Po co w ogóle były te spotkania?
- Przede wszystkim zależało mi na poinformowaniu radomian o budżecie obywatelskim. Przekonany jestem, że wspólne decydowanie o pewnych sprawach będzie miało pozytywne odzwierciedlenie w życiu codziennym. Na początku kadencji, kiedy spotykałem się z mieszkańcami Radomia, zapowiadałem, że nadal będziemy organizować takie rozmowy. Dają one możliwość spojrzeć na problemy radomian z zupełnie innej perspektywy. Dzięki nim mam możliwość ocenić swoją pracę oraz osób mi podległych.
Frekwencja w tym roku dopisała?
- Oczywiście chciałbym, aby radomian przychodziło jeszcze więcej, taka miałem nadzieję. Myślę, że kampania promująca te spotkania była bardzo szeroka, dołożyliśmy wszelkich starań, aby mieszkańcy zostali o nich poinformowani. Niektórzy nawet w lepszy, czy gorszy sposób próbowali „podpromować” te wydarzenia. Wydaje mi się, że stworzyliśmy taką możliwość, że każdy, kto naprawdę chciał się ze mną spotkać i porozmawiać o swoich problemach, mógł to zrobić.
Czym kierowaliście się przy wyborze dzielnic? Dlaczego nie było spotkania w centrum?
- Wybierając miejsca tych spotkań, kierowaliśmy się zasadą, że odbywają się one w jednym miejscu, w jednym okręgu. Mieszkańcy śródmieścia mieli możliwość dołączyć na te spotkania na przyległych osiedlach. Skoro są jednak sugestie, że takiego spotkania zabrakło bliżej centrum miasta, oczywiście zostaną one wzięte pod uwagę w przyszłości.
Czy problemy mieszkańców zmieniły się od czasu ostatnich pana spotkań?
- Niektóre są bardzo typowe, dotyczą postawienia gdzieś ławki, oświetlenia na ulicy, chodnika, o takich rzeczach mieszkańcy informują zawsze. Teraz niestety da się zauważyć, że mieszkańców Radomia dotknął kryzys, bardzo często podnosili ten temat podczas naszych spotkań.
Jakieś problemy zostaną rozwiązane od razu?
- Dodatkowy kosz na śmieci, ławka, ewentualnie znak drogowy. Wszystkie, które nie wymagają wielkich nakładów finansowych oraz pozwoleń. Czasami mieszkańcy nie zdają sobie sprawy, że postawienie znaku, czy latarni wymaga wielu działań, uzgodnień, pozwoleń, nie jest to taka łatwa sprawa jak im się wydaje. To co zasugerowali nam mieszkańcy podczas spotkań, a nie wymaga skomplikowanych działań już jest zrobione lub za chwilę będzie.
Co dalej, jakie są pana wnioski?
- Otrzymałem kilkaset wniosków. Teraz wszystko będzie dokładnie analizowane. Myślę, że na to pytanie będę mógł odpowiedzieć za jakiś czas. Pewne sprawy zostaną załatwione bardzo szybko, część zostanie ujęta w budżecie na 2013 rok. Inne niestety będą musiały poczekać. Radom jest biednym miastem, dlatego nie możemy sobie pozwolić na sfinansowanie wszystkich potrzeb mieszkańców od razu.
Zauważyłam, że na spotkaniach pytano czasami o błahe sprawy, np. o zmianę rozkładu jazdy autobusów. Najwyraźniej radomianie nie kierują się ze swoimi problemami bezpośrednio do odpowiednich instytucji.
- Faktycznie tak jest, zawsze pojawia się grupa osób, które po prostu nie wiedzą, że pewne sprawy uda im się załatwić w bezpośrednio w miejscu do tego stworzonym, odpowiedzialnym za dany dział. Szczerze powiem, że już się do tego przyzwyczaiłem i podczas spotkań udzielam odpowiednich informacji.
Co pana najbardziej zaskoczyło podczas rozmów z ludźmi?
- Zaskakuje mnie to, że czasami mieszkańcy nie wiedzą rzeczy, o których bardzo dużo się mówi. Nie wiedzą np. że aby pozyskać środki unijne, konieczny jest wkład własny gminy. Dziwią się, że zmuszeni jesteśmy wziąć kredyt, żeby rozpocząć jakąś inwestycję. Niektórym się wydaje, ze pieniądze unijne bierze się od tak po prostu.
Czy będą kolejne spotkania?
- Bardzo bym chciał. Wymagają najpierw przeanalizowania te, które się odbyły, ale będę chciał zorganizować kolejne.