Łódź i stadion Widzewa już na zawsze będą dla Dominika Sokoła miejscem wyjątkowym. Jeszcze rok temu napastnik Radomiaka Radom grał na boiskach w Mogielnicy, Głowaczowie, czy w Lipsku. Wówczas sięgał po tytuł króla strzelców Campeon.pl ligi okręgowej z 31 bramkami na koncie. Wcześniej zdobył 10 goli dla grającego w Falęcicach LKS-u Promna. Nawet pół roku temu "Soczi" o występie na łódzkiej arenie co najwyżej marzył i to tylko w ramach meczu ligowego, który "Zieloni" mają rozegrać w Łodzi w końcówce kwietnia. A 21 marca? 19-latek jeszcze niedawno obchodził wtedy... dzień wagarowicza.
http://www.cozadzien.pl/sport/zwyciestwo-polski-debiut-dominika-sokola/54756
Tymczasem 21 marca 2019 roku przyniósł dla Sokoła ogromne zmiany. Po pół roku regularnej gry w drugoligowym Radomiaku zdobył bramkę na oczach selekcjonera reprezentacji Polski do lat 20, Jacka Magiery, który docenił jego występ i powołał go na zgrupowanie swojej drużyny. Wcześniej głośno było o zainteresowaniu usługami młodego napastnika ze strony Legii Warszawa i Zagłębia Lubin, jednak nawet szansa na transfer do drużyny grającej w Lotto Ekstraklasie, nie może się równać z występem w biało-czerwonych barwach. - Każdy chłopiec od małego marzy o tym, żeby zagrać z orzełkiem na piersi i wysłuchać hymnu. Mnie się to udało i to kolejny bodziec do ciężkiej pracy, żeby pojechać na mistrzostwa świata do lat 20 - powiedział sam zainteresowany po meczu z Japonią wygranym 4:1.
Zawodnik pojawił się na boisku w 84. minucie meczu i został 23. piłkarzem w historii Radomiaka, który zadebiutował w meczu młodzieżowej reprezentacji Polski. - Myślę, że pokazałem się z dobrej strony. Może nie dostałem wiele czasu, ale warto łapać każde minuty, zwłaszcza w debiucie w reprezentacji Polski - skomentował swój występ Sokół. Napastnik nie przesadza z pozytywną oceną, bo faktycznie kilkukrotnie błysnął. Zaliczył cztery sprinty, ambitnie walczył o odebranie rywalom piłki, a po jego zgraniu futbolówki do kolegi z zespołu, Polacy wywalczyli rzut wolny z groźnego miejsca. Po nim bliski zdobycia bramki był Adrian Łyszczarz. "Soczi" przy piłce był jeszcze kilka razy, nie zaliczył złego zagrania, za to wygrał pojedynek główkowy, czy przyczynił się do kolejnej ofensywnej okazji biało-czerwonych, dobrze rozgrywając piłkę na skrzydle.
http://www.cozadzien.pl/sport/j-magiera-debiut-sokola-ma-byc-bodzcem-do-pracy/54764
Trener Jacek Magiera ocenił jego postawę pozytywnie, choć odnosi się to także do treningów, podczas których szkoleniowiec mógł dokładniej obserwować jego poczynania. Zawodnik odbył także szczerą rozmowę z selekcjonerem, dotyczącą jego dalszego rozwoju sportowego. Magiera udzielił mu zapewne kilku cennych wskazówek, bo sam ma spore doświadczenie w pracy z młodzieżą, jeszcze z czasów Legii Warszawa. - Trenujemy bardzo ciężko, to ostatnie zgrupowanie przed mistrzostwami, ale z trenerem Magierą dobrze się współpracuje. Treningi może nie różnią się znacznie od tych w Radomiaku, ale wszystko jest bardziej profesjonalne. Kiedy przyszedłem do szatni to było takie wow, jest lepiej niż w drugoligowym klubie. To plus dla mojego rozwoju - wyznał Dominik Sokół.
Zanim jednak "Soczi" pojawił się na murawie, poznał nowych kolegów z drużyny. A w szatni siedział z nie byle kim, bo m.in. z Sebastianem Walukiewiczem, który ma już "zaklepany" transfer do Cagliari za 4 miliony euro. - Lekki stres przy wejściu do szatni był, ale zbytnio się tym nie przejmowałem. Chciałem pokazać swoje umiejętności i myślę, że to mi się udało - przyznaje zawodnik Radomiaka. On sam zakolegował się z rezerwowym bramkarzem NAC Breda, który zaliczył już dwa mecze w holenderskiej Eredivisie. - Najlepszy kontakt mam z Karolem Niemczykiem jesteśmy razem w pokoju, złapaliśmy wspólny język - powiedział.
http://www.cozadzien.pl/sport/sokol-w-reprezentacji-co-mowia-trenerzy/54490
Sokół na boisku zastąpił swojego imiennika, Steczyka. Napastnik rezerw Norymbergi to podstawowy snajper drużyny Jacka Magiery. Wcześniej na boisku pojawił się też Adrian Benedyczak, który często wchodzi z ławki rezerwowych w Pogoni Szczecin. Zawodnik "Zielonych" nie przejmuje się konkurencją i wierzy, że stać go na to, by pójść śladem swoim klubowych kolegów. - Dominik gra w Niemczech, trenuje z pierwszą drużyną grającą w Bundeslidze. Dla mnie to tylko bodziec do rozwoju, chłopak z drugiej ligi gra w reprezentacji Polski, to motywacja, żeby grać na równie wysokim poziomie.
Na trybunach łódzkiego stadionu Dominik mógł zobaczyć wiele znajomych twarzy. Obecna była m.in. rodzina zawodnika, która mocno liczyła na jego debiut w drużynie. - Rozmawiałem z rodziną po meczu, byli też moi znajomi. To miłe zaskoczenie, bo wcześniej o tym nie mówili. To też dodatkowa motywacja - wyznał nie kryjąc radości sam zainteresowany. - Flagi z nazwiskiem jeszcze nie było, może będzie na następnym meczu - zażartował napastnik Radomiaka.
Flagi z nazwiskiem nie było, ale przeżycia i tak będą niezapomniane. Zwłaszcza, że Sokół już teraz mógł poczuć się jak na mistrzostwach świata. Po meczu zorganizowano serię rzutów karnych, w której także lepsi okazali się Polacy, wygrywając 5:4. Bohaterem jedenastek był bramkarz Miłosz Mleczko, który obronił dwa strzały z "wapna". Zawodnik Radomiaka nie miał szansy, by pokonać Keisuke Osako strzałem z jedenastu metrów, jednak razem z drużyną przeżywał konkurs rzutów karnych na środku boiska. Na trybunach tego dnia nie zasiadło tylu widzów, ilu przyjdzie na mecz Widzewa z Radomiakiem, ale doping dla reprezentacji Polski był dobrze słyszany. Tak samo, jak... bęben kibiców gości. A w zasadzie kibica, bo jednoosobowy fan club z Japonii dawał prawdziwe show. Z czasem jednak wykorzystali to Polacy, którzy w rytm bębna kibica z Japonii... śpiewali swoje przyśpiewki.
Publiczność zdominowały dzieci, którym bliżej do pierwszych klas szkoły podstawowej niż liceum. Całe grupy małych fanów obserwowały kilkanaście lat starszych reprezentantów kraju i, tak jak niegdyś Dominik Sokół, marzyły o tym, by w przyszłości zająć ich miejsce. Oby przykład zawodnika Radomiaka był dla nich dowodem na to, że marzenia się spełniają.