Jedlińskie zapusty, połączone z niezwykłym widowiskiem zgładzenia kostuchy, są już dobrze znane w regionie. Tłumnie odwiedzają je co roku okoliczni mieszkańcy, wielbiciele folkloru, kulturoznawcy, dziennikarze. W ubiegłym roku gmina rozpoczęła starania o wpisanie obrzędu ścięcia Śmierci na Listę Dziedzictwa Niematerialnego UNESCO.
- Jesteśmy teraz na etapie uzupełniania wniosku. Gdyby UNESCO wzięło nasz obrzęd pod opiekę, byłby to dla Jedlińska olbrzymi prestiż. I świetna promocja na cały świat - mówi Agnieszka Gryzek, dyrektorka Gminnego Centrum Kultury i Kultury Fizycznej w Jedlińsku.
- Warto zaznaczyć, że w tym dniu wszystkie role odgrywają tylko mężczyźni - podkreśla Kamil Dziewierz.
- Dlaczego się przebieramy? Bo to nasza impreza, nie ma takiej na całym świecie! Tylko w Jedlińsku! - zapewniają diabły, panny młode, baby, krakowianki i Żydzi, którzy na ulicach hałasują kołatkami i petardami i zatrzymują samochody.
"Oto władza jest przejęta!/ Czas rozpocząć kuse święta!" - po tych słowach na scenie w centrum Jedlińska zaprezentowały się ludowe kapele oraz zespół Makowianka, z obrzędem "Karczma u Leopolda i Rachel". Gwiazdą dnia był zespół Piękni i Młodzi - przy jego discopolowych rytmach zwłaszcza młodzi bawili się świetnie.
I wreszcie w korowodzie, prowadzona na postronku, pojawiła się Śmierć. Według tradycji znaleziono kostuchę pijaną przy grobli i tylko dlatego udało się ją złapać. "Złapali ją przecie/ Wiodą do ratusza/ By ją tam spotkała/ Straszliwa katusza".
Sąd nad Śmiercią to już właściwy obrzęd, oparty na wierszowanym XIX-wiecznym tekście księdza Jana Kloczkowskiego z Jedlińska. Ławnicy dowodzą, że według magdeburskiego prawa za zabijanie innych Śmierć powinna oddać głowę katu. "W imię Ojca, Ducha, Syna/ Na ścięcie ją skazujemy/ Nim minie piąta godzina".
Gdy nadchodził kat, orkiestra dęta zagrała marsza. A kata od 25 lat gra pan Witold. Przejął rolę po po swoim ojcu i bracie swojego dziadka. Śmierć rzeczywiście została ścięta przed godz. 17. Wywieźli ją potem na drabiniastym wozie.