Gospodarze do meczu z Kingiem przystąpili po czterech przegranych spotkaniach. Za to ich rywale, pomimo licznych osłabień kadrowych, wygrali dwa kolejne mecze i w tabeli plasowali się w górnej połówce rozgrywek Energa Basket Ligi.
Fani, którzy po raz drugi oglądali mecz radomian w hali Radomskiego Centrum Sportu po cichu liczyli na przełamanie ich ulubieńców, bo ci m.in., w porównaniu do poprzednich meczów dysponowali dłuższą ławką zawodników rezerwowych. Do gry powrócili już chociażby: Filip Zegzuła i Paweł Dzierżak. Niepokoić za to mogła absencja Filipa Krlajevića. Ponadto na ławce dla zawodników rezerwowych zasiadł przeziębiony Ahmed Hill. Niezwykle emocjonująco zapowiadało się z kolei starcie rozgrywających, czyli Anthony’ego Irelanda z byłym zawodnikiem Rosy Radom, Jakubem Schenkiem.
Mecz lepiej rozpoczął się dla miejscowych, którzy od początku prowadzili 4:0 i w połowie kwarty 8:4. Goście w pierwszej ćwiartce większość punktów zdobywali po rzutach osobistych, bowiem trudno im było przedostać się pod kosz radomian i przeforsować ich defensywę. Na 2:28 przed końcem kwarty otwarcia punkty zdobył Filip Matczak i King Szczecin wyszedł na pierwsze prowadzenie. Do remisu doprowadzić mógł Paweł Dzierżak, który na sekundę przed końcem pierwszych 10 minut wykonywał dwa rzuty wolne, ale oba spudłował i to King triumfował 15:13.
W 15 minucie o pierwszy czas poprosił mocno podenerwowany postawą swoich podopiecznych trener Uvalin. Jego zawodnicy popełniali zbyt dużo strat, a do tego zawodziła skuteczność. Wówczas na świetlnej tablicy było 22:27. Chwilę później trzecie przewinienie od arbitrów otrzymał Schenk i zasiadł na ławce rezerwowych. Brak kluczowego rozgrywającego nie wybił z rytmu Kinga, który w 17 minucie wygrywał już różnicą ośmiu punktów.
Sześć kolejnych punktów po zmianie stron uzyskali miejscowi i zmniejszyli straty do jednego oczka. Przyjezdni nie zamierzali tracić prowadzenia i po kilku minutach ponownie odzyskali kilkupunktowe prowadzenie. Dopiero w samej końcówce po celnym rzucie Danilo Ostojića to gospodarze wygrywali jednym oczkiem. Przewagi jednak nie utrzymali, bo po trzeciej kwarcie 50:47 wygrywali szczecinianie.
Nerwy towarzyszyły obu drużynom w kluczowej ćwiartce. W niej dużo było niedokładności a punktów, jak na przysłowiowe lekarstwo. W 36 minucie po trafieniu Mike Moore’a był remis po 55. Zapowiadało się więc na kolejną emocjonująco końcówkę. Cztery poprzednie w wykonaniu radomian, wygrywali ich rywale… Na 180 sekund przed końcową syreną o czas poprosił Miłoszewski, bo King stracił prowadzenie i było 61:59. Chwilę po nim po asyście Moore’a trafił Dzierżak! Niestety gospodarze musieli sobie radzić bez Irelanda. Gościom nadzieje dał za to Malachi Richardson, trafiając za trzy. Po stracie Moore’a kontratak wyprowadzili przyjezdni i trafili za dwa obejmując prowadzenie. Pomimo dramatycznej końcówki, radomianom niesionym dopingiem fanów udało się doprowadzić do dogrywki.
Oznaczało to, że losy meczu rozstrzygnie dodatkowe pięć minut. W niej pierwsze trzy punkty zdobył Richardson. Odpowiedział szybko Dzierżak, ale następną akcję także rzutem z dystansu zakończył Richardson i było 68:72. Po dwóch minutach dogrywki King prowadził już różnicą sześciu oczek, bo znowu celnie przymierzył Amerykanin i w głównej mierze przyczynił się do triumfu gości.
HydroTruck Radom – King Szczecin 74:82 - po dogrywce
Kwarty: 13:15, 18:23, 16:12, 19:16, 8:16 - po dogrywce
HydroTruck: Moore 13, Ireland 20, Zalewski 5, Ostojić 15, Żmudzki 0, Karczemny 0, Hill 2, Dzierżak 15, Okrutny 0, Zegzuła 4, Lewandowski 0.
King: S. Davis 21, Matczak 6, Bartosz 10, Richardson 27, Schenk 14, T. Davis 0, Kikowski 2, Borowski 0, Kroczak 2, Rosiński 0.