Polskiej piłce brakuje logiki. Jednego dnia gromisz Olimpię Elbląg 5:0, by trzy dni później pojechać do Katowic i przegrać z ekipą, w której w wyjściowym składzie wychodzi 15-latek, a z ławki jako wsparcie służy trzech 17-latków i 18-latek. W dodatku z drużyną, która dotychczas jeszcze w lidze nie wygrała. Nie ulega wątpliwości, że Rozwój to dobry zespół, co przyznawali trenerzy, którzy w tym sezonie ograli katowiczan. Nie można mieć też jednak wątpliwości, że Radomiak to zespół jeszcze lepszy i taką porażkę trzeba rozpatrywać w wymiarach upokorzenia. Po meczu jeden z miejscowych kibiców opowiedział o sposobie budowania tego zespołu. - Trenerzy chodzą po łąkach, gdzie grają młodzi, zbierają ich do klubu, potrenują trochę i wskakują i grają – opowiadał. Być może jest to jakiś sposób i zamiast obserwować piłkarzy w drugiej i trzeciej lidze, skautów należy wysłać na łąki na obrzeżach Radomia? Rozwój Katowice może i nam „nie leży”, ale jednak jest to zespół, w którym połowę budżetu stanowi kasa wypłacona im za wygraną w Pro Junior System. Było to dokładnie milion i sto tysięcy złotych. Niewiele więcej, niż kwota, którą nasz klub dostaje rokrocznie od miasta na pensję zawodników w ramach sportowych stypendiów. Mając wysokie aspiracje sportowe i udogodnienia, na które Rozwoju zwyczajnie nie stać, nie można przegrywać z takimi zespołami. Zwłaszcza w takim stylu.
http://www.cozadzien.pl/sport/radomiak-stracil-punkty-na-slasku/49726
Szkodliwe hotele
Skoro już jesteśmy przy liczbach, ciekawa jest inna statystyka. Radomiak w tym sezonie trzykrotnie grał na wyjazdach, dwa z tych meczów przegrali. Obydwie porażki „Zieloni” ponieśli kiedy… pojechali na wyjazd dzień wcześniej. Takie eskapady tanie nie są, a skoro nie przynoszą zamierzonego efektu, to może warto jednak zainwestować pieniądze w co innego? Czy jeśli piłkarze wysiedliby z autokaru o godz. 12, zjedli obiad w Katowicach i wyszli na boisko, wypadliby gorzej? Do Boguchwały, gdzie zagramy ze Stalą Stalowa Wola, jest nieco ponad 200 kilometrów. Zdaniem Google – trzy godziny drogi. Mecz rozpocznie się o godz. 17, więc na dotarcie do celu będzie sporo czasu. Można sprawdzić tę teorię w praktyce.
Czułe słówka
Mecz w Katowicach obejrzało tylko 300 widzów. Taka sytuacja znacznie ułatwiła nasłuchiwanie tego, co mieli do sobie powiedzenia piłkarze, co mieli im do powiedzenia trenerzy oraz komu sędzia powinien pokazać kartki. Najciekawiej było chyba po meczu, kiedy nasi zawodnicy wdali się w ostrą dyskusję przy ławce rezerwowych. Damian Szuprytowski miał pretensje do Damiana Jakubika, który fatalnie zachował się przy straconej bramce. Zresztą, warto tu przypomnieć tę sytuację. Zwróćcie uwagę, co robi prawy obrońca. Od 5:16.
Wyjście do środka pola, strata i… to by było na tyle. Jakubik truchtał gdzieś z tyłu, a Michał Suchanek nie zdołał dogonić rywala. Problem w tym, że Suchanek wrócił we własną „szesnastkę” prosto z pola karnego Rozwoju, przebiegając całe boisko. Mimo że Jakubik musiał przebiec niemal dwa razy krótszy dystans – został daleko w tyle, co zresztą doskonale widać na nagraniu. A przecież chwilę wcześniej Jakubik zachował się podobnie. Wyszedł wysoko, dał się ograć i zmusił do asekurowania go Rafała Makowskiego. Wtedy skończyło się szczęśliwie, bo Mońka skiksował.
A teraz wróćmy do sytuacji pomeczowej. Koledzy z drużyny mają pretensje do Jakubika, który kwituje to stwierdzeniem „przecież zapierd…, zamknij mordę”. Teraz powinien oglądać w nieskończoność swój powrót za piłką, żeby przekonać się, że „zapierd...” nazwać się tego nie da. Po czym powinien zostać wysłany na indywidualne treningi motoryczne, bo Damian Jakubik oddychający rękawami po godzinie gry to nie jest obrazek świeży i nieznany, a regularnie się powtarzający. Awanturę zakończył Artur Haluch, który uciszył kolegów, mówiąc, że „wszyscy przegraliśmy”. I w ten oto sposób nasz bramkarz po raz kolejny tego dnia został bohaterem, bo przecież na murawie dwukrotnie ratował drużynę na linii bramkowej.
http://www.cozadzien.pl/sport/d-banasik-to-byla-zasluzona-porazka/49729
Livin' like a rockstar
Na boiskowe wydarzenia żywiołowo reagowały też trybuny. Publika po faulach na naszych piłkarzach wydawała szybkie osądy - „same Neymary”, „radomskie panienki”. Brutalne oceny, ale kiedy zmieniony w przerwie Bruno Luz wparował na ławkę rezerwowych „cały na biało”, przebrany, z czapeczką NY i telefonem w ręku… No cóż… Ale mimo słabego występu, Portugalczyk na brak sławy nie narzekał. Kiedy jako pierwszy wyszedł z szatni do autokaru, błyskawicznie dopadli go młodzi chłopcy, którzy prosili o autograf. Stojąc z boku, skwitowaliśmy to krótko - „chyba go pomylili z Leo”.
Ten z kolei nie ma łatwego życia. Brazylijczyk wciąż zmaga się z urazami mięśniowymi, a w Katowicach poprosił o zmianę. Rywale znów poturbowali go tak, że niedawno odniesiona kontuzja zdążyła się odnowić. Leandro po zakończeniu kariery najpewniej będzie przez dwa lata leżał, żeby jego nogi wreszcie odpoczęły po kilku sezonach kopania po kostkach. Oby tylko zdołał wyleczyć się do niedzieli...