Zauważmy, że osoby uzależnione od jedzenia w przerwach snu często jedzą mało w ciągu dnia albo wcale, a to skutkuje „węglowodanową pętlą”. Kolejny przykład to taki, kiedy kończymy jeść o osiemnastej, bo boimy się złamać tę dietetyczną zasadę, chociaż chodzimy spać po północy, wówczas nasz organizm będący cały czas „na chodzie” zmusi nas do podjadania, by uzyskać energię. Pamiętajmy, by jeść najpóźniej 3-4 godziny przed snem, w ten sposób pokarm opuści żołądek i unikniemy problemów z ociężałością po kolacji.
Rozwiązanie problemu nocnego sięgania do lodówki tkwi w śniadaniu! Trzeba pomyśleć o pełnowartościowym pierwszym posiłku, który musimy zjeść najpóźniej do godziny po przebudzaniu. Nie mylmy „przebudzenia” z „wstaniem z łóżka” na zasadzie 40-minutowego zwlekania się z posłania. Śniadanie warunkuje nasz całodzienny metabolizm. Jeśli do tej pory nasz pierwszy posiłek stanowiła kawa na czczo, papieros lub płatki z mlekiem i tosty z żółtym serem to trzeba jak najszybciej zmienić poranne menu. Węglowodany proste na śniadanie gwarantują nam skoki cukru we krwi, podjadanie słodyczy, sięganie po kolejną kawę na „podtrzymanie energii”, a na wieczór albo za dużą kolację, albo nocne podjadanie. Osobom nieprzyzwyczajonym do „konkretnego śniadania” polecam koktajle witaminowo- proteinowe, które doskonale służą naszemu organizmowi, ponieważ regulują poziom glukozy we krwi i nie obciążają żołądka.
Kolejną obroną przed nocnymi posiłkami są regularne, małe posiłki spożywane co 3-4 godziny. Najlepiej by były to różnokolorowe warzywa, białko dobrej jakości i niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe. Wieczorowa porą pijmy wodę z cytryną, listkiem mięty bądź plastrem pomarańczy. Jeśli dopada nas głód chrupmy surowe warzywa takie jak: marchewkę, kalarepkę, ogórki, seler naciowy, pomidorki koktajlowe, sałatę itd. Strońmy od owoców, kanapek, słodyczy. Dla łakomczuchów polecam batoniki proteinowe o niskim indeksie glikemicznym i dużą zawartością błonnika, który zasyca żołądek i zmusza do picia wody.