To, co od kilku dni dzieje się przed punktem poboru testów na obecność koronawirusa w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym przechodzi najśmielsze oczekiwania. Tłumy ludzi codziennie ustawiają się w kolejce, aby pobrano im wymaz. Muszą stać po kilka godzin na zewnątrz niezależnie od pogody. Czasem okazuje się, że po kilku godzinach oczekiwania i tak odchodzą z kwitkiem...
Punkt do poboru materiału do badań na obecność SARS-CoV-2 jest ulokowany w Ambulatorium Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym. O stworzeniu punktu w szpitalu na Józefowie zdecydował wojewoda mazowiecki i póki co w Radomiu funkcjonuje jeden taki punkt. Nic więc dziwnego, że tworzą się gigantyczne kolejki oczekujących.
- Punkt pobrań prowadzony przez naszą placówkę jest jedynym w mieście. Z tego obowiązku się wywiązaliśmy i ciągle się wywiązujemy. Z punktu korzystają pacjenci nie tylko z Radomia, ale również z powiatu. Rozumiemy irytację osób stojących w kolejce do punktu, jednak to konieczne ze względów epidemiologicznych. Na dworze przy zachowaniu odpowiedniego dystansu jest zwyczajnie bezpieczniej. Można maksymalnie zmniejszyć ryzyko emisji wirusa. Żadne pomieszczenie czy namiot tego nie zagwarantuje - mówi Karolina Gajewska, rzecznik MSS. - Przypominamy, że punkt pobrań jest przeznaczony dla pacjentów którzy są kierowani do sanatoriów oraz ci, którzy mają skierowanie z przychodni POZ lub z sanepidu i są wpisani do systemu EWP i otrzymali wiadomość SMS.
Problem jest nie tylko to, że to jedyny punkt w mieście, ale również pozostaje jeszcze kwestia dostępności - punkt jest czynny od poniedziałku do piątku w godzinach 14.30-19.00 oraz w dni wolne od pracy w godz. od 9.00 do 13.30. To krótko patrząc na liczbę osób, która się tam codziennie pojawia. We wtorek, 20 października kolejka ustawiona była niemalże do samej ulicy.
Frustracja osób, które przychodzą na wymaz sięga już niekiedy zenitu. O tym, jak wygląda rzeczywistość przy punkcie pobrań otrzymaliśmy od jednej z osób, która doświadczyła tej sytuacji. O to, jak opisuje całe zdarzenie:
"To są skandaliczne warunki dla ludzi chorych. Stanie kilka godzin na powietrzu. Po dwóch godzina robienia badań, personel informuje, że przyjmie 25 osób (dwie godziny do końca pracy punktu), a reszta może iść do domu. Około 40 osób odchodzi, zmarznięci, chorzy, zdenerwowani. Po 30 minutach pielęgniarka mówi, żeby nie czekać, bo zostało tylko 15 testów. Kolejne osoby przychodzą na badanie, plus ci którzy byli, to gdzieś 50 osób. Panie ogłaszają przerwę, przez 30 minut nikt nie wychodzi z badania. Po interwencji pacjentów okazuje się, że testy będą wykonywane jednak do godziny 19 (nagle nie ma problemu z ilością testów). Część osób stojąca kilka godzin odchodzi bez wykonanego badania, do następnego dnia, o ile nie będzie ich musiała zabrać z tej kolejki karetka ze względu na stan zdrowia. "
Kolejna z osób pisze: "ludzie będący na kwarantannie dostają przepustkę na wyjście z domu do określonej godziny i niejednokrotnie nie są w stanie zrobić badania".
Jeden punkt na ponad 200 tys. mieszkańców to raczej za mało i trzeba się spodziewać, że osób, które będą przychodziły do punktu będzie przybywało niż ubywało. Sytuacja robi się coraz bardziej napięta i dramatyczna. Czy jest zatem szansa na poprawę sytuacji i na stworzenie np. kolejnego takiego punktu w Radomiu? Zapytaliśmy w NFZ Mazowiecki Oddział Wojewódzki w Warszawie. Czekamy na odpowiedź.