Wójt i jastrząb
Kiedy mieszkańcy zebrali się po raz czterdziesty i czwarty i po raz czterdziesty i czwarty nazwa wioski nie została ustalona, rzekł wójt:
—Chcemy, aby nazwa naszej wioski była ani ładna, ani brzydka, ani długa ani krótka, żeby podobała się wszystkim i nikomu, a tymczasem nikt dotąd nazwy takiej nie wymyślił. Jak zatem mam nazwać wieś naszą, gdy jutro wraz z innymi wójtami zasiądę do wspólnych obrad? Gromada milczała. Każda z proponowanych nazw wydawała się na tę okazję nieodpowiednia. Tak minęła noc. Rankiem wójt zaczął zbierać się do drogi, a tymczasem nazwy wioski jak nie było, tak nie było. Ruszył w końcu strapiony, jako że na obrady stawić się musiał, co chwilę jednak przystawał. I za każdym razem rozmyślał co też powie.
Uszedł tak spory kawał drogi, gdy nagle spostrzegł, iż wśród szczerego pola otoczyła go gromada dużych polnych myszy. Wygłodzone to były i drapieżne stworzenia, jako że przednówek srogi, a w komorach chłopskich ledwie po garści mąki zostało. Rychło też całym stadem do sakwy mu się dobrały, a co żarłoczniejsze buty i spodnie nadgryzać zaczęły. Krzyknął wójt przeraźliwie, gdy jeden i drugi gryzoń mocniej go uciął i nuż się bronić, a kijem na wszystkie strony wymachiwać. Na nic to jednak się zdało, myszy widząc zdobycz coraz śmielej sobie poczynały, a krzyki wójta choć głośne niewiele pomagały. Niespodziewana przygoda przykry obrót zaczynała przybierać, na szczęście rozpaczliwe wołania wójta usłyszał jastrząb, a widząc co się dzieje ulitował się i na pomoc pospieszył. We dwóch już łatwiej z bandą gryzoni się uwinęli. Czas też był po temu najwyższy, obrady bowiem lada chwila rozpocząć się mogły. Widząc, iż mocno poturbowany wójt z trudem w drogę rusza, jastrząb powiada:
- Złapcie mnie wójcie za nogi, a rychło na miejsce was zaniosę!
Nie było czasu do namysłu. Schwycił więc wójt swojego wybawcę za szpony i w górę poszybował. Jakoż w chwilę potem cały i zdrowy znalazł się na miejscu, dokąd zdążał, a gdy ptak przyrzekł, iż czekać będzie i z powrotem bezpiecznie do wioski go zaniesie, uspokojony na zebranie ruszył. Myśl o niedawnej przygodzie na chwilę go jednak nie opuszczała, toteż niewiele z prowadzonych obrad rozumiał i słyszał. Gdy zatem przyszła na niego kolej by nazwę wioski wymienić —myśląc o jastrzębiu —odpowiedział głośno:
—Jastrząb! Inni sądząc, że jest to nazwa wsi wójta, do księgi ją zapisali. I tak oto wieś po wsze czasy pod nazwą „Jastrząb" pozostała. Ptak zaś, który cierpliwie na wójta czekał, uznał owe wydarzenie za wielki dla siebie zaszczyt. Od tego też czasu zaprzyjaźnił się z mieszkańcami wsi i jak mógł przed złem wszelkim ich ochraniał. Gdy zaś po latach postanowił odlecieć podarował mieszkańcom wioski pióro, mówiąc:
—Zakopcie go głęboko w ziemię, a wasze pola staną się bogate i urodzajne. Zboża na ich będą rosnąć wysoko, a wy żyć będziecie w dostatku! Odleciał jastrząb, a ludzie uczynili tak, jak im przykazał. Od tego też czasu ich ziemie stały się bardziej urodzajne, a gospodarze zaczęli zbierać wyższe plony.
Źródło: Zenon Gierała "Baśnie i legendy ziemi radomskiej".
https://www.cozadzien.pl/legendy-radomskie/legendy-radomskie-kotarwice-wierzbica-i-mazowszany/69702
Legend radomskich można słuchać w każdy poniedziałek i wtorek o godz. 20.30 w Radiu Rekord.