W Radomiu strajk może objąć blisko 90 szkół i placówek oświatowych. Ale zanim do niego dojdzie, w marcu w placówkach oświatowych, w których Związek Nauczycielstwa Polskiego ma chociaż jednego członka, odbędzie się referendum. Będą w nim mogli wziąć udział zarówno nauczyciele, jak i pracownicy administracji i obsługi. - W środę (6 marca) Zarząd Oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego w Radomiu podjął uchwałę o przeprowadzeniu referendum. Chciałbym, żeby w Radomiu referendum skończyło się przed wyznaczonym terminem, czyli przed 25 marca. Chciałabym, żeby zakończyło się 22 marca – przyznaje Tomasz Korczak, prezes ZNP w Radomiu.
Nauczyciele i pracownicy administracji będą odpowiadali na następujące pytanie: „Czy wobec niespełnienia żądania dotyczącego podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli, wychowawców, innych pracowników pedagogicznych i pracowników niebędących nauczycielami o 1000 zł z wyrównaniem od 1 stycznia 2019 r., jesteś za przeprowadzeniem w szkole strajku począwszy od 8 kwietnia br.?"
Aby strajk mógł dojść do skutku w referendum musi wziąć udział ponad połowa pracowników i ponad połowa, którzy wzięli udział w referendum musi wyrazić zgodę na strajk. - W Radomiu objęliśmy sporem zbiorowym 87 pracodawców. Mówię tu o placówkach i szkołach prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego. Bez szkół prywatnych, tam spór nie będzie prowadzony – wyjaśnia Korczak.
Zagrożony egzamin?
Data ogólnopolskiego strajku zaplanowana została na 8 kwietnia, czyli na dwa dni przed planowanym egzaminem gimnazjalnym, wyznaczonym na 10,11,12 kwietnia. Z kolei 15,16 i 17 kwietnia po raz pierwszy egzamin po podstawówce będą pisać ósmoklasiści. Pojawia się wówczas problem czy znajdą się osoby, które będą mogły w tych dniach przeprowadzić egzamin. - Termin został dokładnie przemyślany. Rozpoczynamy strajk wtedy, kiedy egzaminów nie ma – stwierdza prezes ZNP w Radomiu. - Jestem optymistą. Myślę, że jest bardzo dużo czasu do daty strajku. Jesteśmy otwarci na dialog. Do tego strajku w momencie osiągnięcia porozumienia nie musi dojść.
Jeżeli dojdzie do strajku w wyznaczonym terminie, będzie to z pewnością sytuacja nadzwyczajna. Osoby, które zadeklarują swój udział w strajku będą musiały powstrzymać się od świadczenia pracy. - Nauczyciel przebywa wtedy w placówce w tym czasie, ale nie przeprowadza zajęć. To samo dotyczy pracowników administracji i obsługi, oni też wtedy nie pracują. Dyrektor jest odpowiedzialny za to, żeby zabezpieczyć bezpieczeństwo dzieci, i może się pojawić problem – przyznaje Korczak. – Mogą wystąpić niedogodności, ale mamy prawo do strajku i z tego strajku chcemy skorzystać.
Protestujemy, bo chcemy uczyć
ZNP domaga się 1000 zł podwyżki dla nauczycieli i pracowników oświaty. Jak przyznaje Tomasz Korczak, nie chodzi o samo wynagrodzenie, ale również o prestiż zawodu. - Zawód nauczyciela jest pauperyzowany. Część osób, które już w tej chwili deklaruje udział w strajku, mówi, że pieniądze to jedno, ale tak naprawdę to oni już w tej chwili chcą strajkować w obronie godności zawodu – przyznaje prezes ZNP. - Mamy bardzo spłaszczone płace. To powoduje odpływ od zawodu i nie jest na pewno motywujące dla nauczycieli.
- Nauczyciele są sfrustrowani swoimi wynagrodzeniami i tym jak są traktowani. Protestujemy, bo chcemy dobrej oświaty, a dobrej oświaty nie będzie bez dobrego nauczyciela, a nie będziemy mieli dobrych nauczycieli przy tym poziomie wynagrodzenia - podkreśla Korczak.
ZNP prosi również o wyrozumiałość rodziców i uczniów, bo ten strajk nie jest wymierzony w nich. - My nie robimy tego strajku z radością, po prostu jest to sytuacja, w której stanęliśmy pod ścianą, bo nasza cierpliwość się skończyła i dłużej czekać na podwyżki wynagrodzeń nie będziemy – stwierdza Korczak. - Środowisko jest zdeterminowane. Mówiono nam, że nie ma pieniędzy, a teraz okazało się, że na inne cele społeczne te pieniądze się znalazły. Tutaj po części czujemy się oszukani.