Najświeższe wiadomości sportowe z Radomia i regionu znajdziesz na profilu Sport.Cozadzien.pl na Facebooku - TUTAJ
Czy od zawsze chciał pan być trenerem koszykówki?
- Na pewno zawsze chciałem być przy sporcie. To mnie wyróżniało wśród dzieci. Jako dziecko byłem aktywny: kopałem piłkę, ganiałem po lesie czy bawiłem się w podchody. Ale w tamtych czasach nie mieliśmy tylu gier czy komputerów, więc czas spędzało się na podwórku. Miłość do sportu była zawsze, ale przed koszykówką było pływanie.
Na jakich dystansach pan pływał? I jakie sukcesy osiągał?
- Nigdy nie miałem warunków fizycznych, jak typowy gladiator. Dlatego pływałem na dystansach wytrzymałościowych. Wybierałem najcięższe konkurencje i dystanse. Moim królewskim startem było 400 metrów stylem zmiennym, ale zdarzały się starty na 400 czy 1 500 metrów kraulem. A największym sukcesem było wicemistrzostwo Polski młodzików na 400 metrów stylem zmiennym.
To w jaki sposób trafił pan do koszykówki?
- To śmieszna historia. Był remont dachu nad pływalnią i robotnik zaprószył ogień. Dach się spalił i nie mieliśmy gdzie trenować. W taki sposób straciłem sezon. Przyszedł kryzys i stwierdziłem, że kończę z pływaniem. Przez miesiąc szukałem zajęcia. Trochę grałem w piłkę nożną, a potem wylądowałem w koszykówce i zostałem w niej do dziś.
Zawodnikiem był pan krótko i w młodym wieku został trenerem. Dlaczego?
- Mój ostatni sezon gry to 1996/97. Wtedy razem z Treflem Sopot awansowaliśmy do Ekstraklasy, a przy okazji skończyłem studia. Miałem ofertę gry, ale po rozmowie z jednym trenerem postanowiłem zrezygnować. Trafiłem do Pruszkowa, gdzie zacząłem pracować w szkole i trenować dzieci, a cały czas grałem w ligach amatorskich. I teraz, patrząc z perspektywy czasu, nie żałuję podjętych decyzji.
Przez lata pracował pan w Warszawie, ale już od pięciu sezonów jest pan w Radomiu. Ile przez ten czas zmieniło się w ROSIE?
- Niemal wszystko. Z tego składu, który wtedy rozpoczynał pracę, zostałem ja, Piotrek Kardaś, który z zawodnika stał się prezesem i moim asystentem, oraz Kim Adams. Reszta składu odeszła. Przez ten czas budujemy zespół. I jak widać po wynikach, chyba całkiem dobrze nam to wychodzi.
A czy w Radomiu jest dobra atmosfera do koszykówki?
- Na pewno koszykówka nie jest tak zakorzeniona, jak piłka nożna czy siatkówka. I to jest wielkie wyzwanie dla organizacji ROSA Radom. Ale po frekwencji na ostatnich meczach widać, że ludzie pokochali ten sport i lubią przychodzić nas oglądać. A my staramy się stworzyć dobre widowisko. Dodatkowo próbujemy nawiązywać kontakty z innymi środowiskami, do tej pory nie związanymi z koszykówką. I dlatego na naszych meczach pojawiały się pokazy zapaśników czy łuczników. W ten sposób chcemy zachęcać nowych ludzi, bo za dwa lata powstanie hala, którą będziemy musieli jakoś zapełnić.
Czy w tym sezonie jesteście w stanie powtórzyć zeszłoroczny wynik, czyli medal mistrzostw Polski?
- Wierzę, że tak. Ale będzie to zadanie bardzo ciężkie, choć wszystko jest w naszych rękach. Jeżeli Ryan Harrow wkomponuje się w skład, a Igor Zajcew powróci do pełni sił, to myślę, że jesteśmy w stanie sięgnąć po wysokie cele. A może nawet zagrać lepiej, niż przed rokiem. Choć przed nami jeszcze daleka droga.
Trener Kamiński zdradził nam również przyczyny ostatnich porażek ROSY. - Brakuje nam instynktu zabójcy - więcej na ten temat przeczytają Państwo TUTAJ.
Najlepsze wiadomości video z Radomia znajdziesz na naszym kanale na YouTube - TUTAJ.