- Cały czas ktoś nas wspiera – nie kryje wzruszenia Anna Marszałek, która w pożarze straciła dobytek. - Nie spodziewałam się takiej reakcji ze strony obcych ludzi, że aż tak nam pomogą. To wspaniałe uczucie, że są chętni, żeby nam pomóc... – po policzkach pani Ani płyną łzy wzruszenia.
Pomagają im zarówno znajomi, którzy przynoszą drewno na opał, jak również obcy i wolontariusze, którzy w ostatnich dniach zorganizowali zbiórkę odzieży i najpotrzebniejszych rzeczy do życia dla całej rodziny.
Do tragedii doszło w ubiegłym tygodniu. Nic nie zapowiadało, że tego dnia w domu państwa Marszałków dojdzie do dramatu. W dniu feralnego zdarzenia w domu znajdowała się cała dziesięcioosobowa rodzina. - Dymiło się nam z pieca przez tydzień czasu. W tamtą noc, gdy doszło do tragedii, gdyby nie pomoc rodziny już by nas nie było – opowiada Anna Marszałek. - Szykowaliśmy paczki dla rodzin ubogich. W nocy przyszła do nas szwagierka, aby pomóc mi w przygotowaniu tych paczek. Gdyby nie to, wtedy na pewno byśmy zasnęli. Najstarsza córka podtruła się dymem, bo spała akurat w tym miejscu, gdzie najwięcej było dymu... Teraz już jest lepiej.
Pani Ania ma ośmioro dzieci. Najstarsza córka ma 18 lat, najmłodsze dziecko rok. W związku z tym potrzeby rodziny są duże. Każda pomoc jest ważna, ale ludzie są hojni, przyznaje poszkodowana. - Na dzień dzisiejszy brakuje nam artykułów chemicznych. Chcielibyśmy to mieszkanie odbudować. Dzieci chciałby wrócić na swoje miejsce. Tu jeszcze nie mogą się odnaleźć – przyznaje pani Ania.
Rodzina dziękuję za wszelką pomoc. Jednak najbardziej marzą o powrocie do domu, który na obecną chwilę nie nadaje się do zamieszkania. - Najbardziej to chcielibyśmy wrócić do tego domu, tam co mieszkaliśmy wcześniej. Nawet moje młodsze rodzeństwo mówi, że chciałoby być w Piastowie, w tamtym mieszkaniu – mówi Patrycja, jedna z córek.
W poniedziałek (21 marca) do rodziny przyjechała radomska młodzież, która przywoziła rodzinie najpotrzebniejsze rzeczy: ubrania, pieluchy, artykuły gospodarstwa domowego. Jak mówi jeden z wolontariuszy Bartosz Sałaj, decyzja o pomocy wielodzietnej rodziny nie jest niczym nadzwyczajnym. - Ja bardzo dziękuję tym wszystkim, którzy przynosili te ubrania i wolontariuszom za zaangażowanie. Pomaganie jest fajne. Po prostu pojechaliśmy i zwieźliśmy te rzeczy – mówi Bartosz.
Jak dodaje ks. Mariusz Wilk organizator zbiórki, takie akcje uświadamiają, że nie wolno nam przechodzić obojętnie obok ludzi, którzy potrzebują pomocy. - Chodzi o to, żebyśmy uwrażliwili swoje serce, nie tylko ten jeden raz – mówi ks. Wilk.
Rodzina obecnie mieszka w Marcelowie, w gminie Jedlińsk. - Mieszkają oni w wynajętym lokalu, za który płaci gmina – wyjaśnia pracownica Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jedlińsku. - Zapłaciliśmy za mieszkanie łącznie z kaucją na okres trzech miesięcy. Na razie podjęliśmy działania, aby sporządzić ekspertyzę czy dom, w którym mieszkali państwo Marszałkowie nadaje się do zamieszkania. Wyników ekspertyzy jeszcze nie znamy.
Rodzina państwa Marszałków nadal potrzebuje pomocy. Pogorzelców można wesprzeć poprzez wpłaty na konto Caritas diecezji radomskiej.