[gallery id=737]
"Teatr zaprasza na opowieść o wielkiej miłości, która zdarzyła się wbrew
rozsądkowi i zasadom. Kiedyś, gdzieś, komuś… Ale przecież mogłaby
zdarzyć się i dziś. Tu i teraz. Każdemu z nas" - reklamował teatr przed premierą. I... wszystko się zgadza.
Jeśli ktoś nie pamięta: tytułowa Karenina jest młodą, śliczną żoną
dużo starszego męża, poważanego w Petersburgu urzędnika. Ośmioletni
synek jest dla niej całym światem. Wiedzie życie stabilne, dostatnie,
spokojne. Do czasu poznania hrabiego Wrońskiego. Przystojny oficer armii
rosyjskiej, wprowadza zamęt w stateczne życie bohaterki i
nieodwracalnie zmienia jej losy... Wybucha miłość, przed którą żadne z
nich nie będzie w stanie się obronić, a jej konsekwencje okażą się
opłakane w skutkach.
"Anna Karenina" w radomskim teatrze to efektowne widowisko, które przenosi nas w świat XIX Rosji, wielobarwnej, intrygującej, tętniącej emocjami, spętanej ograniczeniami konwenansów.
Osią spektaklu jest jednak trójkąt miłosny tworzony przez Annę,
Karenina i Wrońskiego. Ale nie sposób mówić o ich związku nie
wspominając o świecie rosyjskich salonów, które pętają bohaterów w
bezlitosne więzy konwenansów. Bohaterem przedstawienia staje się więc
również arystokracja rosyjska, której obraz nakreślony jest z nie lada precyzją.
Na dużej scenie można zobaczyć niemal cały zespół radomskiego teatru. Młodziutka Katarzyna Dorosińska, która wcieliła się w postać tytułowej
bohaterki, jest niezwykle przekonywująca. Wydobyła ona psychologiczną
głębię Kareniny i używa tak wysublimowanych środków wyrazu, że widz
zostaje oczarowany od pierwszych minut przedstawienia. Scena choroby
podczas porodu czy później spotkania z synem Sieriożą mają niezwykły
ładunek emocjonalny. Jarosław Rabenda w roli Karenina, zdradzonego męża i
nieszczęśliwego ojca, jest bardzo czytelny. Z kolei Marekowi Braunowi
jako Aleksiemu Wrońskiemu brak nieco charyzmy i wyrazistości, choć scena
próby samobójczej byłą w jego wykonaniu bardzo udana.
Przewodnim motywem muzycznym jest walc "Maskarada” Chaczaturiana.
Wykorzystany w spektaklu taniec nabiera symbolicznego znaczenia w
świetle przesłania całości. To nie tylko ekspresja czy żywioł, ale
metafora nieco absurdalnego, zrytmizowanego tańca marionetek w teatrze
życia.
Na uwagę zasługują przepiękne kostiumy, będące dziełem Zofii de
Ines-Lewczuk. Całość uzupełnia też przemyślana scenografia, która
świetnie sprawdza się przy różnym oświetleniu budując nastrój adekwatny
do scen. Akcję scalają również wizualizacje, które dopowiadają i
uzupełniają treści.
Choreografię do spektaklu przygotował Tomasz Tworkowski,
opracowaniem muzycznym rosyjskich romansów zajął się Grzegorz Jabłoński.
KOLEJNE SPEKTAKLE
25, 26, 27 października o godz. 18