do Brazylii.
I okazało się, że nie może pan grać w piłkę.
- Niestety. Okazało się, że pan Ptak dał mi papiery do podpisania. Wszyscy takie dostaliśmy i podpisaliśmy. Myśleliśmy, że to potwierdzenie wypłaty. A okazało się, że to był kontrakt z Pogonią. Jeszcze wtedy nie rozumiałem po polsku i nie wiedziałem, co podpisuję. A przez ten dokument straciłem trzy lata, bo żaden klub nie mógł mnie zatrudnić. Miałem wiele ofert, ale nigdzie nie mogłem grać. W tym czasie mieszkałem z rodzicami i występowałem tylko w lidze amatorskiej, w której zarabiałem drobne pieniądze.
A później pojawiła się oferta z IV-ligowej Zawiszy Rzgów.
- Podczas mojej pierwszej wizyty w Polsce poznałem trenera, który później kontaktował się ze mną mailowo. Zapytał, czy chcę wrócić i grać. Nie do końca miałem na to ochotę, bo zraziłem się trochę do Polski. Ale nakłonił mnie tata, który powiedział, żebym robił to, co kocham, więc wsiadłem w samolot i przyleciałem.
W Rzgowie zauważył pana Radomiak i trafił pan do naszego miasta.
- Dokładnie 27 lutego 2012 roku zostałem zawodnikiem Radomiaka. Przez pięć lat zadomowiłem się w tym mieście i bardzo dobrze się tu czuję. To też zasługa mojej dziewczyny, która bardzo mi pomaga. A gra w Radomiaku to sama przyjemność. Oddałem serce klubowi, a dzięki temu zyskałem sympatię kibiców.
Przez te pięć lat nie dostawał pan ofert z innych klubów?
- Mam takie oferty regularnie. Przynajmniej co pół roku. Raz byłem blisko transferu. Wtedy długo rozmawiałem z prezesem i moją dziewczyną, ale zostałem w Radomiaku. Interesowały się mną zespoły z I i II ligi. Ponoć kiedyś przyjechał nawet ktoś z Ekstraklasy, żeby mnie obserwować. Ale jestem tutaj i teraz walczę z zespołem o awans do I ligi.
Mówi pan dobrze po polsku. Co było największym problemem przy nauce języka?
- Uczę się go codziennie. A najtrudniejszy jest wasz akcent. No i te końcówki. Niektórych słów nie jestem w stanie wypowiedzieć, a chłopaki w szatni często mnie męczą i każą mówić, np. „Grzegorz Brzęczyszczykiewicz”. Nigdy tego nie wypowiem. Mam nadzieję, że moja znajomość języka pozwoli mi starać się o obywatelstwo polskie. Choć słyszałem, że nie jest łatwo je dostać. Ale na pewno będę próbował.
Najlepsze wiadomości video z Radomia znajdziesz na naszym kanale na YouTube - TUTAJ.