Trzej funkcjonariusze SB, Tadeusz G. Marek K. i Wiesław S. są oskarżeni o dwa przestępstwa, które są zbrodniami komunistycznymi i zbrodniami przeciwko ludzkości. Oskarżenie w tej sprawie wniósł Instytut Pamięci Narodowej opierając się o dokumenty Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Ma z nich wynikać, że Tadeusz G. Marek K. i Wiesław S. mieli zamiar podać Annie Walentynowicz lek, który powodował silne odwodnienie, a w odpowiedniej dawce śmierć. Jak wyjaśniał oskarżyciel Mariusz Rębacz z warszawskiej delegatury IPN, była to próba otrucia.
- Wzięli udział w opracowaniu i wdrożeniu kombinacji operacyjnej zmierzającej bezpośrednio do podstępnego podania działaczce NSZZ Solidarność Annie Walentynowicz środka farmakologicznego o nazwie furosemidum za pośrednictwem tajnego współpracownika posługującego się pseudonimem „Karol”, w celu co najmniej ograniczenia możliwości poruszania się przez wymienioną i uniemożliwienia jej odbywania spotkań z załogami w zakładach pracy. Działali na szkodę interesu prywatnego Anny Walentynowicz usiłując tym samym narazić ją na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, utraty życia – czytał akt oskarżenia prok. Mariusz Rębacz.
Drugie przestępstwo polegało na stosowaniu „represji wobec jednostki i zbrodni przeciwko ludzkości w postaci poważnego prześladowania osoby z powodu przynależności do określonej grupy politycznej” co było przygotowywane i przeprowadzone przez osoby funkcjonujące w strukturach resortu spraw wewnętrznych za wiedzą i zgodą kierownictwa. Oskarżeni wykonywali „nękające działania przestępcze wobec osób zaangażowanych w działalność antykomunistyczną” po czym składali raporty z ich wykonania.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. - Nikt nigdy, przynajmniej ja o tym nie wiem, nie miał zamiaru otruć Anny Walentynowicz, ani zaszkodzić jej zdrowiu – zapewniał Tadeusz G.
Syn opozycjonistki, Janusz Walentynowicz mówił, że mama o próbie otrucia dowiedziała się na początku lat dziewięćdziesiątych. - Niechętnie mówiła o tej sprawie, tym bardziej, że w całą sytuację była zamieszana jej bardzo bliska koleżanka, z którą działały w opozycji. Mamę to strasznie zabolało – opowiadał. Dla niego samego to było pierwsze spotkanie z ludźmi oskarżonymi o działanie na szkodę jego matki. – Są to dla mnie duże emocje, różne. Generalnie im współczuję. Wykonywali polecenia. Po wielu latach być może przyjdzie im ponieść konsekwencje – mówił Janusz Walentynowicz i zaznaczał, że oczekuje sprawiedliwego wyroku.
W piątek sąd wysłuchał wyjaśnień oskarżonych. Na wniosek obrony część rozprawy odbyła się za zamkniętymi drzwiami.