Dział plastyczno-techniczny Muzeum im. Jacka Malczewskiego tworzą: mgr Monika Zahorska, Małgorzata Charko, Krzysztof Zając, Sebastian Fituch, Janusz Ścibisz i Jakub Kondlewski. Działem kieruje mgr Bogusław Łoboda. - To jest dział prawdziwie kreatywny. Bo zatrudnieni tutaj to ludzie z pasją, z pomysłami. Praca z nimi to sama przyjemność – zapewnia Bogusław Łoboda. - Jeśli ktoś nie lubi monotonii, to tu na pewno nie będzie się nudził. Oczywiście, że czasami bywa ciężko, ale robimy coś, co jest piękne.
To, co oglądamy w muzealnych salach, poprzedzają długie miesiące intensywnej pracy. Przede wszystkim pomysłodawca danej ekspozycji, który zbiera materiały, opracowuje je, przegląda literaturę, sprawdza, skąd można ewentualnie wypożyczyć potrzebne artefakty. - My odpowiadamy i za aranżację, i za realizację – podkreśla kierownik działu plastyczno-technicznego. - Łatwiej jest, oczywiście, kiedy przyszły kurator przychodzi do nas nie tylko z wizją, ale z konkretnymi pomysłami, jak ta ekspozycja ma wyglądać. Naszą rolą jest urzeczywistnienie tych planów. Czasami dodajemy skrzydeł, ale zdarza się, że musimy autora sprowadzić na ziemię. Bo ktoś ma pomysł nierealny technicznie. Albo w danej przestrzeni czegoś nie da się zrealizować. Ale generalnie w autorskie projekty nie wchodzimy, bo brakłoby nam czasu.
https://www.cozadzien.pl/radom/spotkanie-roznych-pokolen-chalubinszczakow/86545
Rzecz jasna, ostateczny kształt wystawy jest efektem spotkań i dyskusji nie tylko z autorem ekspozycji, ale także w dziale. Każdy coś wnosi od siebie, podrzuca pomysły i rozwiązania. Poszczególne elementy ekspozycji najpierw widoczne są na rysunkach, szkicach i zdjęciach, a dopiero po akceptacji kuratora buduje się je w realu. - To jest zawsze praca zespołowa, jedna osoba tego nie zrobi – podkreśla Bogusław Łoboda.
Najpierw przygotowuje się salę – maluje albo tapetuje, buduje nadstawki. Potem trzeba się zająć rekwizytami, dekoracjami. To właśnie pracownicy działu plastyczno-technicznego wyczarowali dla nas m.in. zamek ze smokiem czy chatkę na kurzej stopie na wystawie „Strach ma wielkie oczy”. To oni głowili się długo, jak uzyskać efekt przechodzenia przez lustro (Alicja przeszła, więc i widzowie też muszą) w „Barwach dziecięcych losów” – postawili w końcu na zawieszone lustrzane paski i lampę błyskową, co sprawdziło się bardzo dobrze. Przyznają zresztą zgodnie, że „Barwy dziecięcych losów” to była jedna z trudniejszych ekspozycji.
Najważniejsza jednak jest praca z eksponatem. - Kiedy przyszłam tutaj do pracy, dostałam do oprawienia rysunki Brandta. To było coś fantastycznego – mogłam dotknąć prac wielkiego mistrza, wziąć do rąk. Jednocześnie jednak był stres, bo przecież każdy z tych rysunków jest bezcenny – opowiada Monika Zahorska. - I ten stres jeszcze i dziś gdzieś tam się czai, kiedy pracuje się z eksponatem. Bo każda rzecz jest bezcenna, istniejąca bardzo często w jednym tylko egzemplarzu. I skoro przetrwała 200, 300 czy 500 lat, to nie możemy dopuścić, żeby coś się uszkodziło, oderwało, kiedy przygotowujemy wystawę. A my z koleżanką zajmujemy się zwykle tymi zabytkami, które są wyjątkowo kruche: biżuterią, porcelaną, szkłem.
https://www.cozadzien.pl/kultura/wydawnictwa-muzeum-im-jacka-malczewskiego/85339
Pracownicy działu plastyczno-technicznego Muzeum im. Jacka Malczewskiego podkreślają zgodnie, że z każdym eksponatem trzeba się obchodzić jak z jajkiem. - Przez nasze ręce przechodzą za każdym razem miliony złotych. Mamy tego świadomość, ale też nie możemy pozwolić, żeby stres nas paraliżował – mówi Bogusław Łoboda.
To pracownicy działu, w porozumieniu z konserwatorem, decydują, jak pokazać zabytek, by oglądający dostrzegł jego wyjątkowość, ale też, by to pokazywanie było dla artefaktu bezpieczne. Stąd przemyślne podpórki, zawieszki i oprawy. A jeśli trzeba, pracownicy naprawią rozlatującą się ramę obrazu czy dorobią zawieszenie. - Kiedy budujemy wystawę, każdy z nas pracuje nad swoją częścią. Potem to składamy i sprawdzamy efekt. Nigdy do końca nie wiemy, jak to naprawdę zagra – mówi Krzysztof Zając. - Ale w końcu montujemy oświetlenie i... Widzimy, że jest fajnie, że powinno się podobać. Bo przecież o to w naszej pracy chodzi – żeby się ludziom podobało. Nie dla siebie to robimy, ale dla widzów. Zależy nam na tym, żeby te wystawy zobaczyło jak najwięcej osób.
Dział plastyczno-techniczny odpowiada jednak nie tylko za efekt końcowy ekspozycji. Monika Zahorska projektuje także część muzealnych plakatów, zaproszenia na wystawy, banery czy pocztówki. A panowie, jeśli jest taka konieczność, pomalują pomieszczenia czy naprawią zepsutą klamkę. - To naprawdę jest fajna praca – zapewnia Krzysztof Zając. - Wiadomo, czasem jest trudno, kiedy trzeba działać pod presją czasu, bo jeszcze to niegotowe, tamto trzeba zmienić, a tu zbliża się termin wernisażu wystawy... Ale miło się tu przychodzi.
https://www.cozadzien.pl/radom/muzeum-im-jacka-malczewskiego/84998
Przed laty (poza wystawami stałymi) muzeum w ciągu roku otwierało trzy, cztery ekspozycje czasowe. Dzisiaj praktycznie nowe wystawy realizuje się co miesiąc. Każda wymaga starannego przygotowania i równie starannej realizacji. Ale kiedyś to, co wymagało dziesiątków godzin ciężkiej pracy, trzeba rozebrać. - Nie można przy czasowych wystawach budować konstrukcji na lata. Ale często zachowujemy materiały z jednej ekspozycji, by je wykorzystać przy innej okazji. Zdarza się też, że zatrzymujemy na przyszłość jakieś drobne elementy – mówi Bogusław Łoboda. - Kiedyś np. potrzebowaliśmy stojaka pod siodło i okazało się, że nigdzie nie można go było dostać. Zbudowaliśmy go więc i po zakończeniu ekspozycji zachowaliśmy.
Zespół działu plastyczno-technicznego podkreśla, że pracować mogą tu tylko osoby wszechstronne, z pasją, ale za to zajęcie – będące często ciężką harówką – daje wielką satysfakcję.