- W 2001 r. senat akademicki uniwersytetu podjął decyzję o utworzeniu kolegium w Radomiu. W październiku tego roku odbyła się pierwsza rekrutacja na studia. Wówczas mieliśmy studia stacjonarne, zaoczne i wieczorowe, w sumie na pierwszy rok przyjęto 210 osób na trzy istniejące wydziały. W następnym roku uruchomiliśmy studia podyplomowe oraz studia magisterskie. Po pięciu latach działalności na uczelni było 1410 studentów– wspomina Ireneusz Chorosiński
Jak w ogóle doszło do powstania kolegium? W 2000 r. władze Radomia wystosowały list intencyjny do rektora UMCS, w sprawie utworzenia w Radomiu fili uczelni. W liście polecano, by uniwersytet podjął działania niezbędne do uruchomienia w naszym mieście studiów licencjackich i magisterskich. W zamian za to urząd miasta miał zagwarantować przekazanie terenu pod przyszły kampus uniwersytecki oraz zapewnić środki na jego utrzymanie przez okres minimum 5 lat.
– Porozumienie między ówczesnym rektorem uczelni i prezydentem Radomia Adamem Włodarczykiem zostało podpisane, my przyjęliśmy zobowiązanie, zarząd miasta prócz przekazania terenu zobowiązał się również do przekazania do dyspozycji rektora 15 mieszkań dla pracowników przyszłej radomskiej uczelni. Niestety obietnice te praktycznie nie zostały zrealizowane. Jest to jeden z elementów, który wpłynął na obecną sytuację. To władze miasta zabiegały o to, by utworzyć tutaj uczelnię, jednak nic nie da się robić za darmo – mówi Chorosiński. - Obiekty, które otrzymaliśmy pochodzą z lat 60. XX w. i wymagały ciągłych remontów, które wykonywaliśmy. Wymieniliśmy okna, drzwi, płytki. Koszty pokrywaliśmy z funduszy uniwersytetu, mimo że w umowie obie strony, były zobowiązane do współdziałania w zakresie organizacyjnym i materialnym - choćby w sprawie dworku, który znajdował się na terenie szkoły. Niestety dziś każdy wie w jakim stanie jest ten budynek. Ja jestem zadowolony z pracy, którą tutaj wykonałem, dobrze wypełniałem swoje obowiązki. Niestety jedna osoba nie postawi uniwersytetu w ciągu 10 lat – podsumowuje Ireneusz Chorosiński.
Karolina Sierka, absolwentka filologii polskiej: Studia wspominam bardzo dobrze. Choć mieliśmy czasami trzygodzinne przerwy między zajęciami, a my nie jechaliśmy do centrum - autobusy tak rzadko kursowały. Dziś wspominam to z uśmiechem na twarzy, wtedy trochę mnie to irytowało. Pamiętam jak chodziliśmy w trakcie okienek do parku wokół uczelni, było tam tak dziko, przyjemnie. Wokół biegały wiewiórki i dzikie koty, a zbierałyśmy kasztany, to wszystko miało swój nieopisany klimat. Miło wspominam bar "Kreska" i ogromną ilość dań do wyboru. Moim numerem jeden były frytki z parówką - każdy kto studiował w kolegium wie o czym mówię...
Marcin Walasik, absolwent socjologii: Pomimo, że dojazd na uczelnię jest trochę utrudniony, ponieważ z centrum można dojechać tam wyłącznie dwoma autobusami, byłem bardzo zadowolony z lokalizacji jak i samej uczelni. Bez obaw mogliśmy w trakcie długich przerw robić sobie grilla, który nam umilał oczekiwanie na zajęcia. Pozostawialiśmy go bezpiecznie w budynku uczelni i szliśmy dalej na wykłady. Rzadko, która uczelnia wyższa umożliwia takie rzeczy swoim studentom. Zajęcia były na wysokim poziomie. Czego chcieć więcej?
Sebastian Równy, nauczyciel akademicki: Ogromnie żałuję, że kolegium już nie przyjmuje studentów. Moim zdaniem przyczynił się do tego niż demograficzny, ale też brak inicjatywy władz UMCS w Lublinie i brak wsparcia miasta. Kiedy w 2004 roku rozpoczynałem tu pracę, zastałem studenckie miasteczko tętniące życiem. Byli tu studenci filozofii, filologii, socjologii, bibliotekoznawstwa, historii... Były wystawy, imprezy. Dzisiaj w korytarzach kolegium hula wiatr. Szkoda, bo mogła być z tego prawdziwie humanistyczna uczelnia.
A Wy jak wspominacie kolegium licencjackie UMCS-u w Radomiu? Czekamy na komentarze.