– Na nagraniu widać, jak kopiuje niektóre dokumenty znajdujące się w siedzibie, a następnie chowa je do toreb. Niektóre papiery upycha bez uprzedniego wykonania kopii. Kamery zarejestrowały też, jak wchodzi do pomieszczeń spółki, w tym gabinetów innych menedżerów i zarządu. Wygląda to tak, jakby czegoś tam szukał – mówi „Codziennej” osoba związana z PGZ, która widziała nagrania z monitoringu. Zgodnie z regulaminem pracy Szprendałowicz nie miał prawa przebywać w weekend na terenie spółki. Oprócz dyscyplinarnego zwolnienia Szprendałowicza PGZ o całej sprawie zamierza powiadomić prokuraturę.
Podczas dzisiejszej konferencji prasowej Piotr Szprendałowicz ustosunkował się do stawianych mu zarzutów. - Robi się z tego sensacje, że monitoring mnie przyłapał. Przecież to ja nadzorowałem ten monitoring. Zarzuca mi się, że wchodziłem do gabinetów członków zarządu. Nie prawda. Ten sam monitoring może wykazać, że nie wchodziłem – powiedział Szprendałowicz. Były już dyrektor biura administracji PGZ podał również przykłady sytuacji gdy po godzinach pracy musiał przyjeżdżać do siedziby spółki. - Zdarzały się sytuacje kiedy były okna otwarte i w nocy włączał się alarm. Musiałem jako dyrektor przyjechać, wyłączyć alarm i sprawdzić przyczynę jego włączenia. Wykonywałem tylko swoje obowiązki – dodał.
Na temat wyniesionych dokumentów dowiedzieliśmy się, że były dyrektor ze spółki zabrał kopię faktury, przy której była wątpliwość czy została zasadnie wystawiona. - Zabrałem kopię, żeby to wyjaśnić w Warszawie. Wszystkie dokumenty gdy zostałem do tego wezwany oddałem. Nie były to dokumenty niejawne. Były to typowe sprawy administracyjne – wyjaśnił.
Szprendałowicz odniósł się również do zatrudnienia na stanowisku dyrektora radomskiej siedziby PGZ Dariusza Wójcika. - Pewne fakty można łączyć. Czy nie było tu konieczności zwolnienia pewnego miejsca, którego obowiązki po części dublowały się z obowiązkami nowego dyrektora. Gdybym został zwolniony w sposób klasyczny byłbym ofiarą. Zostałem zwolniony po to aby uwolnić miejsce dla kogoś, kto w sposób polityczny dostaje stanowisko. Bez konkursu, z dnia na dzień, nie wiedząc nawet czym się będzie zajmował – dodał Szprendałowicz.
W zaistniałej sytuacji były dyrektor złożył do sądu pracy pozew przeciwko swojemu byłemu pracodawcy i będzie domagał się odszkodowania od PGZ. Nie obawia się również tego, iż były pracodawca zamierza zawiadomić prokuraturę, gdyż jak twierdzi uczciwie i rzetelnie wykonywał swoje obowiązki.
- Stałem się ofiarą ataku politycznego. Tak jak pięć lat temu tak i teraz wykażę, że jestem osobą pokrzywdzoną. Nie pozwolę tak traktować siebie i mojej rodziny. W momencie gdy wycofałem się z życia politycznego, z życia samorządowego prosiłem o uszanowanie tego. Chciałem pracować dla dobra spółki i dla dobra naszego miasta. Polityka spowodowała, że tą pracę utraciłem i ta sama polityka powoduje, że buduje się teorie spiskowe na mój temat – podsumował Szprendałowicz.