Wichura, która w poniedziałek przed południem szalała w Radomiu, nie oszczędziła stojącego na pl. Kazimierza Ołdakowskiego pomnika. Niewykluczone, że pochodząca z lat 70. ubiegłego wieku rzeźba była już nieco skorodowana i silny wiatr nie miał problemu z wyłamaniem łuku z dłoni Łucznika. Podmuch wiatru złamał łuk w połowie; teraz Łucznik trzyma coś w rodzaju złożonego cyrkla.
https://www.cozadzien.pl/zdjecia/burza-sniezna-zlamala-nadgarstek-lucznika-zdjecia/79235
- Z relacji świadków – sam jestem w Warszawie, więc uszkodzeń nie widziałem – wynika, że te części łuku trzymają się mocno; nie powinny się urwać, nie ma więc zagrożenia dla przechodniów – mówi Jakub Kluziński, jeden z właścicieli pomnika. - Ale, oczywiście, nie można tak tego zostawić. Jestem już umówiony z jednym z autorów rzeźby, prof. Wiesławem Jelonkiem, że obejrzy dokładnie Łucznika, żeby sprawdzić przede wszystkim, jakie doraźne kroki trzeba podjąć, by ten symbol Radomia zabezpieczyć. Ale też profesor ma się zorientować, jakich docelowych prac wymaga pomnik.
Łucznik z Radomiem kojarzony był już w latach międzywojennych. Taką właśnie nazwę nosiły produkowane w Fabryce Broni rowery. Na ramy jednośladów przykręcany był niewielki, blaszany znaczek przedstawiający mężczyznę strzelającego z łuku. Twórcy znaku posiłkowali się akwarelą Władysława Skoczylasa (1883-1934) - znakomitego malarza, grafika i rzeźbiarza, prekursora nowoczesnego drzeworytu w Polsce. W 1928 roku, na olimpijskim konkursie sztuki i literatury w Amsterdamie, Skoczylas zdobył brązowy medal m.in. za cykl akwarel „Łucznik II (stojący)” i „Łucznik II (klęczący)”.
Łucznik (ale tylko jako nazwa) ponownie w historii spadkobiercy Fabryki Broni – Zakładów Metalowych pojawia się w 1948 roku. Wtedy to bowiem rozpoczęła się produkcja, początkowo przeznaczonych wyłącznie dla przemysłu dziewiarskiego, maszyn do szycia Łucznik LZ3. Mało kto dzisiaj wie, że była to pierwsza polska maszyna do szycia, bez jakiejkolwiek licencji zagranicznej. Nazwę Łucznik nosiły także maszyny do pisania, na licencji szwedzkiego Facita, które w Radomiu zaczęły być produkowane na początku lat 70. Natomiast w połowie lat. 70 przy dawnej ul. Ciepłej - obok stołówki Zakładów Metalowych, tuż za ogrodzeniem narzędziowni fabryki, stanęła na wysokim postumencie rzeźba Łucznika. Jej autorami byli dwaj absolwenci krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych: Aleksander Śliwa i Wiesław Jelonek. Kilkanaście lat później pomnik Łucznika przeniesiono na nowo powstały skwer przy al. Grzecznarowskiego, naprzeciwko ZM.
W 2007 roku syndyk masy upadłościowej Zakładów Metalowych „Łucznik” postanowił rzeźbę sprzedać na złom. Za 800 kg pomnika mógłby otrzymać 1600 zł; ówczesna cena złomu wynosiła bowiem 2 zł za kilogram. Łucznika uratowali dwaj członkowie stowarzyszenia Kocham Radom: radny Jakub Kluziński i przedsiębiorca Tomasz Pawelec.
W kolejnych latach z cokołu, na którym stoi rzeźba, zaczął odpadać tynk. Upływ czasu widać było też na samej postaci. Właściciele pomnika wiedzą o uszkodzeniu, zlecili zabezpieczenie lub demontaż łuku i konsultują się ze specjalistami, jak najlepiej odrestaurować rzeźbę.
Łucznik zbliża się do pięćdziesiątki. Pomnik na zamówienie Zakładów Metalowych wykonali artyści związani z krakowską Akademią Sztuk Pięknych: Aleksander Śliwa i Wiesław Jelonek. Odsłonięto go w połowie lat 70. Początkowo stał nieopodal narzędziowni, ale został przeniesiony na skwer po drugiej stronie obecnej ulicy Grzecznarowskiego, gdzie stoi do dziś.