Na rozprawie stawił się jeden z sędziów z Polskiego Związku Łowieckiego; dwóch zdających egzamin na myśliwego w czasie, kiedy zdawał go Piotr Szprendałowicz; pracownik Wydziału Postępowań Administracyjnych, który wydaje pozwolenia na broń; kobieta, która w 2009 r. była zastępcą naczelnika tegoż wydziału oraz oskarżeni: Piotr Szprendałowicz i Wojciech Sz.
Przypomnijmy - w 2009 r. Piotr Szprendałowicz - radomski radny, kandydat na prezydenta miasta w ostatnich wyborach - przy składaniu deklaracji członkowskiej do Polskiego Związku Łowieckiego i we wniosku do komendanta mazowieckiego policji o pozwolenie na broń myśliwską posłużył się zaświadczeniem o "uzyskaniu podstawowych uprawnień do wykonywania polowania". Zdaniem prokuratury zaświadczenie zawierało nieprawdę, bowiem z ustaleń śledczych Piotr Szprenadałowicz nie zdał egzaminu strzeleckiego. Przewodniczący komisji egzaminacyjnej Wojciech Sz. miał wiedzieć o tych nieprawidłowościach. Radnemu Szprendałowiczowi grozi kara grzywny, ograniczenie wolności lub 2 lata więzienia, a Wojciechowi Sz. od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.
Dziś (w środę) jako pierwszego przesłuchano sędziego z PZŁ Wyjaśnił, jak wygląda egzamin na myśliwego. - Egzamin składa się z 3 części: pisemnej, ustnej i praktycznej na strzelnicy. Wedle mojej wiedzy Piotr Szprendałowicz zdawał egzamin z wszystkich części, chociaż go nie pamiętam, ale będąc członkiem komisji egzaminacyjnej od ponad 20 lat nigdy nie zdarzyło się, że wydaliśmy komuś dokumenty bez egzaminu - zeznał. Świadek nie pamiętał, kiedy oskarżony Szprendałowicz zdawał egzamin, nie pamiętał również z jakiej broni strzelał oraz który egzamin zdawał jako pierwszy.
Powstało kilka nieścisłości, kiedy sędzia z PZŁ mówił o ilości osób w komisji na egzaminie. Według zeznań świadka podczas egzaminu powinno być minimum 5 osób w komisji, a później stwierdził, że brał udział w egzaminach, kiedy było ich tylko dwóch lub trzech. Na pytanie obrońcy Wojciecha Sz., czy zmieniło się coś w ilości składu członków komisji egzaminacyjnej, świadek odpowiedział twierdząco, ale później przyznał, że nie zna przepisów regulujących minimalny skład członków komisji. - Wydaje mi się, że min. 5 osób musi być w komisji, by egzamin mógł się odbyć - dodał przesłuchiwany.
Kolejnymi nieścisłościami są: podpis zdającego na protokole egzaminacyjnym i harmonogram egzaminów. Sędzia z PZŁ stwierdził, że nie ma znaczenia czy część teoretyczna jest zdawana na końcu czy na początku, podobnie jak w przypadku pozostałych etapów egzaminu. Pod każdym wynikiem musi znaleźć się podpis zdającego. Jednak jak się okazało, kolejność jest ważna, bowiem na protokołach rozpisane są najpierw egzaminy: pisemny i ustny, a na końcu strzelecki. Jako pierwszy należy zdać pisemny i ustny, a następnie można podejść do egzaminu strzeleckiego. Istnieje możliwość zdawania egzaminu w innym terminie niż ten wyznaczony
dla całej grupy, ale nie sporządza się oddzielnego protokołu dla zdającego indywidualnie. Tymczasem Wojciech Sz. zauważył i zgłosił to sędziemu, że to nielogiczność, skoro nie sporządza się protokołu dla zdającego indywidualnie, to jak ma on podpisać swoje wyniki.
Kolejni świadkowie zeznali, że zdawali egzamin na myśliwego w 2009 r., że widzieli Piotra Szprendałowicza przed egzaminem pisemnym. - Rozmawiałem z oskarżonym przed i po egzaminie pisemnym - mówił jeden z nich. Obaj nie zauważyli, czy oskarżony zdawał później egzamin ustny, nie zwrócili również uwagi na to, czy w protokole znajdował się podpis Szprendałowicza. Wydawało się, że widział Szprendałowicza, kiedy on sam skończył egzamin strzelecki. Dokumenty świadczące o zdaniu egzaminu odebrali osobiście z zarządu PZŁ.
Pracownik Wydziału Postępowań Administracyjnych w Radomiu zeznał, że przyjmował dokumenty Szprendałowicza, które były niezbędne do uzyskania pozwolenia na broń. - Zajmuję się prowadzeniem postępowań udzielania pozwoleń na broń od wniosku po decyzję. By otrzymać pozytywną odpowiedź, należy złożyć: orzeczenie lekarskie i psychologiczne, zaświadczenie z PZŁ o przynależności do związku oraz zaświadczenie o uzyskaniu uprawnień na myśliwego. Piotr Szprendałowicz nie miał kompletu dokumentów, dlatego ktoś w jego imieniu donosił je następnego dnia. Wydano decyzję pozytywną - zeznał przesłuchiwany.
Ostatni świadek, ówczesny zastępca naczelnika Wydziału Postępowań Administracyjnych, potwierdził, że podpisywała zgodę na wydanie pozwolenia na broń Piotrowi Szprendałowiczowi.
Oskarżonych czekają jeszcze dwie rozprawy. Kolejna w czerwcu.