Koszykarze z Radomia przyzwyczaili swoich fanów do zaciętej walki na parkietach Ligi Mistrzów ze znacznie możniejszymi i silniejszymi rywalami. Tym razem jednak "Smokom" zabrakło pary, albo raczej skrzydeł. O ile w pierwszej części meczu ROSA nie odstawała od renomowanego rywala, po przerwie przewaga Francuzów zwiększyła się, choć należy uczciwie przyznać, że zawodnicy ze Strasburga nie rozgrywali wielkiego spotkania i korzystali raczej z błędów własnych naszego zespołu.
Początek spotkania był niezwykle zacięty. Obydwa zespoły chciały szybko objąć prowadzenie, w czym nieoczekiwanie lepsza okazała się ROSA. Gospodarze wyszli na prowadzenie, które w najwyższym momencie wynosiło pięć punktów - przy stanie 11:6 dla "Smoków". Niestety, jedna jaskółka wiosny nie czyni. Radomianie również szybko stracili impet i pozwolili rywalom odrobić straty. W grze radomskiego zespołu zdarzały się pojedyncze błędy, jednak wyglądaliśmy bardzo solidnie. W ostatniej akcji pierwszej kwarty Zezguła dał się przepchnąć rywalowi, który miał zaledwie ułamek sekundy na skończenie akcji, co zaważyło na czteropunktowej przewadze gości.
Kto wie, być może skuteczna obrona tamtej akcji dodałaby "Smokom" polotu i mecz potoczyłby się zupełnie inaczej? Niemniej jednak na początku drugiej kwarty ROSA wciąż dotrzymywała kroku francuskiemu potentatowi i ponownie objęła, tym razem nieco skromniejsze, prowadzenie. Druga odsłona meczu łudząco przypominała pojedynek z Banvitem Baldirima. Znów mieliśmy sporo udanej gry w obronie, niewielką skuteczność i dużo walki pod oboma koszami. Tempo meczu nie powalało na kolana, obydwa zespoły oszczędzały siły. Radomska drużyna ostatecznie schodziła z parkietu w umiarkowanie dobrych nastrojach - po remisie 14:14 przewaga rywali nie wzrosła i wciąż istniały szanse na skuteczną pogoń.
W drugiej połowie obraz gry zmienił się diametralnie. Radomskim "Smokom" brakowało skrzydeł. Nasz dotychczasowy atut - gra pod koszem i skuteczne zbiórki, przejęli goście ze Strasburga, którzy dzielili i rządzili pod tarczą. Choć początkowo wciąż kroczyliśmy tuż za graczami SIG-u, z czasem traciliśmy dystans. Parafrazując znane przysłowie - im dalej w las, tym mniej ROSY. Przyjezdni zaliczyli świetną serię - w czasie, gdy my rzuciliśmy 6 punktów, Francuzi zdobyli ich aż 17. Mnożyły się błędy naszych koszykarzy, dzięki którym SIG budował swoją przewagę, bo prawdę mówiąc, francuska ekipa dominowała na boisku głównie dzięki nieuwadze radomian. Rzutem na taśmę, dosłownie, wynik nieco poprawił Patrik Auda, który trafiając na trzy zniwelował przewagę SIG-u do stanu 51:44 dla gości.
Czwartą kwartę woleliby zapomnieć wszyscy powiązani z radomskim zespołem ludzie - począwszy od kibiców, przez dziennikarzy i trenera, a kończąc na koszykarzach. Z kronikarskiego obowiązku odnotujemy jednak, że gra ROSY wyglądała bardzo chaotycznie. Obydwa zespoły otworzyły się w defensywie, dzięki czemu w ostatniej odsłonie padło najwięcej punktów, jednak była to kwestia wynikająca raczej z braku przyłożenia się do obrony, niż efektywnych ataków. Szkoda okazji, bo gdyby "Smoki" nie popełniały tylu prostych błędów, można było doskoczyć do rywala i odwrócić sytuację na parkiecie. Niestety, przewaga Francuzów zwiększyła się dzięki kolejnej udanej serii - 12 punktów gości wobec zaledwie 4 oczek ROSY i utrzymała się do końca spotkania. Rzut Harrowa ustalił końcowy wynik na 63:74.
Po meczu trener ROSY, Wojciech Kamiński, przyznał, że choć nie odzwierciedla tego końcowy rezultat, było to najsłabsze spotkanie jego podopiecznych w tej edycji Ligi Mistrzów. Najbardziej boli z pewnością fakt, że gdyby "Smoki" zagrały tak, jak chociażby w Atenach, wicemistrzowie Francji nie wracaliby do domu w dobrych humorach. Radomianie podarowali zwycięstwo gościom swoimi błędami: stratami i nieskutecznymi rzutami. ROSA wypadła słabiej niż zwykle w walce pod koszem, ale jeśli mamy szukać pozytywów, małą niespodzianką była dobra skuteczność radomskiego zespołu w rzutach za trzy. Dotychczas była to domena Strasburga, jednak tym razem obydwie ekipy zanotowały taką samą skuteczność rzutów - 33,3%. Wśród "Smoków" znów brylował Punter, który ponownie zapisał na koncie ponad 20 puntów (konkretnie 22, w tym trzy rzuty za 3 punkty).
Kolejny mecz radomian już za dwa dni w Dąbrowie Górniczej. Rywalem ROSY będzie zespół z niższej półki, czyli miejscowy MKS. To doskonała okazja do zwycięstwa i podniesienia morale w szatni.
ROSA Radom - SIG Strasbourg 63:74 (12:16, 14:14, 18:21, 19:23)
ROSA: Punter 22 (3), Harrow 12 (1), Auda 10, Sokołowski 2, Witka 0, oraz Zajcew 11 (2), Zegzuła 3 (1), Bojanowski 2, Trojan 1, Piechowicz 0, Szymański 0, Szczypiński 0.
SIG: Bilan 13, Logan 10 (2), Wright 10 (1), Labeyrie 10, Sy 3, oraz Dixon 13 (1), Atkins 10, Leloup 3 (1), Cortale 2, Beyhurst 0.