Najpierw uczniowie przeszli szkolenia z nawigacji. Odbyły się one w ferie zimowe. - Co roku sezon żeglarski otwieramy i zamykamy w Domaniowie, organizujemy biwaki oraz szkolenia - opowiada Wojciech Janas, uczestnik rejsu.
- Sam rejs zaczął się tak jak każdy inny. Zbiórka, wyjazd i długa, aczkolwiek niezwykle przyjemna jazda do Sukosanu, czyli portu docelowego, w którym mieliśmy zaokrętować się na jacht „APHIA II” - SAS 39. To dziesięcioletnia, ale niezwykle porządna i zadbana łajba, która bezproblemowo przeprowadziła nas przez wody Adriatyku - mówią młodzi podróżnicy. Według nich, łódź miała w sobie coś magicznego.
Dzień był bardzo spokojny w przeciwieństwie do nocy. Wiatr osiągnął 4 w skali Beauforta. Niektórych dopadła bezlitosna choroba morska. Na szczęście podczas drugiego dnia została lekka fala. Po drodze żeglarze mijali piękne wyspy, a do portu wpłynęli następnego dnia około szesnastej. Następny dzień z powodu złej pogody spędzili w Rijeki. Mieli okazję zwiedzić deptak, restauracje, sklepy z pamiątkami i zabytkowymi kamieniczkami.
- Po długich spacerach i pogawędkach w blasku księżyca zdecydowaliśmy się na wypłynięcie, a następnym miejscem, do którego chcieliśmy dotrzeć, była wyspa Rab, która zauroczyła całą ekipę krajobrazami i atmosferą - opowiadają. Zwiedzili klasztor pod wezwaniem świętego Krzysztofa, dzwonnice kościoła św. Jana Ewangelisty i inne zabytki.
-Nie pokonaliśmy nawet połowy zamierzonej drogi, więc pozostało odpalić silnik aby dotrzeć do celu na godzinę 18. Byliśmy pełni obaw, jednak silny wiatr sprawił, że na miejscu byliśmy jeszcze przed otwarciem mostu i czekaliśmy kilkanaście minut- informuje Wojciech Janas.
-Żeby zejść na ląd, musieliśmy popłynąć pontonem, co było dla naszej załogi niezwykłą frajdą. W Mali Losinj spotkaliśmy ludzi różnych narodowości. W czasie zwiedzania ku naszej uciesze natknęliśmy się na sieciowy sklep, który okazał się główną atrakcją wieczoru. Zaopatrzyliśmy się we wszystkie potrzebne rzeczy i byliśmy gotowi na poranną pobudkę i dalszą drogę – dopowiada Agnieszka Chęcińska, kolejna uczestniczka.
Następnego ranka kurs obrali na wyspę Vir, do którego dopłynęli wieczorem. Trudno było znaleźć otwarty sklep, więc aby ułatwić sobie zadanie, postanowili się rozdzielić. Udało się. Przygotowali kolację, odświeżyli się i z całą załogą, z gorącymi herbatami w rękach miło spędzili czas na decku. Był to najpiękniejszy moment rejsu podczas zachodu słońca, ale niestety droga prowadziła do Sukosanu, gdzie zobowiązani byli zostawić jacht. O poranku wyruszyli w ostatnią żeglarską przejażdżkę.
Do wyjazdu mieli jeszcze kilka godzin, więc jedni pojechali zwiedzić pobliskie miasto Zadar, jedno z najpiękniejszych w Dalmacji. Autokar spóźnił się prawie godzinę, ale była to dla nich uciecha aniżeli ból - przywiązali się do tego miejsca i z trudno było go im opuścić.
-Wysiedliśmy w Polichnie, skąd rodzice przywieźli nas prosto do domu. Niestety przywitała nas okropna pogoda, deszcz i niska temperatura, co popsuło nasze nastroje jeszcze bardziej. I mimo cudownie spędzonych chwil, wszyscy wróciliśmy do szarej rzeczywistości i rutyny dnia codziennego - opowiadają o powrocie do Polski.