Szymon Janczyk: Marco van Basten, bracia de Boer, Wesley Sneijder, rozumiem, że te nazwiska są Panu znane, więc zapytam inaczej, czy wie Pan co Pana z nimi łączy?
Sebastian Starobrat: Filozofia prowadzenia szkółki piłkarskiej?
Blisko, chodziło mi konkretnie o Ajax. W Polsce mamy już oficjalne szkółki Barcelony, Juventusu, czy Borussii Dortmund, Pan jednak tworzy Ajax Radom oddolnie, własnymi rękami. Jak ciężko jest w ten sposób zbudować szkółkę, od podstaw?
Trudno i łatwo. Na początku jest entuzjazm ludzi, którzy mi pomagają, później to grono widząc od środka jak ciężko to zadanie, często się wykrusza. Zostają najwierniejsi, ci, którzy są wierni filozofii, którą od dwóch lat prowadzę w szkółce, natomiast łatwo, bo przyjemność dają efekty tej pracy.
Miał Pan świetny pomysł na przeniesienie holenderskich warunków do Polski, ale pracował Pan też w dwóch największych radomskich klubach: w Radomiaku i Broni. Nie byli zainteresowani podjęciem współpracy, czy raczej Pan wolał działać na własny rachunek?
W tych dwóch klubach nie było mi źle, natomiast mieliśmy pewne różnice w myśleniu i prowadzeniu swojej działalności. W Ajaksie nie jestem tylko samodzielnym trenerem jednego rocznika, mam szerszy horyzont patrzenia, skoncentrowany na wyszkoleniu zawodników indywidualnie na jak najwyższy poziom. Grupy młodzieżowe nie funkcjonują później w strukturach seniorskich jako drużyna, natomiast chciałbym, żeby każdy pojedynczo zaszedł na jak najwyższy szczebel.
Czy wzorowanie się na holenderskich metodach treningów nie jest już passe? Holandia w ostatnich latach została z tyłu, bardziej promuje się model hiszpański, niemiecki...
W Polsce często mamy tak, że kiedy coś było złe, staramy się to odwrócić do góry nogami. W piłce nożnej nie ma jednej metody, która doprowadzi do sukcesu. W Holandii nie tylko w Ajaksie wyciągają wnioski. Stwierdzili, że mają problem w grze defensywnej, więc zmieniają szkolenie młodzieży, bo to ta jedna rzecz jest nie tak, nie wszystko. Po drugie nie da się jeden do jednego odwzorować tego, co jest tam ze względów prostych — infrastruktura, mentalność ludzi, natomiast te rzeczy, które da się adoptować — adoptujemy.
Jakie są obecnie główne problemy ze szkoleniem młodzieży w Polsce?
Powiem przewrotnie – pogoda. Kiedyś mogliśmy 8-9 miesięcy bezpiecznie trenować na dworze, dziś jest coraz trudniej, mimo że są boiska, które kiedyś były niedostępne. W wielu miastach są już balony (wzorem Islandii – przyp. red.), to pozwala nam „nie chałturzyć” w niektórych, zimniejszych miesiącach.
Krzysztof Stanowski żartował, że Hiszpanie są najlepsi w piłkę, bo mogą grać cały rok (śmiech).
Bez dwóch zdań (śmiech). Żart żartem, ale wiele w tym prawdy. Piłka nożna na boisku jest czym innym niż futsal. Pewne elementy można wprowadzać i one są dobre, ale to tylko kilka czynników, natomiast reszta opiera się na grze na boisku naturalnym. Zmiana, której dokonałem, była możliwa również dlatego, że zagwarantowano mi prywatne boisko dla Ajaksu. Takie boisko faktycznie powstało, dzięki firmie Commandor, dlatego już od pierwszego kwietnia trenujemy na trawie naturalnej.
To faktycznie wielki plus po waszej stronie, inne radomskie szkółki nie mogą się chyba pochwalić takim atutem, który znacznie pomaga w szkoleniu.
Każdy ma swój sposób, my patrzymy na siebie, nie oglądamy się na innych. W klubie, w którym pracowałem poprzednio, nie miałem źle, natomiast z ludźmi, z którymi wspólnie postawiliśmy na projekt Kuźnia Talentów Ajax, uzgodniliśmy, że warunkiem niezbędnym jest posiadanie własnego, naturalnego boiska. W dużych klubach potrzeba wielu ludzi, trenerów, dyrektorów, dlatego że mają 500-600 chłopców. W pewnym momencie to się rozmywa, chociaż patrząc na grupy młodzieżowe do lat 16, zawodnicy z Radomia są najlepszymi. Później to niestety umyka, w dwóch przodujących klubach nie ma wielu radomian.
Co jeszcze wyróżnia Ajax na tle innych szkółek, jakie metody treningowe stosujecie?
Skupiamy się przede wszystkim na tym, żeby "Jaś był lepszy od Jasia". To znaczy — Jaś nie patrzy na Franka, on ma zdobywać umiejętności dla siebie. Właściwy trening, który pozwoli mu rozwinąć się indywidualnie, dzięki czemu wejdzie później do szatni seniorskiej. My, w odróżnieniu od innych, chcielibyśmy, żeby nasi zawodnicy wchodzili do niej już w wieku 16,17 lat, bo to jest "mental". Chłopcy muszą zobaczyć, co czeka ich dalej. W Holandii wiek juniora jest do 21 lat, bo oni wiedzą, że w wieku 18-21 lat mogą pojawić się problemy – pierwsze duże pieniądze, każdy różnie na to reaguje i niektórym trzeba pomóc.
Właśnie, w Holandii jest taki trend, że zawodnik 20-letni grający w Eredivisie jest już ograny, często ma za sobą dwa sezony w dorosłej piłce. W Polsce trochę tego brakuje.
Brakuje z bardzo różnych względów, ale przede wszystkim wynika to z mentalności. Wolimy postawić na kogoś starszego, bardziej doświadczonego... Nie oznacza to, że w kadrze powinni być sami 20-latkowie, bo młodzi chłopcy potrzebują kogoś, kto ma "trójkę z przodu", poznał już trochę futbolu i tę młodzież pokierować. Musimy też pamiętać, że trenerzy mają jeden cel — doprowadzić zawodnika do jak najwyższego poziomu. Wyniki w międzyczasie mogą łechtać podniebienie, ale chodzi o to, żeby ten zawodnik wszedł do piłki seniorskiej, tam robił wyniki. Dzisiaj w Radomiu brakuje drużyny z top poziomu. W siatkówce są Czarni, w koszykówce ROSA, tam chłopcy trenują i widzą, że ich starsi koledzy wchodzą do drużyny, że jest sens, bo radomianie osiągają sukcesy.
Innym trendem jest to, że w Holandii trenerami grup młodzieżowych, są często byli piłkarze.
Tylko i wyłącznie. O dziwo oni nie mają problemu, że mają pracować z młodzieżą. Nie mówią, że muszą być trenerami pierwszego zespołu, wiedzą, że są na to szykowani latami. W Holandii buduje się trenera, ale przy tym jest to też autorytet dla młodych chłopaków. Wyobraźmy sobie, że w Polsce młodzież będzie szkolił Lewandowski, Glik, czy Krychowiak. Młodzi będą ich słuchać z otwartymi ustami. Będą biegać tyłem, jeśli oni tak powiedzą (śmiech). To jest autorytet, który w tej pracy pomaga, ktoś taki powie: zobaczcie, mnie wyszło, więc i wy możecie. Dodam też, że trenerzy tam są bardzo otwarci. Nie znają Cię, ale można jechać, pogadać, podpatrzeć, zapytać. Oni zaproszą do siebie, wysłuchają, podpowiedzą, chcą poznać inne filozofie i chcą przekazać nam swoją.
W jednym z wywiadów wspomniał Pan o pasji do futbolu, szkolenia. Myśli Pan, że w Polsce trenerom brakuje wiedzy i wyszkolenia, czy może raczej pasji do pracy z młodzieżą? Teraz stawiamy mocno na rozwój trenerów, chociażby przez Narodowy Model Gry...
Odwrócę pytanie. W Polsce nie tylko w Radomiu wciąż brakuje jedności w tym, co robimy. W Radomiu mamy trzynaście podmiotów o charakterze piłkarskim. Tylko co z tego wynika? My, dorośli, nie potrafimy dojść do porozumienia, szkolimy w UKS-ach, szkółkach, akademiach – po co? Po to, żeby Ci chłopcy znaleźli się kiedyś w seniorach. To nie jest tak, że nie mamy trenerów, czy zdolnej młodzieży.
Oczywiście, w 40-milionowym kraju talenty się znajdą.
Właśnie. My niestety gubimy tę pracę w momencie, kiedy u dzieci mija pasja. A ona będzie mijała, bo zaczynają bardzo wcześnie. Często jest tak, że zaczynają chodzić, a rodzice już chcą je zapisywać, wrzucają w reżim życia — szkoła, taniec, śpiewanie, granie... Zapominamy przy tym, że tak się nie da, to dziecko jest tylko dzieckiem. Jeśli ta pasja przetrwa, w wieku 14, czy 15 lat, wtedy już one powinny trenować z najlepszymi. Dam przykład roczników od 2005 w dół. W każdym zespole, z którym gramy, są zawodnicy wyróżniający się. Jeśli Ci chłopcy mają umiejętności do gry, niech idą grać z najlepszymi. Ja się nie obrażę i nie będę robił kłopotu, kiedy ktoś zaoferuje moim podopiecznym lepszą ścieżkę rozwoju. Wręcz przeciwnie – niech idzie tam, gdzie są większe możliwości finansowe, infrastrukturalne. Niech najlepsi grają razem. Dam przykład — kadra byłego województwa radomskiego grali z Koroną Kielce. Najlepsi chłopcy z Radomia zmietli tę drużynę z boiska pod każdym względem, nie chodzi mi tutaj o wynik. Pojedynczo? Każdy klub z Koroną przegrywał. U nas te większe kluby powinny wskazywać drogę mniejszym. Radomiak, Broń powinny pokazywać drogę mniejszym. Przejmować najlepszych w wieku 12-14 lat, bo mają lepsze warunki, by ich dalej poprowadzić. Muszę powiedzieć, że miasto od kilku lat bardzo pomaga, inwestuje, to jest plus. Natomiast wizja włodarzy powinna być wspólna i trzeba ją ujednolicić.
Radomiakowi czy Broni też trzeba wskazać drogę. Rozmawiamy świeżo po zwycięstwie młodej Legii nad Ajaksem właśnie, tym z Amsterdamu oczywiście, w Młodzieżowej Lidze Mistrzów. Chyba trochę ruszyło to do przodu w całym kraju.
Ruszyć ruszyło, tyle że ten wynik zamazuje nieco rzeczywistość. Legia i tak przecież odpadła, a w rewanżu w Ajaksie grali chłopcy jeszcze młodsi niż ci, którzy przyjechali do Warszawy. To jest właśnie ta filozofia. Nie chcą wyniku dla wyniku, skoro byli pewni, że różnica z pierwszego meczu dała im awans, wypuścili na boisko młodszych, żeby pokazali się na tym poziomie. Jeśli chodzi np. O infrastrukturę... Z Ajaksem nie możemy się nawet porównywać. Z tego, co widziałem w Lubinie czy Poznaniu, bardzo się to pozmieniało, natomiast mistrz Polski ma jedno boisko trawiaste, jedno sztuczne... Dużo w tym marketingu, nazwy, marki, bo mistrz zawsze będzie przyciągał, ale dalej nie ma żadnego porównania.
Dodajmy, że w tym meczu w barwach Legii wystąpił zawodnik z naszego regionu, konkretniej z Kowali — Michał Karbownik. W zespole CLJ Legii jest także Pana wychowanek, Kacper Pietrzyk.
Kacper miał bardzo fajną ścieżkę rozwoju. Mam satysfakcję, że Kacpra, mówiąc brzydko, wyciągnąłem z Garbatki, trenował ze mną i poszedł dalej. Właśnie o to chodzi, żeby tych talentów nie zatrzymywać u nas, puścić tam, gdzie mają lepiej, póki w Radomiu nie mamy przodującego klubu, muszą wyjechać. Przygoda Kacpra z piłką rozwija się mimo kontuzji. Trzeba przyznać, że od strony fizjologicznej jest trochę zaniedbane. Porównując z Holandią, tam na każdym treningu jest grupa lekarzy, którzy w każdej chwili pomogą. Jak to mówię — są lekarze od rąk, nóg i od głowy, bo często potrzeba też psychologa. Tam jest, pomoże, to jest bardzo szeroko rozwinięte, bo oni wiedzą, że nie można nie włożyć grosza, jeśli chce się mieć zawodnika wartego miliony. To jest biznes, jeśli chcemy mieć zyski, trzeba zainwestować. Natomiast w Polsce, nawet Legia, opiera się wciąż również na rodzicach, którzy płacą składki, kupią sprzęt strój... W prywatnych klubach sponsorami też często są rodzice dzieci, którzy tam grają, bo trzeba pamiętać, że kto daje...
Ten odbiera.
Wtrącę się jeszcze w zdanie. Prowadziłem kiedyś rocznik '99, mój kolega Marcin Krzosek miał wtedy '00 – dwa główne roczniki u nas. Rocznik '98 w Młodziku wygrał na Mazowszu, rocznik '97 Legionu wygrał ligę, a jakbyśmy spojrzeli statystycznie ilu tych chłopców gra, to niech mi Pan wierzy, można policzyć na palcach jednej ręki, chociaż było ich, nie wiem, 150? Każdy z nich miał to coś, interesowały się nimi największe kluby. Mamy fajną młodzież, dobrze z nimi pracujemy do 14-15 roku życia, a później w Legii gra taki Sebastian Szymański, który przeciwko nam wcale nie był najlepszy. To klub pozwolił mu uwierzyć, że dzięki ciężkiej pracy, można zajść daleko. Chłopcy z Radomia mają problem, czy iść do IV, V ligi, grać za 500-700 zł, bo nie widzą perspektywy grania wyżej. Lokomotywą powinien być jeden z radomskich klubów, który pozwoli im mieć marzenia, że występy w tych wyższych ligach są możliwe.
Mówiliśmy wcześniej o tym, że rodzice nalegają, żeby dzieci trenowały, zapisują ich do szkółki. Czy wie pan, czym jest KOR? (śmiech)
Komitet Oszalałych Rodziców, jeżeli dobrze rozumiem (śmiech).
Tak, takie określenie funkcjonuje w świecie piłkarskim. Trenerzy często mówią o tym, że rodzice nakładają zbyt dużą presję, że na meczach reagują nie tak, jak powinni, stąd się to wzięło. Spotkał się Pan kiedyś z taką sytuacją?
Nie odniesiemy tego jeden do jednego, dlatego, że każdy dom, tak jak każda szkółka, ma swoją filozofię. Jeden rodzic po rozmowie z trenerem zrozumie, drugi potrzebuje kilku rozmów, inny z kolei nie zrozumie nigdy. Po drugie, dopóki będziemy grali na punkty, dopóki będą tabele, tak będzie. Rodzice od zarania dziejów były za swoimi pociechami i zawsze będą chciały, żeby ich dzieci wygrywały. W momencie, kiedy to skrócimy, nie będzie lig, spadków, awansów, do pewnego wieku, będzie lepiej. Zaczynamy wcześnie. Wysokie przegrywanie, czy wysokie wygrywanie w tym wieku ma ogromny wpływ na psychikę. Jeśli do tego dołożymy rodzica, który zapomina, że ma do czynienia z dzieckiem, to niszczy psychikę. Natomiast w tych starszych rocznikach tak jak mówiłem, musimy grać z najlepszymi, żeby trener widział, czego brakuje, mógł sprawdzić to, co ćwiczymy, więc te ligi są już potrzebne.
Tak, słyszałem, że chociażby w Białymstoku narzekają na te wyniki, bo tam jest Jagiellonia, która wysoko bije wszystkich. Czy problemem w Polsce jest także mentalność? Mamy tendencję do chwalenia się wynikami, a nie np. Wynikiem sprzedaży, czy ilością zawodników wprowadzonych do seniorów.
Trzy lata temu, mecz o mistrzostwo Polski juniorów starszych. Wisła Kraków — Cracovia. Wisła wygrywa 10:0. Ktoś powie nieporozumienie, taki wynik w finale. Dzisiaj? W pierwszym zespole gra tylko Jakub Bartosz z Białej Gwiazdy. Osiągamy wynik dla wyniku. Druga sprawa, Mistrzostwa Europy u nas. Grają zawodnicy, którzy byli już w pierwszej reprezentacji. Dla nich to jest degradacja. Co z tego, że zdobędą medal? Jeżeli chodzi o kadrę, wynik jest ważny w dorosłej reprezentacji, tam jest presja, najlepsi mają grać właśnie tam.
Tak, tylko też strach pomyśleć, co by się stało, gdybyśmy wyjęli z reprezentacji u21, chociażby Dawida Kownackiego, skoro my z Dawidem w składzie remisujemy z Wyspami Owczymi... No nie jest to piłkarska potęga (śmiech).
Piłka nożna jest przewrotna. Trzy dni później wygraliśmy z Danią, która nie straciła do tej pory punktu. Chociaż też — oglądając ten mecz, wiemy, że wynik jest super, ale gra...
Gra niekoniecznie.
Właśnie. Ktoś kupuje gazetę, widzi wynik w telewizji, czy nawet obejrzy skrót, do którego można wybrać te fajne fragmenty i myśli, że było super, wspaniale. No nie było. My musimy mieć jak najsilniejszą pierwszą reprezentację, ale to się kiedyś skończy. Takie samo myślenie powinno być w radomskich klubach. To nie jest za krótka kołdra, musimy patrzeć w przyszłość. Awanse? Super. To jest obowiązek, patrząc na tradycję tych zespołów. Tyle że musimy mieć tych chłopaków 16-letnich, którzy przyniosą nam zysk. Miasto, ok, da pieniądze, ale to nie jest studnia bez dna. Musimy mieć inne źródło dochodów, bo piłka to biznes. Wychowując piłkarza, będziemy mieć go u siebie, sprzedając, będziemy mieć zysk, ale na to potrzeba czasu, tego nie da się zrobić w rok.
Ajax jako zespół ma określoną ilość roczników. W pewnym momencie to się urywa, gdzie później mają trafiać Ci zawodnicy?
Nie ma czegoś takiego jak przerwa w danym wieku, że koniec i basta. Prowadzimy te zespoły od początku, aż do momentu, kiedy będą gotowymi zawodnikami. W międzyczasie w porozumieniu z rodzicami rozmawiamy, żeby nie przespać tego momentu, bo dla każdego zawodnika jest on inny. Jeżeli oni pojadą do któregoś z klubów i trener pierwszej drużyny — bo to najważniejsze — powie, że ten chłopak ma szansę w najbliższej perspektywie, dwóch, trzech lat grać, trenować z pierwszym zespołem, to my puszczamy go wyżej. Jeżeli będzie to w wieku 12 lat? Ok. W wieku 18? Tak samo. Dwa, trzy lata w piłce to bardzo dużo, dlatego tego nie da się przewidzieć. Zdarzy się uraz, czasami nawet chłopak się zakocha (śmiech)… Zmieni mu się wtedy światopogląd, wszystko się odwróci, dlatego nie mamy jednego terminu końcowego. My chcemy widzieć dla niego ścieżkę rozwoju w piłce zawodowej, czyli w ligach centralnych, od 2 ligi w górę. Tak, żeby mógł trenować, skupiać się na tym, a nie łączyć pracę z graniem w piłkę. Jeżeli zawodnik nie osiągnie takiego poziomu, to już jest jego decyzja, czy będzie kontynuował karierę. My mamy za zadanie przekonać rodziców, że warto spróbować, natomiast jeśli ktoś nie wierzy w naszą pracę, to lepiej rozstać się od razu, niż trwać przy sobie na siłę. Nawet jeśli mówimy o wyróżniającej się jednostce, bo to jest tylko na ten moment. Za kilka lat może być zupełnie inaczej, bo to będzie kwestia pracy, okoliczności, trochę też szczęścia.
Czy to się w ogóle opłaca? Nie możecie liczyć na pieniądze z transferów, pozostaje oczywiście ekwiwalent za wyszkolenie, ale brak większego zastrzyku finansowego może być przeszkodą, zablokować rozwój, inwestycje.
Pieniądze z transferów to jedno, ale jest wiele innych sposobów, które pomogą w rozwoju. Nie można nastawić się na jedną rzecz, bo to jest biznes. Każdemu powtarzam, że najważniejsze, by na koniec zadowolony był rodzic i zawodnik, że opłaciło się spędzać ten czas na treningach, kiedy jego rówieśnicy mieli różne inne zajęcia. Jednocześnie uświadamiamy chłopców, że te marzenia niekoniecznie muszą się spełnić. Nie porównujemy, nie mówimy, że będą drugim Lewandowskim. Jeśli będą, to będą pierwszym Kowalskim. Ale oni też nie mogą nastawić się na jedną rzecz, bo potem będzie miał pretensje. My mówimy — jest możliwość.
Rozmawiałem kiedyś z Maciejem Zielińskim, dyrektorem ProSport Manager, który często pracuje z młodymi zawodnikami. Również zwracał uwagę na to, że często zbyt wiele się im obiecuje. Podoba mi się natomiast podejście, chociażby wspomnianego wcześniej Kownackiego, który włoskim dziennikarzom powiedział, że chce być pierwszym Kownackim, a nie drugim Lewandowskim.
Młodsze pokolenie przekazuje to właśnie w ten sposób i to jest bardzo dobre. Uważam, że porównywanie kogoś do kogoś w jakimkolwiek zawodzie jest niesprawiedliwe. Każdy ma własne nazwisko i na nie pracuje.
Czyli trener Starobrat nie chce być drugim Rinusem Michelsem? (śmiech)
Na przykład (śmiech). Z każdego co mi się spodoba, wezmę, ale mam swoją osobowość. Ktoś może mnie lubić lub nie, szanować lub nie, ale jestem sobą. Jeśli komuś nie podoba się to, co robię, jest inna droga. Nie każdy musi myśleć tak jak my, jeśli ktoś ma ciekawe pomysły, to też ich nie odrzucam
Ale swoich trenerskich idoli, autorytety Pan ma?
Dziś pracuję z dziećmi, więc w tej kategorii idoli nie mam. Natomiast jeśli chodzi o filozofię, wzoruję się na tym, co jest, chociażby w Holandii – żeby być specjalistą dla danej grupy wiekowej. Tak samo, jak jest z lekarzami, trzeba mieć specjalizację i być w niej mistrzem, trener grupy 7-10 nie może być trenerem grupy 13-16. U nas powoli to się zmienia, bo nie ma wyjścia. Natomiast kiedy pracowałem z seniorami, to na pewno Jose Mourinho był kimś takim, zwłaszcza że nie grał w piłkę, doszedł do swojego poziomu ciężką pracą, wchodzeniem oknami, kiedy wyrzucano go drzwiami. Oczywiście nie jeden do jednego, bo żeby poznać jego warsztat musiałbym z nim przebywać, podpatrywać i to nie tydzień, czy dwa, bo to jest jak pół biletu, żeby faktycznie zobaczyć, jak coś funkcjonuje, trzeba zobaczyć całość, nie wycinki, porównać po kilku latach, sprawdzić, czy zadziałało... Natomiast wracając do Mourinho, to było to bardziej na zasadzie, że zaimponował mi po przeczytaniu biografii, ciekawostek.
Aby poznać potrzeba czasu, natomiast Pan poznaje przy każdej okazji...
Tak, na przykład moje wojaże zagraniczne, odpoczywam, ale też wykorzystuję to jako ciekawostkę, żeby zobaczyć, jak to jest gdzie indziej. Afryka, Azja, Australia — tak bardzo się różnimy, a każdy chce jednego — wygrywać. Fajnie zobaczyć inne metody.
Stąd wziął się pomysł na treningi judo wśród juniorów Ajaksu?
Sporty dodatkowe są czymś na porządku dziennym w każdym profesjonalnym klubie, w grupach młodzieżowych. Możemy zobaczyć, jak to jest gdzie indziej, jakie sale są w Ajaksie, co w nich jest przede wszystkim. To jest coś normalnego. W Holandii jest też boisko – 50 × 50 metrów, ogrodzone na metr wysokości, słyszałem, że tak kiedyś było na Wiśle, szkoda, że z tego zrezygnowano. Każdy przez pierwsze pół godziny tam trenuje. Wewnętrzna część stopy, proste metody, nic wielkiego, a jednak to ważne.
Co Pan podpatrzył w Australii, w kraju, w którym na piłkę nożną mówi się soccer (śmiech)? Złote lata Australii z Kewellem, czy Cahillem, minęły. Czy faktycznie można przenieść elementy szkoleniowe z Melbourne Victory do Polski?
Miałem zawodników różnej narodowości. Z Azji, z Europy, z Australii, Arabów... Były różne potrzeby. Ktoś chciał się modlić, ktoś chciał jeść, a ktoś był tak zdyscyplinowany, że patrzył na mnie, jak w obrazek i trzeba było bardzo uważać, na to, co się robi, bo taki dzieciak każde słowo brał do siebie. To było cudowne, ta różnorodność. To jest dopiero trudność, przeprowadzić taki trening. Natomiast jeśli chodzi o nastawienie... daj Boże u nas. Rodzic stoi i patrzy, prezes Ci wierzy, ufa, nie zmienia się trenera co pół roku. Jeśli chodzi o piłkę seniorską, zaczyna być tak, jak w Ameryce, przychodzą doświadczeni zawodnicy z Europy, którzy wskazują drogę młodszym. Wszystko to kwestia pieniędzy. Byłem także w Katarze, sam zastanawiałem się, jak to będzie, bo tam powstaną stadiony, których w Europie nigdy nie będziemy mieli.|
W Katarze nie powstały jeszcze niektóre miasta, szykowane na mundial. Miasta, nie stadiony.
Tak, ja jestem ciekawy, jak to wygląda od strony kulturowej. W tych krajach wiele się pozmienia, bo tam są pieniądze, przyjeżdżają coraz lepsi trenerzy i to jest podstawą. To pokazuje, że oni myślą, chcą, żeby młodzież miała wzorce. Ale też stać ich na to. Kiedyś w Australii nie było boisk, dominowały inne sporty. Było zapotrzebowanie i powstały, jest na czym trenować. My ciągle się z tym borykamy. Mamy 13 podmiotów piłkarskich w Radomiu, trzy boiska miejsce i jedno prywatne. A my chcemy uczyć, chcemy szkolić...
Kiedy nie ma na czym.
Dokładnie, tak jak powiedział Mourinho. Na czym chcecie uczyć, na pianinie? (śmiech) To będą pianiści. Musimy mieć boiska.
Czyli i z Australii, i z Kenii można wyciągnąć cenne lekcje na przyszłość?
Można, oczywiście, że tak.
Ale w Katarze to już był Pan chyba bardziej turystycznie. Nie wiem, tam w ogóle szkolą? Chyba jednak bardziej kupują (śmiech).
Nie, tam absolutnie niczego nie podpatrywałem (śmiech). Natomiast byłem też na Malediwach. Wyspy, bodajże ponad 100 wysp, woda dookoła, a na każdej wyspie... boisko. Grają ligi, muszą się przemieszczać, pytam jak, oni nie widzą problemu. Bogatsi pomogą biedniejszym i jakoś to idzie. Boiska w większości nie są oczywiście trawiaste, bo ciężko to utrzymać, ale piach, żwirek, w tym też nie widzą problemu. W jednych krajach jest więcej profesjonalizmu, w innym kolorytu, ale z każdego można coś wyciągnąć.
Czyli za kilka lat taki turniej na Indonezji, w którym grała kiedyś reprezentacja Polski, może być nie tylko egzotyczną przygodą, ale szansą złapania doświadczenia?
Bez dwóch zdań. Takie 2:2 z Wyspami Owczymi, dzisiaj nam gdzieś uwiera, nie oszukujmy się. To też wynika trochę z tego, że my jak wygramy z mocnym rywalem, to chwalimy tygodniami, miesiącami. Radykalizm. Zapominamy, że to jest sport, każdy może mieć dzień konia.
Nawet Wyspy Owcze (śmiech).
Jasne, ktoś kopnie raz i wpadnie, ktoś dziesięć i obije słupki. Nie ma co dramatyzować, nie takie rzeczy się w sporcie zdarzały.
Nawiązując jeszcze do Australii, jakie są różnice między futbolem europejskim a australijskim?
Brak dyscypliny taktycznej, coś jak w Brazylii, jeśli chodzi o rozgrywki ligowe. Dlatego ostatnio brakuje osiągnięć, mimo że pojedynczo są silni. Brak taktyki, czyli niestety ważniejsze jest kiwnąć, bo wtedy wiwatuje publiczność. Ale z czasem do tego dojdą, kwestia trenerów, którzy im to uświadomią. Ja się nie dziwię, że zawodnicy chcą tam iść. Nic tylko pracować, a system Ci odda. Jest ciepło, ludzie są życzliwi, pomagają sobie, no i pieniądze również są godziwe.
To tak na zakończenie, trochę humorystycznie spytam, kiedy doczekamy się Marco van Bastena z Radomia, którego wyszkoli Ajax Radom? (śmiech)
Jak zwykle nie będę składał żadnych deklaracji, bo życie ma to do siebie, że teraz jest to nagrane, za kilka lat Pan to sobie odtworzy, przyjdzie do mnie i powie, że nie dotrzymałem słowa (śmiech). Wolę nie mówić, ale kiedy wyjdzie, to na pewno przyjdę i sam się pochwale, że jest ktoś taki.
Chętnie przyjmiemy i wysłuchamy (śmiech). Ma Pan już na koncie kilku wychowanków, pomijając wspominanego wcześniej Kacpra, którzy odnieśli sukcesy. Jan Imiołek, chociażby, aktualnie gra w primaverze Chievo Werona, w Radomiaku są Patryk Winsztal, czy Dominik Sokół.
Podobna droga, jak Kacpra, o którym mówiliśmy wcześniej. Grał u mnie kilka lat, ale dostał lepsze możliwości i tam trafił. Dopóki nie będzie w mieście takiego klubu, żeby chłopak nie musiał wyjeżdżać, to niestety tak będzie. Tak jest w piłce kobiecej, dziewczynki trenują w Czwórce, Czwórka jest w Ekstralidze, nie muszą jeździć do innych miast, żeby zaistnieć. Teraz odrodziło się Zamłynie i te kluby będą rywalizować. Tak samo powinno być właśnie z Radomiakiem i Bronią. Jak Pan wspomniał, są Winsztal i Sokół i to też fajne, że Ci chłopcy wchodzą do zespołu, mimo że wcześniej nie grali w IV lidze. Nie obwiniam tutaj nikogo, być może to kwestia innej wizji. Jest też Kamil Gilewski, który mimo urazów, liczę, że odnajdzie się w piłce na wysokim poziomie. Natomiast jeśli chodzi o te sukcesy moje, to ja dalej jestem ich głodny, nie jestem spełniony. Cieszę się z tych chłopców, których pan wymienił, ale chcę jeszcze więcej, żeby któryś zagrał z orzełkiem na piersi...
Tego van Bastena Pan chce (śmiech).
Dokładnie tak (śmiech).
Chciałby Pan jeszcze pracować z seniorami?
Znów nie złożę deklaracji, życie jest nieprzewidywalne. Na dziś powiem, że absolutnie sobie tego nie wyobrażam. Projekt Kuźnia Talentów Ajax jest na lata, bez względu na to, jakie wyniki będą miały poszczególne grupy, ważne, żeby wychowywać topowych zawodników. Natomiast co da życie za ileś lat, tego nie wiemy