91 dni czekali kibice Radomiaka na wyjazdowe zwycięstwo "Zielonych". Po trzech miesiącach, w bólach i mękach narodziła się wygrana w Tarnobrzegu. Trzeba uczciwie przyznać, że wiele wyjazdowych gier Radomiaka było ciekawszych, w wielu podopieczni trenera Dariusza Banasika zaprezentowali się lepiej, grali efektowniej, ale niestety nieefektywnie. Teraz Radomiak po prostu odhaczył punkt na liście "to do" i zgarnął trzy punkty. Z takiego obrotu spraw można, a nawet trzeba być jednak zadowolonym, bo na koniec sezonu tabela nie uwzględnia not za styl.
http://www.cozadzien.pl/sport/radomiak-wreszcie-sie-przelamal/51421
Chlebem, solą, prądem i wi-fi
Na początku wypada pochwalić Tarnobrzeg, bo na drugoligowej mapie naprawdę się wyróżnia. Organizacja meczu stała na topowym poziomie i generalnie ciężko powiedzieć, że Siarka o czymkolwiek zapomniała. Wejście na stadion - bez problemu, szybko i sprawnie. Sam sektor prasowy? Eleganckie, czyste krzesełka, dużo miejsca, dostęp do prądu i internetu, bardzo wygodna rozkładana podstawka pod laptopa (a przede wszystkim solidna, na wielu stadionach są popękane). W przerwie można było skorzystać z cateringu (na niektórych stadionach słyszeliśmy, że catering jest tylko dla vipów), przegryźć coś czy zrobić sobie ciepłą herbatę, zbawienną w taką pogodę (tu też, na wielu stadionach takie rzeczy dla dziennikarzy są po prostu... płatne). Takie miejsca odwiedza się z przyjemnością i z przyjemnością się na takich obiektach pracuje. Zwłaszcza, że pomijając wszystkie wspomniane wcześniej plusy, stadion w Tarnobrzegu jest zwyczajnie wygodnym miejscem do oglądania meczu. Widoczność jest wzorowa, można dostrzec wszystkie szczegóły, a trzeba przyznać, że czasami zwyczajnie ciężko zauważyć chociażby numery zawodników, co mocno utrudnia prowadzenie relacji. Siarce Tarnobrzeg wystawiamy więc piątkę z plusem za gościnę. Z plusem, bo skoro stan konta punktowego Radomiaka ruszył "na plus", to powodów do zadowolenia jest jeszcze więcej.
Trening czyni mistrza
Tak, jak wspomnieliśmy, sukces zrodził się w bólach. W zasadzie więcej w nim szczęścia niż pomysłu. Radomiak miał szczęście, kiedy po feralnym poślizgu Damiana Szuprytowskiego, rywale nie wykorzystali kontry, a chwilę później "dobitkę" zmarnował Aleksander Drobot. Jeszcze więcej szczęścia sprzyjało "Zielonym", kiedy Siarka wybiła piłkę wprost pod nogi Szuprytowskiego. Podejrzewamy jednak, że worek czterolistnych koniczynek do sałatki dorzucił sobie Martin Klabnik, który wybił piłkę z linii bramkowej, bo gdyby nie jego czujność, prawdopodobnie pisalibyśmy ten tekst w zupełnie innych nastrojach. Tym bardziej, że worek koniczynek Klabnik zawinął z lodówki Patryka Mikity, który popisał się takimi pudłami, że aż ciężko uwierzyć w to, że nie wynikały one z jakiejś klątwy. Po fakcie Mikita przeklęty został na pewno - przez trenerów, kolegów z zespołu i właścicieli okolicznych mieszkań, których okna były narażone na spadający z nieba meteoryt "PM-77".
http://www.cozadzien.pl/sport/spiker-radomiaka-wyrozniony/51376
Mówiąc bardziej poważnie, trzeba jednak coś zmienić. Trener Dariusz Banasik mówił na konferencji prasowej, że Mikita mógł być przemotywowany starciem z byłym zespołem. To jednak nie jest pierwszy przypadek, w którym były piłkarz Legii podpala się w stuprocentowej sytuacji. Tak było w Boguchwale, kiedy Radomiak grał ze "Stalówką", tak było w Toruniu, gdy "Zieloni" grali z Elaną. Kolejne marnowane "setki" przełożyły się na to, że ostatniego gola Mikita zdobył w 10. kolejce rozgrywek, a ostatnią asystę zaliczył w piątej serii gier. Licznik stoi, a ofensywnych piłkarzy rozlicza się właśnie z liczb. Porównajmy pomocników i skrzydłowych Radomiaka.
Bruno Luz - 533 minuty, 3 gole, asysta, kluczowe podanie; gol wypracowany co 107 minut
Maciej Filipowicz - 385 minut, 2 gole, bez asyst, kluczowe podanie; gol wypracowany co 128 minut
Damian Szuprytowski - 1154 minuty, 4 gole, 3 asysty, 3 kluczowe podania; gol wypracowany co 115 minut
Michał Kaput - 996 minut, gol, bez asysty, 3 kluczowe podania; gol wypracowany co 249 minut
Rafał Makowski - 1326 minut, 3 gole, 2 asysty, 3 kluczowe podania; gol wypracowany co 165 minut
Patryk Mikita - 950 minut, 2 gole, 3 asysty, 1 kluczowe podanie; gol wypracowany co 158 minut
Michał Suchanek - 296 minut, bez bramki, bez asysty, bez kluczowego podania; -
Patryk Winsztal - 61 minut, 2 gole, bez asysty, bez kluczowego podania; gol wypracowany co 30 minut
Wygląda na to, że spośród skrzydłowych słabiej od Mikity spisuje się tylko odstawiony na ławkę Michał Suchanek. W środku pola rzadziej liczby zbiera Michał Kaput, ale już różnica między Rafałem Makowskim, a Patrykiem Mikitą, jest nieznaczna. A przecież Makowski to defensywny pomocnik, podczas gdy Mikita występował w tym sezonie nawet w ataku. Patryk w wywiadzie po przyjściu do klubu zapowiadał, że jego celem jest powrót do Ekstraklasy. Z taką skutecznością strzałów z piątego metra, Mikita może co najwyżej trafić na profil "Ekstraklasa Trolls".
Udało nam się dotrzeć do poprawionej wersji karty Patryka Mikity w nowej wersji FIFA Ultimate Team.
Nie będziemy jednak złośliwy, a życzliwi i podpowiemy. Starsi kibice mogą pamiętać Leszka Pisza - magika z Legii, który swego czasu miał cztery na pięć bramek nominowanych do nagrody gola miesiąca w Ekstraklasie. Do historii przeszły wykonywane przez Pisza stałe fragmenty gry. Pomocnik w wywiadzie udzielonym sport.pl tak tłumaczył sekret swoich goli: - Była to regularna, ciężka praca. Bo żeby coś wykonywać dobrze, jeśli dąży się do perfekcji, to praca jest podstawą - mówił o treningach stałych fragmentów gry. -Tłukłem, tłukłem, tłukłem. Ileś strzałów musiało wpaść do bramki, a to, że noga potem bolała i miałem zakwasy mięśnia czworogłowego, nie miało znaczenia.
Ambicje Patryka Mikity są niepodważalne. Żeby jednak trafić do elity, trzeba się kierować słowami Pisza - praca jest podstawą. Zamiast tłuc szyby okolicznych mieszkań na meczach, lepiej tłuc na bramkę po treningu. Oczywiście wiemy, że w dzisiejszych czasach piłkarze nie mają czasu na coś takiego, jak doskonalenie swoich umiejętności po treningach. Wierzymy jednak, że wygospodarowanie godziny na kopanie świńskim wentylem do dużego prostokąta na murawie nie zaburzy planu dnia gwiazd drugiej ligi i pomoże w realizacji swoich celów osobistych.
http://www.cozadzien.pl/sport/radomianin-z-golem-w-ekstraklasie/51411
Jak to w Stargardzie bywa...
Radomiak wygrał po mękach w Tarnobrzegu, but can they do it on a cold rainy night in Stoke?
Parafrazując klasyka: czy mogą to zrobić w zimne, deszczowe popołudnie w Stargardzie?
Swego czasu pojedynki angielskich drużyn w Stoke były obiektem żartów. Drwale ze Stoke, które nie ukrywajmy - metropolią nie jest, typowa angielska pogoda... To wszystko łudząco przypomina wyjazdy na północ kraju. Na wiecznie źle przygotowanym boisku, w deszczu, mgle i chłodzie, w atmosferze szyderczych i obraźliwych komentarzy tutejszych "niedzielnych fanów" - mecze w Stargardzie nigdy nie są przyjemną i łatwą przeprawą. A w obliczu urazu pachwiny Damiana Szuprytowskiego, przemęczenia, o którym wspominał na konferencji trener Dariusz Banasik i długiej podróży, wyprawa do Stargardu może być jeszcze trudniejsza.
http://www.cozadzien.pl/sport/wokol-meczu-radomiak-pogon/51256
Mecz z Błękitnymi może dać "Zielonym" motywację do kolejnych zwycięstw w arcytrudnej końcówce rundy (mecz z będącym na topie Górnikiem, wyjazd na sztuczną murawę do Częstochowy, gdzie Skra tylko raz przegrała, Ruch u siebie, Bełchatów na wyjeździe i Olimpia Grudziądz w Radomiu). Może też spowolnić zespół, bo strata punktów zmarnuje szansę na odskoczenie czwartej w tabeli drużynie na cztery "oczka". W wigilię Wszystkich Świętych warto poprosić o wsparcie z góry w meczu z Błękitnymi. Bo inaczej wyjdą Dziady...