Krzysztof Domagała: Panie trenerze za nami ostatnie spotkanie Ligi Mistrzów w sezonie. ROSA Radom kończy te rozgrywki zwycięstwem, z bilansem dwóch wygranych i dwunastu porażek, na ostatnim miejscu w tabeli grupy C. Czy udział w Lidze Mistrzów był potrzebny ROSIE?
Nie jest to łatwe pytanie. Jeżeli popatrzymy tylko na aspekty sportowe, to na pewno tak. Dla zawodników, dla organizacji, dla mnie jako trenera jest to dobre doświadczenie. Zagraliśmy z bardzo dobrymi przeciwnikami. Mistrz Włoch, wicemistrz Francji, mistrz Słowenii, zdobywca Pucharu Turcji... Tych drużyn wymagających było dużo, nasza grupa była bardzo ciężka. Nasz bilans nie jest zadowalający, bo dwa zwycięstwa to niedużo, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że w tych klubach jeden zawodnik zarabia więcej niż cała nasza drużyna... Patrząc pod tym kątem widać, jaka różnica, przede wszystkim organizacyjna, dzieli nas od tamtych klubów. Wiadomo, pieniążki nie grają, ale za umiejętności trzeba płacić. Jeżeli ktoś jest dobry w swoim fachu to idzie wyżej i zarabia lepsze pieniądze. Ci, którzy są na dorobku, muszą na to ciężko pracować. My dopiero zbieramy doświadczenie, budujemy markę i budżet, żeby za kilka lat, jak będzie hala, jak będziemy mieli infrastrukturę gotową do przyjęcia najlepszych drużyn, żebyśmy byli sportowo na to przygotowani.
Jaką widzi Pan różnicę pomiędzy tym czego ROSA w zeszłym sezonie nauczyła się w Lidze Mistrzów, a w tym co w tym roku już prezentowaliście, nie tylko sportowo, ale i organizacyjnie?
Sportowo mamy jedno zwycięstwo mniej, ale według mnie nasza gra było dużo lepsza. Mecze z każdą drużyną, oprócz dwóch spotkań - w Strasbourgu i w pierwszym meczu z Niemcami, gdzie przeciwnicy nam odskoczyli i wyraźnie wygrali - miały swoją dramaturgię. Z Bayreuthem też prowadziliśmy kilkunastoma punktami, ale ich głębia składu nas przytłoczyła. Z ławki wchodzili zmiennicy, którzy dawali ekstra kopa, u nas troszkę tego brakowało. Natomiast odbiór ROSY jako klubu jest bardzo pozytywny. Czy to mecz z AEK-iem w Atenach na Sali Olimpijskiej, który przegraliśmy po dogrywce, czy z mistrzem Włoch, który przegraliśmy po dogrywce... Praktycznie każdy mecz w Radomiu był meczem zaciętym, w każdym meczu walczyliśmy o zwycięstwo, oczywiście udało się tylko dwa razy, natomiast trenerzy w rozmowach bardzo chwalą sobie nasz projekt, widzą, że idziemy do przodu, że takie kluby powinny grać w Lidze Mistrzów. Mimo że na razie przegrywamy, widzą w naszej grze postęp.
Chwalą w Europie, ale w Polsce jest trochę inaczej. Kibice patrzą, że ROSA startuje w LM i myślą, że to jest taka trochę ekstrawagancja ze strony naszego klubu, że tracimy czas, tracimy pieniądze na podróżowanie, a w kraju spadamy coraz niżej. W zeszłym sezonie nie awansowaliśmy do finałów Pucharu Polski, teraz też, ROSA aktualnie w tabeli Energa Basket Ligi zajmuje 11. miejsce. Czy duży wpływ na to ma udział w Lidze Mistrzów i czas który tracicie przekłada się na waszą formę w lidze?
Na pewno, nie da się tego oddzielić. Nie bez przyczyny kluby, które mają dwukrotnie większe budżety niż ROSA, jak Toruń, czy Anwil, nie decydują się na grę w pucharach. Wiadomo, że aby połączyć te rozgrywki trzeba dysponować dwunastoma lub przynajmniej dziesięcioma równymi zawodnikami. U nas tego nie ma, ale nie jest to z naszej strony ekstrawagancja, tylko kierunek rozwoju. Przyzwyczailiśmy kibiców do pewnego poziomu. Po pierwszym sezonie i walce o utrzymanie, kiedy przyszedłem, awansowaliśmy do top4. Później była powtórka tego wyniku, wicemistrzostwo, puchar i superpuchar... Przy takich pieniądzach i graniu raz w tygodniu, albo nawet gdy graliśmy już w pucharach, ale w dobrze zbilansowanym składzie, był oto łatwiejsze. Teraz troszkę płacimy frycowe za naszą politykę, bo kontrakty wieloletnie mają to do siebie, że z każdym rokiem zarobki są podnoszone, szczególnie jeśli chodzi o Polaków i zostaje mniej pieniędzy na obcokrajowców. A tak naprawdę to obcokrajowcy decydowali o tym, że sięgaliśmy po puchary. Nie ujmuje tutaj roli nikogo, bo każdy w zespole jest ważny i pamiętam bardzo dobrą grę Michała Sokołowskiego, czy Daniela Szymkiewicza, ale każdy wie, że to Torrey Thomas i C.J. Harris byli motorem napędowym tej drużyny. Teraz chcieliśmy postawić na naszych zawodników, co też sprawia, że rola obcokrajowców była troszeczkę inna.
Poruszył Pan ważny temat, czyli składu ROSY. Nie możemy ukrywać, że ROSA w tym sezonie ma problemy ze składem. Trapią was kontuzje, wypadał z gry Jarosław Trojan, wypadł z gry Robert Witka, teraz także Michał Sokołowski nie jest w pełni dysponowany. Zwłaszcza w polskiej lidze ma Pan problem ze złożeniem wyjściowej piątki w związku z tym, że na parkiecie musi przebywać dwóch Polaków. Tymczasem klub ściąga centra z Kanady. Nie szukał Pan wzmocnień wśród Polaków, nie było ciekawego nazwiska na rynku?
Powiem jeszcze coś ciekawego odnośnie naszej gry. Wygraliśmy dwa mecze w Lidze Mistrzów i w obydwu spotkaniach przy ustalaniu składu nie brałem pod uwagę przepisu z polskiej ligi o dwóch Polakach, a chcieliśmy tak grać, żeby nie zaburzać rotacji i przyzwyczaić zawodników do takiego systemu. Nasze kłopoty z urazami zaczęły się od kontuzji Szymkiewicza, który wypadł i nie wiedzieliśmy kiedy wróci. Czy to będzie tak jak rok temu, że wróci dopiero pod koniec grudnia, a do normalnego grania pod koniec stycznia, czy to będzie szybciej. Na gwałt był ściągany Harrow bo nie wiele kosztował, był na miejscu, na Litwie, miał licencje, znaliśmy go, ale takie ruchy zawsze są obarczone ryzykiem. Gdybyśmy budowali ten skład od początku tak, jak ja bym tego chciał, to wyglądałby on trochę inaczej. Przy kontuzjach Polaków, tak ważnych Polaków i przy obowiązującym przepisie, na tak wąskim rynku Polaków potrafiących grać w koszykówkę, zatrudnienie jakiegokolwiek zawodnika z naszym paszportem, potrafiącego grać w koszykówkę, graniczy z cudem w środku sezonu. Możemy szukać tylko wśród drużyn, które się rozpadają, ewentualnie wśród zawodników, którzy nie mają pracy, ale jeżeli ktoś nie ma pracy, to albo leczył ciężką kontuzję, albo po prostu jest słaby.
Rozpadł się zespół w Słupsku, w którym macie swojego zawodnika - Łukasza Bonarka, wypożyczonego do Czarnych Słupsk. Czy Łukasz teraz wróci do Radomia?
Łukasz dostał propozycję, wiem że prezes Kardaś rozmawiał z jego agentem, natomiast nie jest zainteresowany powrotem na naszych warunkach. Pewnie będzie sobie siedział gdzieś tam, może leczył się... My mamy nasz skład zbudowany, mamy też swoje problemy. Natomiast jeszcze jedna rzecz, o której nie wspomniałem. Rok temu od momentu, kiedy przestaliśmy grać w Lidze Mistrzów, na 14 spotkań wygraliśmy 12. To świadczy o tym, ile dla nas znaczą te podróże i granie dwa razy w tygodniu. W tym roku będzie troszkę inna sytuacja, bo po przerwie na reprezentację do końca sezonu, z dwoma wyjątkami gramy co trzy dni. Inne kluby mają ten komfort, że mają tydzień do przygotowania, my nie. Mamy jeszcze zaległe mecze do rozegrania, więc tego grania będzie dużo i na pewno to nie będą łatwe trzy miesiące. Mam nadzieję, że doświadczenie, które zebraliśmy w pierwszej części sezonu, zgranie i wzmocnienie strefy podkoszowej, gdzie po kontuzji Witki była duża dziura, nam pomoże i zaczniemy w końcu grać w obronie tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, a za obroną pójdą wyniki.
http://www.cozadzien.pl/sport/rosa-straci-gwiazde/44824
To jeszcze kończąc wątek transferowy, czy ten skład, który obecnie jest w Radomiu, to jest skład, który dogra sezon do końca, czy jeszcze myślicie o jakichś ruchach transferowych, zarówno w jedną, jak i w drugą stronę, bo wiem, że byli agenci, którzy przyglądali się grze niektórych zawodników ROSY Radom.
Nie będę mamił kibiców. Dostaliśmy ofertę za Kevina Puntera, bardzo korzystną finansowo. Myślę, że zaproponowana kwota to pieniądze, których poza miastem i ROSĄ nie płaci żaden sponsor. Początkowo ją odrzuciliśmy, ale musimy to przemyśleć, bo nie ukrywam, że to kusząca propozycja - mówi Wojciech Kamiński. - Z Kevina jesteśmy bardzo zadowoleni, on też jest zadowolony, ale wiadomo, że oferta z takiego klubu, który jest dobrze znany w Europie, jest kusząca także dla zawodnika. Kevin chce się rozwijać, ale jest też profesjonalistą i wypełnia warunki umowy.
Rozumiem, że ewentualne ruchy transferowe ROSY zależą od decyzji w sprawie Puntera?
Dokładnie tak. Jeżeli będzie decyzja, że jednak pozwolimy mu, po zapłaceniu buyoutu, odejść, to możemy się też spodziewać ruchów w drugą stronę. Nie sądzę, żeby to było teraz, natomiast po meczu z Kingiem mamy 3 tygodnie okienka bez grania i to będzie czas, kiedy będą zapadały decyzje.
Skończyliście rozgrywki Ligi Mistrzów, Puchar Polski wam uciekł, zostaje wam liga. O co w tym sezonie ROSA będzie walczyć w lidze, na co was jeszcze stać w tym sezonie Energa Basket Ligi?
Ciężko powiedzieć, bo w lidze gramy w kratkę. Kilka meczów przegraliśmy na własne życzenie. Myślę, że tylko kilka meczów zagraliśmy tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, natomiast żadnego meczu nie rozegraliśmy w pełnym składzie. Na co nas stać? Ciężkie pytanie. Chcemy grać jak najlepiej i bić się z każdym przeciwnikiem, ale tak jak wielokrotnie pokazywaliśmy w pierwszej części sezonu, potrafimy zagrać dwie różne połowy. Od genialnej po fatalną, tak było ze Stelmetem, tak było z Dąbrową Górniczą. Myślę, że będziemy szli w stronę powrotu do koszykówki, którą graliśmy dwa, trzy lata temu i dlatego tak ważnym ogniwem w tej układance jest transfer Mike'a Frasera. On da nam obronę pod koszem. Jest to człowiek, który może nie straszy parametrami, jeśli chodzi o wzrost, natomiast jego siła i skoczność pozwolą nam załatać tę dziurę i wzmocni naszą obronę pod koszem. Jak to poprawimy, to będzie nam się wszystkim lepiej grało i wtedy będziemy mogli wrócić do naszej dobrej obrony i gry z kontry.
Czy jak to się uda, to ROSA jest w stanie walczyć o medal w tym sezonie?
Dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe. Oczywiście patrzymy też na ruchy innych. Jeżeli Stelmet, który i tak miał bardzo dobry skład, zatrudnia kolejnych zawodników, łącznie z mistrzem Europy Muricem, Anwil bierze Hosleya, Trelf Trottera, to znaczy, że każdy się wzmacnia. Z tego co wiem Toruń też szuka nowego zawodnika. Każdy chce być coraz lepszy, więc ciężko powiedzieć, czy jesteśmy w stanie nawiązać z nimi rywalizację. Myślę, że po tym okresie trzech tygodni przerwy, kiedy będziemy mieli czas potrenować, odpocząć i zgrać się, zobaczymy prawdziwe oblicze ROSY. W pierwszej części sezonu graliśmy co trzy dni, od 29 września. Nawet Stelmet nie grał tyle, bo nie musiał przechodzić eliminacji do Ligi Mistrzów. My musieliśmy przejść przez eliminacje, później nadrabiać ligę. Terminarz nie był naszym sprzymierzeńcem, więc na pewno te kłopoty kadrowe, kontuzje i częste granie sprawiło, że jesteśmy tu gdzie jesteśmy, ale z tego co pamiętam bywaliśmy w gorszym położeniu i w drugiej części sezonu to odrobiliśmy i wierzę, że teraz też się uda.
http://www.cozadzien.pl/sport/koszykarski-turniej-w-radomiu/44842
Pojawiają się głosy, żeby doszło w ROSIE do zmiany trenera. Jak Pan sobie radzi z taką presją, narzucaną przez kibiców tak naprawdę, bo wiem, że to jest związane z pracą szkoleniowca, nie da się ukryć.
To decyzja zarządu. Spotyka się z takim głosami, ale też spotykam się z kibicami, którzy mówią, żeby nie robić żadnych głupot, że oni wierzą i pamiętają, co robiliśmy. Oni wiedzą, że z takim budżetem, jaki ma ROSA, a to jest mniej więcej siódmy budżet w lidze, nie da się pogodzić pucharów i zadowolić wszystkich malkontentów w Radomiu. Jestem trenerem, wiem z czym się to wiąże i wiem jaka jest presja środowiska. Każdy chciałby, żeby jego drużyna wygrywała. Klub i ja zobowiązaliśmy się do pewnych rzeczy, podpisując kontrakt na kilka lat zrezygnowałem z niektórych spraw, które chciałem wprowadzić w tym roku, właśnie przez to, żeby iść trochę w stronę polityki klubowej. To było obustronne porozumie, wierzymy, że ten sezon pójdzie po naszej myśli, ale lub chce żeby było tak, jak oni sobie tego życzą. Trener ma wybór, może się zgodzić, może powiedzieć, że ma być tak jak on chce, bo to ostatni rok kontraktu i po tym roku usiądziemy i będziemy negocjować co dalej. Swoje ego trzeba czasami schować w kieszeń i jeżeli polityka klubu zmierza w jakąś stronę, trener nie powinien iść pod prąd, ale razem z tą organizacją, żeby się rozwijała, choć to nie zawsze wychodzi. Kto będzie płacił, kiedy nie wyjdzie? Oczywiście ja zapłacę, bo jeżeli będzie trzeba łatwiej jest zwolnić trenera niż dziesięciu zawodników.
Ale na razie pan się nigdzie nie wybiera i zostanie pan z nami na długie lata.
Nie wybieram się. W Radomiu dobrze mi się pracuje, natomiast dwa ostatnie sezony nie były łatwe. Częstsze granie, dodatkowe 14 spotkań to wymagające zadanie dla zawodników i dla trenerów. Do każdego meczu trzeba się przygotować, obejrzeć przeciwników, przygotować taktykę, skautingi. Bardzo dobrą pracę wykonuje mój asystent, Andrzej Ubran, ale on jest w klubie od listopada, a w pierwszych miesiącach wszystko spoczywało na moich barkach. Jedyną pomocą był Artur Pacek, ale to jest trener od przygotowania motorycznego i odpowiada za trochę inne rzeczy.
Łysy trener ciągle najlepszy w Polsce jest?
Nigdy nie uważałem się za najlepszego. Zawsze stawiam sobie cele, które chce realizować i to jest tak, że albo ktoś będzie chciał je ze mną realizować, albo pójdę gdzie indziej i poszukam ludzi, którzy będą chcieli te cele realizować. Zawsze powtarzałem, że zwycięstwo ma wielu ojców, natomiast przegrana ma jedną matkę. Jak się wygrywało to było super i wszyscy klepali po plecach, a przyszedł kryzys, trochę gorsza gra i będą człowieka opluwać. To świadczy o tych ludziach jako o osobach. Prawdziwi kibice śpiewają przecież na meczach: czy wygrywasz, czy nie, ja i tak kocham cie. Każdy chce wygrywać, ale czasami się nie da i prawdziwy kibic to doceni, że jest walka, próba i jest myśl w tym wszystkim, w tej polityce czy klubowej, czy prowadzenia zespołu. "Kibic" przyjdzie, popatrzy i później napisze coś w internecie anonimowo, bo tak jest najłatwiej.