Studenckie prawa opisane są w Karcie Praw Studenta, którą w tym roku zaprezentowało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W karcie widnieje informacja, że „Prawa studenta chroni umowa cywilno-prawna z uczelnią publiczną i niepubliczną”. Założenie jest proste -nic nie powinno zaskoczyć studenta w trakcie studiów, ponieważ wszystko może uprzednio przeczytać w umowie.
Sporną kwestią okazał się ilość godzin nauki w trakcie jednego dnia. Najbardziej pokrzywdzeni w tym wypadku są studenci studiów niestacjonarnych.
- W tym roku rozpoczynam studia na informatyce. Jestem załamany swoim planem, ponieważ mam zajęcia od rana do wieczora. Zaczynam w piątek, w sobotę mam zajęcia od 8 rano do 19 i kończę w niedzielę po południu. Zjazdy odbywają się co tydzień, a przerwy pomiędzy wykładami trwają wyłącznie 5 min. Nie zdążę nawet zjeść pomiędzy dwoma wykładami, a co dopiero mówić o chwili na odpoczynek – mówi Paweł, student informatyki. - Problem tkwi również w tym, że mamy zajęcia w różnych miejscach Radomia. Przerwy 5 - minutowe nie wystarczają nam na przemieszczenie się z wydziału do wydziału. Ostatnio nawet nasz wykładowca mówił, że musiał zakończyć wcześniej poprzednie zajęcia, by zdążyć na nasze – dodaje Paweł.
Skoro w ciągu jednego 8 - godzinnego dnia pracy każdy ma prawo do choć jednej długiej przerwy obiadowej - a te zasady kontroluje Prawo Pracy - kto ustala i kontroluje zasady godzin zajęć na uczelniach wyższych?
- To władze uczelni po zasięgnięciu opinii samorządu studenckiego decydują o tym, jak wygląda plan, ile godzin spędzi student w trakcie jednego dnia na wykładach. Wszystko powinno być opisane w umowach, które podpisują studenci przed rozpoczęciem studiów – informuje Tomasz Lewiński, szef biura prawnego Parlamentu Studentów Rzeczpospolitej Polskiej.
Jadnak rzeczywistość tak nie wygląda.
– Faktycznie nasi studenci podpisują umowy z uczelnią, jednak w nich nie ma zawartej ilości godzin, jaką spędzą na wykładach. Wszystkie te informację mogą zasięgnąć po ogłoszeniu planu zajęć, czy też terminów zjazdów – informuje Aneta Mirosz, rzecznik prasowy UTH w Radomiu.
- Ja na szczęście już zakończyłam studia. Na szczęście, ponieważ zaoczny tryb studiów kojarzy mi się wyłącznie z przesiadywaniem na uczelni, ogromną ilością wypitej kawy i ze zmęczeniem. Natomiast nie kojarzy mi się z tym co powinno, czyli nauką. Rozumiem, że studenci zaoczni muszą mieć taką samą siatkę godzin jak i na studiach dziennych, jednak to po prostu jest nie możliwe fizycznie, by być skupionym przez 13 godzin, bez przerwy jednego dnia. Bez sensu było np. to, że w jeden weekend miałam zajęcia od rana do wieczora, a w następny np. tylko w sobotę. Dlaczego? Ponieważ plan nie był dostosowany do studentów lecz do wykładowców – mówi Maria z Radomia, była studentka.
A Wy jakie macie doświadczenia z planami zajęć? Czy też spędzacie po 12 godzin w ciągu jednego dnia na zajęciach i czy jesteście w stanie powiedzieć, że zapamiętaliście choćby połowę? Czekamy na Wasze komentarze.