W kwietniu pracownicy Instytutu Dziedzictwa przeprowadzili dokładne oględziny dworku w Bartodziejach i na jej podstawie opracowali opinię o jego stanie. Decyzję o dalszym losie zabytku podejmie teraz Ministerstwo Kultury.
Wszystko zaczęło się od wniosku o wykreślenie obiektu z rejestru zabytków, jaki złożył w lutym 2010 roku powiatowy inspektor nadzoru budowlanego Andrzej Skórnicki. Decyzję argumentował tym, że budowla jest zbyt zniszczona, by mogła być remontowany, a ruiny stwarzają zagrożenie dla życia ludzkiego.
Szef radomskiej delegatury Urzędu Ochrony Zabytków Marek Figiel, negatywnie zaopiniował wniosek, stwierdzając, że obiekt można jeszcze uratować. Andrzej Skórnicki odwołał się od opinii Figla do ministra kultury, który ocenę stanu obiektu zlecił NID.
- W kwietniu zostały przeprowadzone oględziny zabytkowego zespołu w Bartodziejach, w których uczestniczyli przedstawiciele Narodowego Instytutu Dziedzictwa i przedstawiciele radomskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Warszawie. W oględzinach nie uczestniczył pełnomocnik reprezentujący stronę postępowania - nie stawił się, pomimo skutecznego powiadomienia. Opinia Narodowego Instytutu Dziedzictwa wraz z całością akt została przekazana do Departamentu Ochrony Zabytków. Wkrótce zostanie podjęta decyzja w tej sprawie – mówi rzecznik prasowy MKiDN Maciej Babczyński.
Dwór w Bartodziejach został wzniesiony w I poł. XIX w. i przez ponad 150 lat często zmieniał właścicieli. Przetrwał w nienaruszonym stanie czasy zaborów, dwie wojny światowe i okres komunizmu.
Kiedy w 1988 r. dwór trafił w ręce Krystyny Gancarczyk-Hjorth, miał być odnowiony. Właścicielka zapowiadała szereg inwestycji. Rozpoczął się remont dworu, jednak po kilku miesiącach prace budowlane zostały przerwane i jak się później okazało, już nigdy ich nie wznowiono. W latach 90. XX wieku właścicielka przeprowadzili się do Szwecji i od tego czasu dwór - niezabezpieczony i nie remontowany - niszczał. W 2003 r. został podpalony. Pożar strawił niemal doszczętnie jego wnętrze i więźbę dachową, zawaleniu uległy stropy. Wtedy tak naprawdę skończyła się historia jednego z najbardziej unikatowych i pięknych zabytków regionu. Do dziś nie wiadomo, dlaczego właścicielka nie chce sprzedać majątku - mimo że chętni na kupno byli. Służby konserwatorskie przez kilkanaście lat nie potrafiły lub nie mogły wyegzekwować ochrony pałacu. Obowiązujące przepisy mimo zniszczenia zabytku przez prywatnego właściciela, nie pozwalają na wywłaszczenie. Jako że właścicielka dworu systematycznie opłaca podatki gruntowe należne gminie i nie ma zadłużenia z żadnego innego tytułu, samorząd też nie może interweniować w tej sprawie.
PONIŻEJ GALERIA ZDJĘĆ