W sobotnie popołudnie słońce nad Radomiem prażyło tak, jakbyśmy w kalendarzu był już czerwiec, a nie dopiero kwiecień. Ten klimat, dość nieoczekiwanie, nie przełożył się na frekwencję. Choć mecz z Gryfem nie zapowiadał się na hit kolejki, na trybunach stawiło się zaledwie 2324 kibiców, co w porównaniu z poprzednim spotkaniem (3693 fanów) stanowi dużą różnicę w sprzedanych wejściówkach - na mecz z wejherowskim klubem rozeszło się ok. 1400 mniej biletów.
http://www.cozadzien.pl/sport/kompromitacja-radomiak-przegral-trzeci-mecz-z-rzedu/46521
A co działo się na trybunach? Przede wszystkim w dalszym ciągu obserwowaliśmy protest kibiców, którzy w pierwszych minutach spotkania kilkukrotnie przerywali mecz rzucając na murawę serpentyny. Radomscy fani nie byli w tym odosobnieni - taka sytuacja miała miejsce w całej Polsce, przez co opóźniły się m.in. mecze ostatniej kolejki rundy zasadniczej ekstraklasy, które planowo miały wystartować o tej samej godzinie. Serpentynom towarzyszyły dźwięki gwizdków i brak jakichkolwiek śpiewów w pierwszym kwadransie gry. Teatralna cisza tylko spotęgowała złe odczucia, jakie można było odnieść po kwadransie przeciętnego widowiska.
"Ostatni Gwizdek" nie był jedynym fragmentem protestu kibiców. W końcówce meczu, gdy Radomiak przegrywał z ekipą Jarosława Kotasa, fani protestowali wobec... gry "Zielonych". Z trybun niosły się okrzyki, które przypomniały nam klimat minionej wiosny. "Co to jest?", "Kur.. mać Radomiak grać", to hasła, których wolelibyśmy już nie usłyszeć. Ale to już sprawa dla piłkarzy... A drużyna? W jej imieniu do kibiców, jeszcze w trakcie meczu, podszedł Leandro, który prosił kibiców o wsparcia dla zespołu w trudnych chwilach. Piłkarze w tym spotkaniu walili głową, a raczej piłką, w mur. Aż trzykrotnie strzały z rzutów wolnych zatrzymywał mur złożony z zawodników Gryfa. Inne statystyki? Nie są chlubne. Jeden celny strzał (Damiana Szuprytowskiego), mnóstwo niecelnych zagrań... Najbardziej w pamięci zapadły jednak dwa obrazki - dwie próby trafienia w sektor gości przez Simona Colinę (nazywane potocznie strzałami z dystansu) i dwa centrostrzały Patryka Mikity, które poszybowały nad bramką Dawida Lelenia (nazywane potocznie dośrodkowaniami).
http://www.cozadzien.pl/zdjecia/radomiak-radom-gryf-wejherowo/46525
I tak nam minął ten sobotni dzień. W oparach grillowanej kiełbaski i napojów niskoprocentowych, które rozeszły się tego dnia na pniu - za pewno po części z racji upału, a po części w myśl hasła "piję, żeby zapomnieć". Lecz nie wszystkim się ta sztuka udała. Szczęście nie dopisało pewnemu panu, który dwukrotnie potknął się na schodach, tracąc niemal całą zawartość kubeczka ze złocistym napojem. Ta personalna tragedia przyniosła nam nieco uśmiechu na twarzy i została okrzyknięta najlepszą akcją pierwszej połowy. Jasne jest jednak, że każdy wolałby mieć nieco inne powody do radości.
Ale Radomiaka można też pochwalić. Choć w tym przypadku słowa uznania skierujemy raczej nie w kierunku piłkarzy, a działu medialnego. Po raz drugi na meczach "Zielonych" ukazał się Program Meczowy, który stanowi ciekawe uzupełnienie dla kibiców. Program jest krótki, ale treściwy. Znajdziemy w nim opisy dwóch najbliższych rywali Radomiaka (Gryf i Gwardia Koszalin), rozmowę z Jakubem Wróblem, plakat drużyny, czy też stronę przeznaczoną na łamigłówki i raport z budowy stadionu. Ponadto każdy, kto zakupił Program miał szansę na wygranie nagrody w konkursie w przerwie meczu. Jak na standardy drugiej ligi jest to z pewnością rzadko spotykany pomysł.
Po meczu na własne oczy (a raczej uszy) przekonaliśmy się, jak unikalnym zespołem jest Gryf. "Banda Kotasa" świętowała sukces w szatni w rytm przeboju zespołu Mig - "Lalunia". Cóż, talentu wokalnego chłopakom z Wejherowa na pewno odmówić nie można. Jedno jest pewne na MOSiR-ze dawno nie było tak wesoło. A trener Kotas? Przeprosił za hałasy z uśmiechem, stwierdzając, że tak rzadko wygrywają, że muszą się nacieszyć póki można. Zresztą szkoleniowiec Gryfa jeszcze przed konferencją prasową potwierdził, że jest niezwykle barwną postacią. Trener Kotas nie kryje problemów zespołu z Wejherowa, wynikających chociażby z tego, że... piłkarze często łączą grę z pracą, przez co mecze w środku tygodnia są sporym wyzwaniem dla drużyny.
Nic dziwnego, że dla Wejherowa zwycięski wiosenny marsz jest powodem do radości, tańców i śpiewów. Widać, że ta drużyna naprawdę chce wywalczyć utrzymanie i - mimo że stracone punkty bolą - miejmy nadzieję, że ta sztuka Gryfowi się uda. Mimo że nasz zespół nie będzie miał już okazji odegrać się wokalnie na Gryfie, śpiewając "Przez twe oczy zielone" po wygranym meczu. Bo przecież, nawet po trzech porażkach z rzędu, nie dopuszczamy do siebie myśli o braku awansu do pierwszej ligi.