- Czas nie leczy bólu, a człowiek musi się z tą prawdą oswoić w jakiś sposób, tym bardziej, że żadna siła już nie zmieni tego, co się wydarzyło – powiedziała podczas uroczystości Jadwiga Ziętek, matka kpt. Artura Ziętka. - Jednocześnie głęboko łącze się z rodzinami, które znalazły się w tej samej sytuacji i podzielam ich ból. Żadne słowa nie oddadzą tego, co tak naprawdę przeżywamy.
CAŁY CZAS W GOTOWOŚCI
radomianina, porucznika Ziętka... Byłem zdezorientowany i podłamany. Cały dzień spędziłem w urzędzie, a wieczór przed telewizorem śledząc wydarzenia. Dla mnie to był duży szok – powtarza Rafał Czajkowski.
Miasto zainstalowało na ul. Żeromskiego telebim, gdzie radomianie mogli oglądać transmisję uroczystości pogrzebowych z Warszawy i Krakowa.
NIE WZEJDZIE SŁOŃCE...
– Poranne pasmo zaczynało się wtedy o siódmej. Prowadziłem audycję jak zwykle, kiedy nagle dostałem telefon od naczelnego. Z informacją o katastrofie prezydenckiego tupolewa - opowiada Marcin Gutkowski.
Od razu włączył telewizor, żeby być na bieżąco, żeby móc informować słuchaczy. Bo tego poranka wszystko kręciło się wokół katastrofy.
- Bardzo dobrze pamiętam pogodę tego dnia - było pochmurno. Powiedziałem: „dzisiejszego dnia nad Polską nie wzejdzie słońce”... – wspomina dziennikarz. - Dla mnie to był szok; coś niedorzecznego i nierealnego zarazem. Bardzo długo nie mogłem w to uwierzyć. Dopiero, kiedy na ekranie telewizora zobaczyłem czarny pasek, wreszcie do mnie dotarło, że to prawda. Pozostawało pytanie, co dalej.
Zaplanowany na sobotę program trzeba było zmodyfikować - z anteny zdjęto np. muzyczny „Rekordowy róg obfitości”. A w czasie żałoby narodowej ramówkę całkowicie zmieniono - nie pojawiały się konkursy, puszczano spokojniejszą muzykę.
STAN BUNTU I NIEDOWIERZANIA
- Tego dnia atmosfera była przygnębiająca; ludzie zamknęli się w domach, woleli ten smutek przeżywać w samotności – uważa Marek Mieńkowski. – Zresztą było tak nie tylko po katastrofie w Smoleńsku. Ludzie zachowywali się podobnie pięć lat wcześniej, po śmierci papieża Jana Pawła II. Niewiele osób przychodziło do kawiarni, do restauracji...
W ten sobotni poranek Marek Mieńkowski prowadził wykład w WSH. Aż jeden ze studentów poinformował, że doszło do katastrofy.
- Zapadła przerażająca cisza. Niektórzy wychodzili, żeby zadzwonić do domu, dochodziły do nas coraz bardziej przerażające informacje - wspomina. - Dla mnie to był stan buntu, niedowierzania, a także niepogodzenia się z tą sytuacją. Długo nie mogłem w to uwierzyć.
MIESZANKA WIELU UCZUĆ
W Teatrze Powszechnym im. Jana Kochanowskiego na sobotę, 10 kwietnia zaplanowany został spektakl „Skrzypek na dachu”. Oczywiście przedstawienie odwołano.
- Nie pamiętam, skąd dowiedziałem się o katastrofie. To była mieszanka wielu uczuć - szok, zdziwienie, niedowierzanie... - mówi Zbigniew Rybka, dyrektor „Powszechnego”. – Po pewnym czasie dowiedziałem się, że w tej katastrofie zginął Leszek Deptuła, mój dawny przełożony. Był to smutny dzień.