16 maja ruszył proces przeciwko Mateuszowi R. oraz Kamilowi S., którzy zdaniem prokuratury 19 stycznia zaatakowali policjantów. Według ustaleń, tego dnia po godz. 5 funkcjonariusze zostali wezwani przez
właściciela lokalu przy ulicy Limanowskiego, w którym odbywała się studniówka. Zgłoszenie dotyczyło
awanturującego się mężczyzny. Po przybyciu na miejsce wskazano
agresywnego uczestnika imprezy. Podczas wyprowadzania go z lokalu, do
policjantów miał podbiec inny mężczyzna, który nie chciał dopuścić do
zatrzymania swojego znajomego. Doszło do szarpaniny. Napastnicy mieli bić funkcjonariuszy. Odpierają
c ich ataki, policjanci
wezwali pomoc. Na miejsce przyjechał dodatkowy patrol i policjanci
zatrzymali 19-latka. Pijany mężczyzna trafił do policyjnego aresztu.
Drugi sprawca oddalił się z miejsca zdarzenia, ale kryminalni ustalili
jego tożsamość i zlokalizowali miejsce pobytu, a w poniedziałek
zatrzymali 21-latka. Obaj mężczyźni zostali tymczasowo aresztowani.
- Jeden z oskarżonych podbiegł do leżącego starszego sierżanta i chciał go kopnąć w twarz, ale ten zasłonił się rękoma. Natomiast Kamil S. podbiegł do mnie i zadał kilka ciosów w lewą część mojej twarzy - zeznał na pierwszej rozprawie jeden z poszkodowanych policjantów.
Dodajmy, że podczas pierwszej rozprawy obaj oskarżeni przyznali się do winy i przeprosili funkcjonariuszy. Sąd uchylił im areszt.
Natomiast w czwartek (29 maja) w Sądzie Rejonowym odbyła się kolejna rozprawa, podczas której zostali przesłuchani świadkowie, w tym rodzice, którzy odpowiadali za zorganizowanie studniówki.
- Podczas zabawy na sali tanecznej doszło do bójki dwóch mężczyzn, w której brał udział Kamil S. Chłopcy zostali rozdzieleni. Jeszcze przed studniówką właścicielka lokalu powiedziała, że jeśli dojdzie do jakiś incydentów, to awanturujące się osoby będzie trzeba wyprosić z zabawy i zadzwonić po rodziców. Pierwszy uczestnik bójki razem ze swoją dziewczyną pojechali do domu, natomiast Kamil S. nie chciał podać numeru do rodziców i upierał się, aby wrócić na salę taneczną. Wtedy właścicielka lokalu wezwała policję. Kamil S. spokojnie siedział na krześle przy szatni, obok niego był drugi oskarżony, który rozmawiał przez telefon i wypowiadał brzydkie słowa. Wtedy do pomieszczenia wszedł policjant, zapytał, który to pan Kamil i go wyprowadził razem z tym drugim chłopakiem. Nie wiem dlaczego to zrobił, skoro kolega Kamila był spokojny. Przy opuszczaniu lokalu obaj chłopcy byli spokojni i nie stawiali oporu. Dopiero później dowiedziałam się, że doszło do bójki i jeden z policjantów ma złamaną rękę - powiedziała kobieta, która była obecna na studniówce.
Świadek zeznała również, że policjanci nie wylegitymowali się zanim przystąpili do czynności. Jednak byli w mundurach.
Druga osoba, która widziała zajście potwierdza, że funkcjonariusze bez słowa wyprowadzili mężczyzn z pomieszczenia.
- Nie słyszałam, aby ci chłopcy rozmawiali z policjantami, nie słyszałam też żadnych wyzwisk. Tej nocy spadł marznący deszcz, na zewnątrz było bardzo ślisko. Jeden z funkcjonariuszy, który wyszedł z lokalu przewrócił się. Później jedna z matek wyglądająca przez okno krzyknęła "Boże, ale pałują Kamila!". Następnie powiedziano nam, że chłopcy uciekli - dodała druga kobieta.
Wiele zamieszania wprowadziły zeznania trzeciego świadka, który tamtej nocy przyjechał w odwiedziny do syna właścicielki lokalu. Kiedy toczyło się postępowanie przygotowawcze mężczyzna zeznał, że w chwili zatrzymania Mateusza R. i Kamila S., był przy bramie wjazdowej. Natomiast w czwartek zeznał, że był wewnątrz budynku. Skąd takie rozbieżności?
- Nie byłem pracownikiem tego lokalu, nie chciałem robić właścicielom kłopotu, że niby niepowołana osoba się tam znalazła - tłumaczył mężczyzna.
W dalszej części przesłuchania świadek podtrzymał swoje wcześniejsze słowa o tym, że po wyjściu z lokalu doszło do szarpaniny i pościgu, policjanci jak i oskarżeni kilka razy przewracali się, a funkcjonariusze użyli pałek i gazu łzawiącego. Oprócz tego zeznał, że jeden z młodych mężczyzn miał przyjąć pozycję do walki i powiedzieć do policjanta "chodź na solo, ale bez tej pałki".
Jak będzie linia obrony oskarżonych podczas kolejnych rozpraw?
- Na tym etapie postępowania chcemy wyjaśnić zasadność podjęcia interwencji przez policjantów w stosunku do Mateusza R. Mamy w tej kwestii wiele wątpliwości, które zostaną rozwiane po przesłuchaniu świadków oraz obejrzeniu nagrania, które daje pełny obraz tego zdarzenia - powiedział Radosław Gniadek, obrońca Mateusza R.
Czy nagranie wniesie coś do sprawy? Będziemy wracali do tego tematu.