Faworytem pojedynku w Toruniu byli gospodarze. Zespół Twardych Pierników w pięciu wcześniejszych spotkaniach doznał zaledwie jednej porażki i lokował się w czubie tabeli Energa Basket Ligi. Z kolei radomianie, o ile w domowych meczach zanotowali bilans 0-4, tak już na wyjazdach grali dwukrotnie i wygrali z Kingiem Szczecin oraz Treflem Sopot. Właśnie prosto z Sopotu podopieczni Marka Popiołka udali się do Torunia.
Wprawdzie pierwsze punkty meczu uzyskał Bartosz Diduszko, ale po niespełna czterech minutach o czas poprosił opiekun torunian. Wówczas po trzypunktowym trafieniu Anthony’ego Irelanda było 13:7 dla gości! Przerwa niewiele zmieniła w obrazie gry, bo pierwsza kwarta zakończyła się zasłużonym 9-punktowym prowadzeniem HydroTrucku.
W 15 minucie pojedynku był już remis, bowiem miejscowi dużo lepiej zaczęli grać w defensywie, na niewiele pozwalając rywalom. Dopiero ostatniej fragmenty pierwszej połowy spowodowały, że na przerwę z zapasem pięciu oczek schodzili, dość dobrze czujący się w obcych halach radomianie.
Po dwóch minutach trzeciej kwarty i celnym trafieniu Filipa Zegzuły było 50:43, ale od tego momentu dziewięć kolejnych punktów uzyskali podopieczni Ivicy Skelina, którzy wyszli na, dopiero drugie prowadzenie w meczu. To przez kilka kolejnych minut zmieniało się już niczym w przysłowiowym kalejdoskopie. Dopiero na 180 sekund przed końcową syreną torunianie wyszli na czteropunktowe prowadzenie i o czas poprosił trener Popiołek. W ataku coraz częściej mylili się wówczas Ireland i Mike Moore, co skrzętnie wykorzystywali przeciwnicy. Ponadto dość dobrą zmianę po stronie torunian dał wówczas Jahenns Manigat, który trafił dwa ważne rzuty z dystansu. Po nich Twarde Pierniki prowadziły 66:62 i z taką też przewagą podeszły do ostatniej ćwiartki spotkania.
W niej rozpoczęły się prawdziwe emocje, bo pierwszych pięć oczek uzyskali goście, którzy ponownie wyszli na prowadzenie. Po niespełna czterech minutach było 70:67, ale dla Twardych Pierników. Wówczas piąte przewinienie otrzymał najlepiej punktujący zawodnik gospodarzy Trevor Thompson. Bez niego torunianie zaczęli się gubić w ataku, a po celnych dwóch rzutach zza linii 6.75 m., A. J. Englisha i Zegzuły, o czas poprosił Skelina. Dopiero po tej przerwie torunianie doprowadzili do remisu i mecz rozpoczynał się niejako na nowo. Tymczasem na 49 sekund przed końcem gry HydroTruck stracił piłkę, a czas wziął trener torunian. Wówczas jego podopieczni tracili do gości cztery oczka! Zanosiło się wówczas na sporego kalibru niespodziankę i trzecią wyjazdową wygraną radomian. Celny rzut Michała Kołodzieja za trzy dawał miejscowym nadzieje zwłaszcza, że następna akcja gości spowodowała ich stratę. Na szczęście Kołodziej tym razem nie trafił z dystansu, a faulowany Ireland na 25 sek. przed końcem gry wykorzystał dwa wolne. Po nich do radomskiego kosza trafił Watson, ale tylko za dwa. Ponownie faulowany Ireland i tym razem dwa rzuty osobiste zamienił na punkty i jak się miało okazać były to ostatnie oczka w meczu!
Twarde Pierniki Toruń – HydroTruck Radom 82:85
Kwarty: 17:26, 22:18, 27:18, 16:23.
Twarde Pierniki: Watson 6, Cel 10, Eads 12, Diduszko 8, Thompson 19, Kołodziej 7, Samsonowicz 6, Manigat 14, Janczak 0.
HydroTruck: Moore 13, Ireland 11, English 25, Zegzuła 13, Kraljević 14, Dzierżak 0, Wall 1, Ostojić 4, Lewandowski 4.